Quantcast
Channel: O Starym Mieście Elblągu słów kilka
Viewing all 131 articles
Browse latest View live

Szkutnictwo w średniowiecznym Elblągu

$
0
0
Na naszym blogu jakiś czas temu można było przeczytać o tym, jak budowano w Elblągu kogi. W tym wpisie chciałem przybliżyć wiedzę o szkutnictwie w średniowiecznym Elblągu.

Ostatnio powstało bardzo cenne opracowanie pt. "Przemiany w szkutnictwie rzecznym w Polsce. Studium archeologiczne" autorstwa Waldemara Ossowskiego, wydane Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku w 2010 roku. Dzisiejszy wpis w dużej części został oparty na ustaleniach z tej właśnie pracy.

Odkrycia związane ze szkutnictwem odkrywane były na Starym Mieście w różnych jego punktach. Do najbardziej powszechnych należą klamerki szkutnicze, używane do przytwierdzania do burt uszczelnienia pomiędzy klepkami. Kształt, wielkość tych charakterystycznych przedmiotów ulegał zmianom w ciągu okresu ich użytkowania. Prześledzenie tych zmian pozwala datować te klamerki, a co za tym idzie, także budowane przy ich użyciu jednostki pływające.
W Elblągu odkryto dotychczas 165 takich klamerek, z których stan zachowania 20. nie pozwala na przypisanie ich do konkretnego typu. Spośród pozostałych najwięcej jest takich (typ B i C), które można datować na 2. połowę XIII wieku. Do najstarszych należą dwie klamry (typ A), które używane były do budowy statków w 2. połowie XII i na początku XIII wieku, a zostały one odkryte w warstwie datowanej na ok. 1250 rok. Zapewne pochodziły z jednostki pływającej, zbudowanej oczywiście poza Elblągiem, która po długim okresie użytkowania (wynoszącym kilkadziesiąt lat) została w Elblągu rozebrana, a jej niektóre elementy posłużyły do wymoszczenia podwórza rozwijającego się Elbląga.

Klamerki szkutnicze typu A i B ze Starego Miasta w Elblągu.
Źródło: W. Ossowski, Przemiany w szkutnictwie rzecznym w Polsce, 2010, il. 44

Klamerki typu B i C pochodzące z jednego zespołu, a datowane na lata 1240-1280 są bardzo ciekawe z punktu widzenia rozwoju szkutnictwa elbląskiego. Te klamerki nie mają bowiem śladów zagięcia, co jednoznacznie wskazuje, że po ich odkuciu nie zostały z jakichś powodów użyte do uszczelnienia budowanej lub remontowanej jednostki pływającej. Przedmioty te wskazują, że już od samego początku rozwoju miasta, w Elblągu budowano nowe statki lub przynajmniej je remontowano.
Występowanie klamerek szkutniczych w Elblągu kończy się w 1. połowie XIV wieku. Przyczyny tego zjawisko mogą być tłumaczone w różny sposób. Być może przyczyną tego jest ustanowienie stałego miejsca budowy statków na Łasztowni, położonej na północ od miasta (w źródłach wymieniana od 1343 roku). Inną przyczyną może być szybki rozwój mieszczańskiej architektury murowanej i brak konieczności moszczenia podwórek drewnem.


Elementy konstrukcyjne rozebranego statku rzecznego odkryte
na parceli przy ul. Św. Ducha 21 (dawniej Św. Ducha 44).
Źródło: W. Ossowski, Przemiany w szkutnictwie rzecznym w Polsce, 2010, il. 40

Oprócz klamerek zostały w Elblągu odkryte także elementy drewniane pochodzące z jednostek pływających. Na podwórku obecnej posesji przy ul. Św. Ducha 21 (dawniej Św. Ducha 44) odkryto, w warstwach datowanych na okres pomiędzy 1239 a 1250 rokiem, elementy konstrukcyjne rozebranego statku rzecznego. Zostały one wtórnie użyte do moszczenia podwórza. Na sąsiedniej parceli (obecnie Św. Ducha 22, dawniej Św. Ducha 45) w warstwie datowanej na ten sam okres odsłonięto fragment dennika, którego przedłużenie stanowiło ramię tworzące podparcie burty.
W trakcie badań archeologicznych na zapleczu parceli przy ul. Studziennej 20 odkryto fragment poszycia. Warstwa, w której leżał jest datowana na okres krótko po 1250 roku.

Dennik odkryty na parceli Św. Ducha 22 (dawniej Św. Ducha 44)
Źródło: W. Ossowski, Przemiany w szkutnictwie rzecznym w Polsce, 2010, il. 42


O średniowiecznym warsztacie złotnika. Narzędzia.

$
0
0


W dzisiejszym poście będzie o warsztacie złotnika w średniowieczu według Mnicha Teofila (Roger z Helmarshausen, łac. Theophilus Presbyter), niemieckiego złotnika i pisarza, a także benedyktyna, który urodził się w około 1080 roku (zmarł po 1125 roku).
Jest on autorem jednego z najważniejszych średniowiecznych podręczników artystycznych, który zawiera wskazówki dotyczące przygotowania farb i ich zastosowania, wytwarzania witraży, odlewania i obróbki metali...
Dzieło to zachowało się w licznych odpisach i nosi tytuł: Teofila kapłana i zakonnika o sztukach rozmaitych ksiąg troje (w Polsce wydane w 1880 roku).

W celu przygotowania odpowiedniego warsztatu należało wznieść obszerne i wysokie pomieszczenie, skierowane na wschód, z oknami od południa i wydzielonymi pomieszczeniami do wykonywania odlewów z miedzi, cyny i ołowiu, a także osobno do pracy w złocie i srebrze.
Naprzeciwko okna kopie się rów, a w poprzek tego rowu przytwierdza się płytę stołu tak, aby nakrywała kolana siedzących w rowie pracowników (ułatwiała ona także zebranie rozsypanych kawałków złota lub srebra).
Piec w pracowni powinien znajdować się w pobliżu okna - mocuje się go za pomocą kilku płyt, a wykonany jest z niewyrobionej gliny zmieszanej z nawozem końskim.

Piec do wytapiania, Teofila kapłana i zakonnika o sztukach rozmaitych ksiąg troje, ryc. 4, s. 61.
W organizowaniu pracowni złotniczej ważne były różnego rodzaju narzędzia, np. miechy z baranich skór przygotowywane wcześniej w mieszaninie drożdży i soli, naciągane wszerz, do których dorabiało się drewnianą głowicę, żelazną rurkę, idącą przez całą długość z odchodzącymi od niej 4 kawałkami drewna.
Kolejne narzędzia niezbędne w pracy to: kowadła (szerokie, płaskie i czworokątne, a także płaskie i rogate (?)), młotki, kleszcze, ciągadło (przez które przewleka się druty), organarium (tworzyło się w nim pręty srebrne lub złote i ziarnistym profilu), pilniki (do piłowania złotych i srebrnych drutów tak, aby mogły na nich powstać paciorki), rylce (służące do grawerowania), skrobaki (służące m.in do polerowania wykonywanego dzieła), wybijaki (wykonywało się nimi podobieństwa zwierząt lub kwiatów, wybijanych w złocie, srebrze i miedzi, a wybijakami stożkowato zakończonymi tworzyło się koła), narzędzia służące do nacinania, wyrabiania gwoździ oraz pilniki.

Wyciąganie drutu, rys. wg Hausbuch der Mendelschen Zwölfbrüderstifung, 1533 r., Stadtbibliothek Nürnberg, (por. E. Brepohl, Theophilus Presbyter und die mittelalterliche Goldschmiedekunst, Leipzig 1987, s. 47
Organarium, Teofila kapłana i zakonnika o sztukach rozmaitych ksiąg troje, ryc. 6, s. 64.
Mnich Teofil podaje także sposób na hartowanie pilników, a także innych narzędzi za stali: należało wypalić w ogniu róg wołu, zeskrobać go i dodać trzecią część soli, a  następnie rozetrzeć. Później wkładało się pilnik do ognia, a gdy się rozgrzał, posypywało się go startą mieszanką i ponownie trzymano wśród rozżarzonych węgli. Następnie zanurzało się pilnik w wodzie, a po wyjęciu, suszyło nad ogniem. Jeśli pilniki były wykonywane z lanego żelaza, hartowało się je poprzez nacieranie starym tłuszczem wieprzowym, okręcanie rzemykami wyciętymi ze skóry kozła i owijanie lnianym sznurkiem. Następnie każdy z osobna należało obłożyć gliną, włożyć do ognia, a po wyjęciu z gliny zanurzyć w wodzie i wysuszyć nad ogniem.
Dość interesująco brzmi metoda hartowania narzędzi żelaznych, które służyły do nacinania szkła i niezbyt twardych drogich kamieni: wówczas należało wziąć trzyletniego kozła, którego trzymało się w stajni bez jedzenia przez trzy dni, czwartego dnia dopiero dostawał do jedzenia paprocie. Po dwóch dniach takiego karmienia, umieszczało się go w beczce z otworami od spodu, pod którą znajdowało się naczynie na mocz kozła. Po zebraniu w ten sposób odpowiedniej ilości moczu (w ciągu dwóch lub trzech dni), wypuszczało się zwierzę, a samym tylko moczu hartowało się narzędzia.
Niezbędne w warsztacie były tygle do topienia złota i srebra. Do ich wykonania potrzebna była dokładnie starta biała glina. Oprócz tego trzeba było połamać drobno stare tygle, w których wcześniej było już topione złoto lub srebro. Utartą glinę łączyło się później z fragmentami tych spalonych naczyń, dolewało wody i formowało nowe tygielki.
Takie wyposażenie warsztatu proponował mnich Teofil. W następnym poście napiszę o przygotowywaniu surowców i tworzeniu niektórych przedmiotów.

Pierścień z około połowy XIII wieku znaleziony podczas wykopalisk na Starym Mieście w Elblągu, nr inw. EM/II/1390 - wykonany z czterech cynowych lub ołowianych drutów, skręconych ze sobą, średnica 16 mm (fotografia i informacje dzięki uprzejmości A. Rybarczyk). 


Fliza z Amsterdamu

$
0
0
O holenderskim zwyczaju wykładania ścian fajansowymi płytkami wspominaliśmy już na blogu. Ich utylitarny charakter wzbogacano malowanymi dekoracjami, wykonywanymi przez wyspecjalizowanych w tej materii artystów. Powstawały w ten sposób całe kompozycje nadające wnętrzu charakter i ułatwiające utrzymanie pomieszczenia w czystości. Na przełomie XVII/XVIII stulecia zyskały dużą popularność w Europie, stając się elementem wystroju wnętrz mieszczańskich kamienic, pałaców i rezydencji. Powszechnie stosowano je na terenie Żuław Wiślanych, gdzie chętnie osiedlali się - uciekający przed prześladowaniami religijnymi - mennonici. 

Niektóre flizy wyróżniają się dekoracją i bogatym w szczegóły rysunkiem, jak ta którą prezentujemy w dzisiejszym poście. Rysunek na płytce wykonany jest bardzo precyzyjnie. Sprawne pociągnięcia pędzlem świadczą o dużym doświadczeniu malarza w posługiwaniu się kobaltem. Wykonanie starannego rysunku tym barwnikiem sprawiało niewprawionym malarzom dużo trudności. Dekoracja przedstawia scenę figuralną w pejzażu, ujętą w tondo. Na pierwszym planie widzimy cztery męskie postacie, ubrane w długie szaty. Głowę jednej z nich otacza aureola. Postacie wskazują na leżącego mężczyznę. Jego ciało jest nienaturalnie wygięte, coś wydobywa się z jego ust. Scena ta staje się jasna przy zestawieniu jej z tekstem z ewangelii wg św. Mateusza [8,28-34]:

Gdy [Jezus] przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli mu na przeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: "Czego chcesz od nas, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?" A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy prosiły Go: "Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń! Rzekł do nich: "Idźcie!" Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach. Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, aby odszedł z ich granic.

fliza z przedstawieniem Nowego Testamentu, Amsterdam ok.1740 [fot. archiwum MAH]
Przedstawiony krajobraz, choć przypominający bardziej holenderskie pejzaże z fliz, to ziemia Gadareńczyków, do której przybył Jezus, ukazany na rysunku w aureoli. Dekoracja przedstawia moment wypędzenia duchów z opętanych., Ciało jednego z nich ukazano w nienaturalnej pozie, z jego ust wydobywa się ciemny obłok - symbolizujący wypędzanego przez Jezusa demona. Na drugim planie, podobnie jak w opisie biblijnym, widzimy przedstawione w prosty sposób stado świń pędzących ku urwisku i tonących w wodach jeziora. Widoczne w tle są także schematycznie zaznaczone postacie uciekających pasterzy.

Wzorem dla tej dekoracji była rycina, którą wykonał Pieter Henriksz Shut - rytownik, zatrudniony ok. 1635 roku w wydawnictwie Claesza Jansz Visschera. Na zlecenie wydawcy wykonał kopie rycin Matthaeusa Meriana, które zdobiły pierwsze ilustrowane wydanie Biblii Lutra wydane w 1630 roku w Strasburgu. Pieter Shut wykonał 233 miedzioryty, wzorując się na rycinach Meriana, dlatego w finalnym efekcie wydana przez Visschera Biblia zawierała kopie, będące lustrzanym odbiciem oryginałów. Pierwsza edycja Biblii z grafikami Shuta ukazała się około 1650 roku.

Uzdrowienie opętanego  Pieter Henriksz Shut 
Powstały dwie wersje tego wydania: jedną z rycinami  w oryginalnym rozmiarze (tzw. de grote Shutbijbel), takim jak w Biblii Meriana oraz jej "mniejsza" wersja (de kleina Shutbijbel). Oprócz kopii rycin Meriana, Pieter Shut wykonał 103 miedzioryty własnego autorstwa, 25 z nich weszło w skład "dużego wydania", a aż 103 pojawiło się w wydaniu mniejszym. Oba wydania Biblii Shuta okazały się wielkim sukcesem. W wyniku tej popularności w XVIII wieku grafiki Shuta zaczęto wykorzystywać w sztuce użytkowej, wiele z nich pojawiło się właśnie na flizach. Elbląski egzemplarz został wykonany w jednym z amsterdamskich warsztatów około 1740 roku.


Atrybucji i interpretacji przedstawionej flizy dokonał Jan Pluis. 

"Tulipan a sprawa europejska"

$
0
0
Na malowanych talerzach fajansowych w XVII i XVIII wieku bardzo często spotykanym motywem dekoracyjnym jest kwiat tulipana. Spotykamy go zarówno na wyrobach importowanych i na tych wytwarzanych przez miejscowych garncarzy. Lokalni rzemieślnicy przyjęli modę "na tulipany" zapewne za pośrednictwem wyrobów przywożonych przede wszystkim z terenu dzisiejszej Holandii.
Stosowanie do zdobienia wyrobów garncarskich tulipanów jest wyrazem swoistego uwielbienia tych kwiatów przez ówczesnych europejczyków, zjawiska określanego niekiedy nawet tulipomanią (takiego, bardzo trafnego określenia użył Zbigniew Herbert w książce "Martwa natura z wędzidłem"- na jej podstawie powstał ten post), po holendersku to tulpenwoede, czyli mania tulipanowa..




Pierwszy raz Europejczycy zapoznali się z tym kwiatem około połowy XVI wieku, kiedy to został on po raz pierwszy przywieziony z Imperium Otomańskiego przez posła austriackiego na dworze Sulejmana Wspaniałego w Konstantynopolu, który nazywał się Ogier de Busbecq.



Wkrótce cebulki tulipana, różnych jego odmian stały się źródłem bogactwa, ale również i krachu finansowego wielu ludzi, przedmiotem spekulacji, szczególnie w Holandii. 
Pierwsze udokumentowane objawy "umiłowania" tulipanów pochodzą już z początku XVII wieku, z Francji. W roku 1608 za jedną cebulkę rzadko spotykanej odmiany pewien malarz oddał swój młyn. Niekiedy cały posag to właśnie sadzonka tulipana. Gdzieś indziej za cebulkę tulipana został oddany cały browar...


Około połowy XVII wieku w Holandii znanych jest kilkaset odmian tulipana, których nazwy brzmią bardzo różnie, np.: "Szmaragd", "Królewski agat", "Diana", "Arlekin", "Pstry", "Dziewica", "Król". Jednak tym najbardziej cenionym był "Semper Augustus", który kosztował pięć tysięcy florenów, czyli równowartość domu z rozległym ogrodem. Niekiedy za cebulki płacono w naturze. I tak, cebulka tulipana o nazwie "Wice-Król", jego nabywcę kosztowała: dwa wozy pszenicy, cztery wozy żyta, cztery tłuste woły, osiem tłustych świń, dwanaście tłustych owiec, dwie beczki wina, cztery baryłki przedniego piwa, tysiąc funtów sera, łóżko, ubranie i srebrny puchar.
Nie ma się co zatem dziwić, że gorączka tulipanów ogarniała całe Niderlandy. Tym bardziej, że bardzo szybko rozchodziły się pogłoski o zdobywanych wielkich fortunach, jak np. o mieszkańcu Amsterdamu, który mając jedynie mały ogródek dorobił się w ciągu czterech miesięcy 60 000 florenów.


Kres tego szaleństwa przyszedł w 1637 roku. W kwietniu tegoż roku Stany wydały dekret, który anulował spekulacyjne umowy, a także ustalał maksymalną cenę za cebulkę tulipana na 50 florenów.
Znacznie dłużej tulipany były jednym z ulubionych motywów dekoracyjnych malowanych na naczyniach ceramicznych. W przypadku wyrobów lokalnego rzemiosła były malowane jeszcze na początku XIX wieku.
Dziś tulipana możemy kupić w każdej kwiaciarni za kilka złotych...

Źródło: http://www.auta24.com/holandia-samochody-do-wynajecia

O średniowiecznym warsztacie złotnika. Przygotowanie surowców.

$
0
0
Mnich Teofil podaje też metody czyszczenia srebra potrzebnego do wyrobu określonych przedmiotów. Do glinianej czarki należało wsypać przesiany popiół, do którego dolewało się wody i rozprowadzało cienko wewnątrz naczynia i suszyło nad ogniem. Po wysuszeniu, czarkę stawiało się naprzeciw otworu pieca, tak, aby wiało na nią powietrze z miecha i dokładało trochę węgli, dmuchając aż się rozżarzy. Następnie wkładało się do czarki srebro, na wierzch trochę ołowiu, a na to jeszcze rozżarzone węgle aby ołów się roztopił. Dmuchając, odsuwało się ołów, ale gdy srebro nie było jeszcze czyste, czynność powtarzało się, aż do momentu, gdy można było zauważyć, że srebro kipi i pryska - wiadomo było wtedy, że cyna i mosiądz jeszcze były z nim zmieszane. Należało więc połamać niewielki kawałek szkła i wrzucić go na srebro, dodać ołowiu, położyć na to węgle i mocno dmuchać. Po odsunięciu pozostałości szkła i ołowiu, kładło się żagiew (czyli hubę) i powtarzało się czynność tak długo aż srebro stawało się czyste.
Po zakończeniu przygotowań, srebro należało roztopić - w tym celu wkładało się je do tygielka, a gdy się trochę roztopiło, dosypywało się do niego trochę soli i natychmiast trzeba było przelać je do okrągłej formy, która powinna być podgrzana nad ogniem razem z roztopionym w niej woskiem. Jeśli srebro nie miało odpowiedniej jakości, topiło się je ponownie aż stawało się odpowiednie. Dodatkowo należało też przygotować roztwór z czystych drożdży oraz soli, w którym będzie się ono studziło po każdym rozgrzaniu.

Niello.
Popularną metodą zdobienia przedmiotów metalowych, stosowaną w złotnictwie, było niello. Polegała ona na wypełnianiu wzoru wyrytego w metalu pastą wykonaną z siarczków srebra, miedzi i ołowiu, którą następnie polerowało się w celu uzyskania granatowego lub czarnego koloru, kontrastującego z tłem. Mnich Teofil proponował przygotować czyste srebro i podzielić je na dwie części jednakowej wagi i dodać trzecią część czystej miedzi. Po wrzuceniu ich do tygielka, powinno się odważyć tyle ołowiu, ile wynosi połowa miedzi, którą dołożyło się do srebra, a następnie do miedzianego naczynka kruszyło się drobno siarkę, wrzucało ołów, a pozostałą ilość siarki wsypywało się do drugiego tygielka. Po stopieniu się srebra z miedzią konieczne było zamieszanie tych składników równo kawałkiem drewna i natychmiastowe wlanie do niego ołowiu oraz siarki z miedzianego naczynia, powtórne mieszanie węglem i szybkie napełnienie tygla z umieszczoną w nim siarką. Otrzymaną substancję trzeba było rozklepać, włożyć z grube naczynie, nalać wody i bardzo drobno rozkruszyć. Po wysuszeniu, uzyskanym proszkiem napełniało się gęsie pióra, brało fragment gumy o nazwie parahas i ucierało z wodą w tym samym naczyniu, aby woda trochę zmętniała.
Miejsce, które zamierzało się poczernić, najpierw nawilżało się wodą, a później wytrącało z pióra starte niello dopóki nie pokryło się danej powierzchni. Następnie należało doprowadzić do ponownego roztopienia niella, obkładając naczynie rozżarzonymi węglami.

Przykład kielicha zdobionego w technice niello, 2. połowa XII wieku,
źródło: http://www.ganoksin.com/borisat/nenam/nillo-work-10-1.htm

Oczyszczanie złota.
Aby je otrzymać należało wziąć jakiekolwiek złoto i kuć tak długo dopóki nie otrzymało się z niego cienkiej płytki o szerokości trzech palców i maksymalnej długości. Kolejną czynnością było wycięcie z niej części i równej długości i szerokości, położenie jedna na drugiej i przewiercenie cienkim pilnikiem. Następnie brało się dwa tygle, kruszyło glinę, rozdzielało na dwie części, dodając trzecią część soli, a także mocz i mieszało tak, aby się do siebie nie przyklejały. Następnie trzeba było nałożyć trochę tej mieszaniny w jeden tygiel, potem jedną część samego złota, znowu tę mieszankę i złoto - w ten sposób, żeby jedna warstwa nie stykała się z drugą. Wypełniało się naczynie aż po brzegi, przykrywało innym od góry, obkładało się gliną i suszyło na ogniu.
W międzyczasie przygotowywało się piec z kamieni i gliny, o wysokości dwóch stóp; w środku umieszczało się kamienie, a na nich naczynia ze złotem, a następnie okrywało innymi garnkami. Pozostawiało się je na ogniu przez całą noc, rano ponownie roztapiało się złoto, rozklepywało i wkładało do pieca tak, jak poprzednio. Pod upływie dnia i nocy wyjmowało się je, dodawało miedzi i znowu wkładało do pieca. Za trzecim razem należało uzyskane złoto umyć i wysuszyć, pozaginać i tak przygotowane zachować.

Niestety, nie dysponujemy zabytkami wykonanymi ze srebra lub złota, pochodzącymi z wykopalisk na Starym Mieście, dlatego dziś wyjątkowo zaprezentuję obiekty odkryte na terenie osady Truso.


Złoty pierścień, X-XI wiek, wymiary 2,1 x 2,3 x 2,25 cm, blacha o grubości 1 mm; fot. M. Bogucki

Srebrny pierścień, który umieszczony był wewnątrz medalionu skomponowanego z dwóch rozdzielaczy pasa,
około połowy X wieku, wymiary 1,1 x 0,14 x 3,3 cm, fot. L. Okoński.



Post powstał na podstawie: dzieła Mnicha Teofila Teofila kapłana i zakonnika o sztukach rozmaitych ksiąg troje, natomiast zdjęcia pochodzą z katalogu Truso. Między Weonodlandem a Witlandem autorstwa M .F. Jagodzińskiego.


O miłości i innych demonach

$
0
0
W minioną sobotę przypadł Dzień Świętego Walentego, święta budzącego zawsze wiele emocji. Młode pary wyczekują go niecierpliwie (szczególnie damska strona), inni precyzyjnie planują jego oprawę, część stara się ignorować, a niektórzy upatrują w nim  nawet przejaw indoktrynacji Zachodu. Pomijając wątek Św. Walentego - obrońcy osób ciężko chorych i niepełnosprawnych - od kiedy właściwie istnieją Walentynki? Oczywiście dłużej niż mogłoby nam się zdawać. 
Święto to jest obchodzone w krajach południowej i zachodniej Europy od czasów średniowiecza. Pozostała część kontynentu przyłączyła się do tej zabawy troszkę później. Samuel Pepys w swoim dzienniku wielokrotnie opisuje jak dzień ten celebrowano. Dobierano się w pary, często drogą losowania, wybierając odpowiednio: mężczyźni swoją Walentynę, a kobiety swego Walentego. Nie obywało się bez drobnych upominków, a kończyło zakrapianą biesiadą i tańcami do białego rana. Choć opis ten tyczy się czasów nowożytnych, dzięki zachowanym źródłom pisanym możemy sądzić, że forma zabawy w średniowieczu była podobna. Obchodzenie tego święta jest jak widać głęboko zakorzenione w europejskiej tradycji. Jednak status samej miłości, jako pojęcia w czasach średniowiecza, jest kwestią bardziej skomplikowaną.

Pugilares, XV wiek, Stare Miasto Elbląg (fot. A. Czuba)
Przestawienie wytłoczone na skórzanym pugilaresie świetnie obrazuje propagowaną w tym okresie ideę miłości. Uczucia czystego i miłego Bogu, z jednoczesnym napiętnowaniem jego cielesnego aspektu. Przykładów na temat damsko-męskich stosunków, nie do końca zgodnych z nauką Kościoła, jest wiele, choćby w XIV-wiecznym dziele Boccaccia - Dekameronie. Opowieść czwarta pt. Ciężki grzech, opisuje historię mnicha, który dopuścił się cudzołóstwa. Mnich kary uniknął, przyłapując przeora na tej samej przewinie. Mężczyznom zwykle wybaczano słabość w nieposkromieniu żądz, kobiety w tej kwestii musiały liczyć się z silnym społecznym ostracyzmem.
O tym, że cielesne uciechy nie były obce ludziom średniowiecza świadczą też odnajdywane na stanowiskach archeologicznych przedmioty o zabarwieniu stricte erotycznym. Niektóre z nich to małe, cynowe lub ołowiane plakietki, kojarzone zwykle z ruchem pielgrzymkowym. Najczęściej przedstawiają postacieświętych patronujących danym ośrodkom, jest jednak grupa tego rodzaju zabytków o ikonografii raczej mało świętobliwej. Warto pamiętać, o czym pisaliśmy już w poprzednich postach, że średniowieczne pielgrzymki były rodzajem ówczesnej turystyki, a ofertę dostosowywano do gustów odbiorców.

Plakiety średniowieczne: 1.Arnemuiden (1425-75) [źródło: www.differentvisions.org], 2. Brugia (1375-1450), 3. Vlaardingen (1375-1450) [źródło: www.jalc.nl]
Na terenie Elbląga dotychczas takich plakiet nie odnaleziono, nie dowodzi to jednak pruderii jego mieszkańców. Za przykład posłużyć może odnalezione podczas badań, na terenie mieszczańskiej parceli przy ul. Rzeźnickiej, naczynie o charakterystycznym kształcie. Trudno odgadnąć jego przeznaczenie. Mogło być naczyniem zawierającym eliksir wspomagający potencję lub po prostu zabawnym przedmiotem służącym rozrywce. Wykonano go najprawdopodobniej w jednym z nadreńskich, czeskich lub niderlandzkich warsztatów, specjalizujących się w wytwarzaniu szkła. Podobne naczynia, wykonane również z gliny, znane są ze stanowisk archeologicznych w Zachodniej Europie.

Naczynie w kształcie fallusa, XV/XVI wiek [Elbląg, Stare Miasto] (fot. archiwum MAH)
Miejscem najbardziej sprzyjającym frywolnym kontaktom towarzyskim były łaźnie. Atmosfera relaksu i swoboda panująca w łaźniach czyniła z nich popularne miejsce schadzek kochanków oraz świadczenia seksualnych usług. Istnieje wiele źródeł ikonograficznych przedstawiających pary kochanków, którym towarzyszom osoby postronne: muzycy, obsługa dostarczająca przekąski i napoje oraz inni użytkownicy łaźni.

Miniatura z Factorum Dictorumqe Memorabilium ok. 1475 [domena publiczna]
Władze kościelne i świeckie musiały pogodzić się z istnieniem zjawiska prostytucji. Zauważył to już w swoich rozważaniach św. Tomasz z Akwinu twierdząc, że "prostytucja należy do społeczeństwa jak kloaka do najwspanialszego pałacu [...] gdyby się ją usunęło, cały pałac zacząłby cuchnąć"[Tomasz z Akwinu Opuscula, XVI, Paryż 1975, s. 14]. Domy publiczne działały oficjalnie w większości miast, wydawano na nie specjalne koncesje, a zyski z nierządu zasilały miejskie kasy. Nadzór nad tego rodzaju usługami sprawował kat, a prawo do wykonywania zawodu miały tylko koncesjonowane prostytutki. Korzystanie z ich usług raczej nie było postrzegane jako coś zdrożnego i nagannego. Dostrzegano w nich szanse zapewnienia bezpieczeństwa na ulicach porządnym kobietom i córkom mieszczan.
Epoce średniowiecza i nowożytności nieobce było także pojęcie pornografii. Choć słowo to, pochodzące z greckiego, weszło do języka zachodniej Europy dopiero w XIX wieku, przykładów sprośnych przedstawień jest wiele. Pojawiają się one na rycinach, przedmiotach użytkowych, kaflach, flizach a nawet formach cukierniczych.

Kafel malowany, XVIII wiek (fot. archiwum MAH)
Forma do pierników, 2. połowa XVII wieku (fot. archiwum MAH)
Niektóre z tych przedstawień są bardzo dosłowne, inne dyskretnie wieloznaczne jak obraz Gerarda Terborcha ukazujący rzekomo scenę domową, w rzeczywistości mogący przedstawiać miłosną transakcję. Dwuznaczność sceny ukazanej na obrazie nie umknęła uwadze znakomitego polskiego poety i eseisty Zbigniewa Herberta, który określił ją mianem "paradoksu, polegającego na wpisaniu moralnie nagannego zdarzenia, w nienaganne, przesycone cnotą i szlachetnością dekoracje". 

Gerard Terborch Ojcowskie napomnienie 1654 [domena publiczna]


Zainteresowanych tematem, który tutaj z braku miejsca potraktowano dość pobieżnie, odsyłam do lektury:
P. Dufour Prostitution and sexuality in medieval England Oxford 1996
J. Rossiaud Prostytucja w średniowieczu Warszawa 1997
Hisoria prostytucji. Od czasów najdawniejszych do XX wieku Gdynia 1998
R. Mazo Karras Seksualność w średniowiecznej Europie Warszawa 2012


Pionki nowożytnych gier z elbląskich badań

$
0
0
Wśród licznie odkrywanych, głównie w elbląskich latrynach, przedmiotów datowanych na okres od XVI do początków XIX wieku niezbyt dużo jest takich, które są świadectwem uprawianych przez mieszkańców nowożytnego miasta gier i zabaw. Co ciekawe, znacznie więcej takich przedmiotów odkrywano dotychczas w warstwach datowanych od XIII w. do XV w. Trudno jest określić przyczynę tego zjawiska. Czy świadczy to o znacznie większym oddawaniu się grom i zabawom średniowiecznych elblążan, czy jedynie jest to dosyć przypadkowe?
Być może do gry w warcaby lub do innej gry planszowej służył kościany krążek o średnicy 40 mm z otworem w środku, ozdobiony dwoma rytymi liniami. Na podstawie kontekstu odkrycia należy go datować najwcześniej na XVIII w., być może nawet na jego drugą połowę. 

pion do gry z 2. poł. XVIII w.
(Archiwum MAH)

Prawdopodobnie znacznie bardziej popularna była gra w domino. Dwie z odkrytych kości domina pochodzą prawdopodobnie z jednego kompletu. Świadczą o tym ich identyczne wymiary (21,5 x 38 mm, 23 x 38 mm) oraz identyczna technika wykonania. Jedna z tych kości miała układ oczek 5:5, druga 5:8. Trzecia kostka o szerokości 18,5 mm i długości 40 mm miała układ oczek 1:9, czwarta to - to układ oczek 1:1. 
Na obecnym etapie trudno jest określić, czy są to wyroby rzemieślników miejscowych, czy też zostały przywiezione do Elbląga z innych ośrodków.

"Elbląskie" kości do gry w domino
(Archiwum MAH)

Również dosyć tajemnicze jest pochodzenie gry (z wyjątkiem kraju, w którym powstała) i początek jej znajomości w Europie. O różnych legendach i poglądach na temat czasu powstania tej gry można przeczytać również sieci, na HistMag.org. W większości opracowań dotyczących gier najczęściej przyjmuje się, że krajem pochodzenia domina są Chiny, ale już okres powstania nie jest w pełni wyjaśniony. Także czas dotarcia domina do Europy nie jest znany. Niektórzy przypuszczają, że mogła ona tu trafić już w XIII w., oczywiście przywieziona z Chin przez Marko Polo, ale trudno dociec na jakiej podstawie te przypuszczenia są wysnuwane, ponieważ brak jest dotychczas dowodów, że gra ta znana była w Europie już w tym okresie. 
Jest natomiast pewne, że domino staje się popularne w XVII i XVIII w. W oryginalnym dominie komplet kości składał się z zestawu 21 kości oznaczonych oczkami w ilości od 1 do 6. W krótkim czasie ilość kostek wzrosła do 28 poprzez dodanie 7 czystych. Warianty z większą ilością oczek (7, 8 i 9) są modyfikacjami, które rozpowszechniły się później. Biorąc pod uwagę kontekst znalezienia oraz powyższe spostrzeżenia na temat rozwoju gry, kości domina odkryte w Elblągu można datować ogólnie na XVIII wiek. 
Z opracowanych przez Andrzeja Grotha elbląskich ksiąg cła palowego można się dowiedzieć, że do Elbląga drogą morską przywożono karty do gry. Ich dostawy zawijały do elbląskiego portu w przynajmniej w roku 1585, 1607, 1653, 1657, 1675, 1686. Jednak ich nietrwałość jest prawdopodobnie przyczyną tego, że jak dotychczas nie zostały one odkryte w "archeologicznych skarbonkach" Elbląga....



Podczas pisania wykorzystano:

E. Glonnegger, Leksykon gier planszowych. Geneza, zasady i historia, Warszawa 1997.
W. Endrei, L. Zolnay, Fun and Game In Old Europe, Budapest 1986.
A. Groth, Statystyka handlu morskiego portów Zalewu Wiślanego w latach 1581-1712, Wrocław-Warszawa-Kraków 1990

Ceramika kadyńska w zbiorach elbląskiego Muzeum

$
0
0
Tytuł naszego bloga zobowiązuje mnie do tego, aby poruszać w nim tematy związane z Elblągiem i Starym Miastem, zatem starając się nie odbiegać za bardzo od tego założenia, chciałabym przybliżyć Państwu zagadnienie ceramiki kadyńskiej, którą można oglądać w elbląskim Muzeum. Jest to obecnie największa kolekcja w Europie, należąca do Edwarda Parzycha.

Historia ceramiki kadyńskiej sięga 1898 roku, kiedy to król Prus i cesarz Niemiec Wilhelm II von Hohenzollern przejął zadłużone dobra kadyńskie, położone na Wysoczyźnie Elblaskiej nad Zalewem Wiślanym i należące wcześniej do starosty Artura Birknera i jego brata Johna Ericha. Kadyny stały się prywatną własnością cesarza, do której przyjeżdżał z rodziną na wakacje, odpoczynek w czasie podroży i polowania. Cesarz jednak zamierzał stworzyć w tym miejscu warsztat, w którym wykonywano by ceramikę szlachetną*.


Kadyny, rezydencja cesarska (fot. ze zbiorów Z. Zajchowskiego)

Talerz z motywem rydwanu, po 1910 r. (fot. R. Korsak)


Początkowo była to mała manufaktura, w której cesarz - właściciel i wielki miłośnik stylów historycznych, aż do wybuchu I wojny światowej miał decydujący wpływ na to, co zostało wyprodukowane. Wytwarzano tu przedmioty artystyczne, wzorowane na antycznych wyrobach greckich i etruskich, a także naśladownictwa majoliki włoskiego renesansu. Wzorowano się na wytwórniach italskich ośrodków ceramicznych (Faenza, Urbino, Gubbio, Castel Durante, Cafaggiolo, Deruta i in.), a także samych wyrobach majolikowych Luca delia Robbii, Donatella i Rosalina. Ceramikę architektoniczną projektowali nie tylko znani artyści rzeźbiarze, malarze, ale również sami architekci, których dzieła zdobiły później wnętrza, elewacje budynków i mosty, m.in. Bank Rzeszy w Gdańsku (dzisiejszy Bank Narodowy), willę Patschkego, kościół Chrystusa Pana w Gdańsku-Wrzeszczu... 

Wnętrze kościoła w Kadynach (nieistniejącego), (fot. ze zbiorów Z. Zajchowskiego)
Wilhelm II inspirował i finansował architektoniczne realizacje w wykorzystaniem ceramiki kadyńskiej w samych Kadynach. Na życzenie cesarza większość budynków użyteczności publicznej, jak poczta, przystanek kolejowy, wieża ciśnień, została wykonana według projektów zainspirowanych architekturą zamku malborskiego. Uwagę zwracał również ewangelicki kościół, który, podobnie jak większość architektonicznych realizacji, nie zachował się do naszych czasów.

Już od końca XIX wieku, obok historyzmu i naturalizmu, widoczny był zwrot ku patriotyzmowi i tradycjonalizmowi. Przejawiało się to również w zmianie asortymentu; z tego okresu mamy plakiety i popiersia Wilhelma II i jego żony Augusty Victorii, biust Fryderyka Wielkiego, dzbany z orłem i amforę z fryzem z triumfalnym pochodem cesarza Wilhelma II. Zaczęto także próbować sił w plastyce zwierzęcej, wzorowanej na figurkach wykonanych w technice brązu, a wykonywanych w dwóch wersjach: majolikowej i kamionkowej, przykładem są m.in. prace H. Splietha, artysty działającego również w Elblągu. 


E. Lucks, popielniczka z kaczką, przed 1933-44 (fot. R. Korsak)
Najtrudniejsze dla kadyńskiej wytwórni były lata tuż po zakończeniu działań wojennych, gdy Wilhelm II został zmuszony do abdykacji i udał się na wygnanie do Holandii, z której, choć w mniejszym stopniu, nadal decydował o kierunkach produkcji. Od 1918 roku dyrektorem Warsztatów Majoliki został Wilhelm Dietrich, a kierownikiem malarni Gustav Liedtke.
Zanim jednak nastąpiły generalne zmiany, nadal produkowano naczynia stylowe oraz takie, które były początkowo wręczane weteranom wojennym w podzięce za ich postawę patriotyczną, czyli tutki do papierosów, popielniczki, kasetki na papierosy, dzbany na wino i kubki, oprawiane u złotnika. W latach 20. XX wieku stały się one przedmiotem handlu, zaczęto wstawiać je do sklepów złotniczych, jubilerskich i zegarmistrzowskich.
W latach 20. rozpoczęto produkcję kopii XVIII-wiecznych pieców gdańskich i elbląskich, na które był duży popyt po latach wojny. Kafle wykonywano w formach mechanicznych, ale zdobiono je ręcznie. Przykład takiego pieca można zobaczyć na wystawie w elbląskim Muzeum.



Kopia pieca XVIII-wiecznego, wykonanego w Kadynach w 1923 roku, (fot. archiwum MAH)


Lata 20. XX wieku to był czas intensywnego poszukiwania własnego stylu warsztatów. Po licznych eksperymentach technologicznych, pojawił się nowy asortyment naczyń z zestawem barw: blau-rot-gold (błękit-czerwień-złoto), co stało się charakterystyczną kolorystyką dla wytwórni kadyńskiej. W tym czasie produkowano również naczynia kamionkowe, łączone z płytkami bursztynowymi.
W latach 30. szczególnie popularne były naczynia ozdobione ornamentem maswerkowym we wspomnianej palecie barw, choć z czasem kobalt zaczęto zastępować bielą kryjącą. W okresach chwilowego braku koniunktury stosowano zamiennie barwnik biały i szary w miejscach złoceń.
Zainteresowanie stylem Art déco w Warsztatach Majoliki było związane z dążeniem do upraszczania form i kształtowania ich tak, aby były jak najbardziej funkcjonalne. Charakterystyczną formą były wówczas tzw. "kwoki", dzbany produkowane w różnych wersjach kolorystycznych: niebieskiej, żółtej oraz typowej dla „kadyn”, czyli blau-rot-gold.

Dzbany typu "kwoka", po 1930-44, (fot. R.Korsak)


W późnych latach 30., gdy naziści doszli do władzy, produkcja kadyńska została podporządkowana propagandzie (podobnie jak wiele innych niemieckich zakładów). 

Działalność Wytwórni Kadyńskiej dobiegła końca wraz z zakończeniem II wojny światowej i wysiedleniem niemieckiej ludności. Po zakładzie zostały dobrze zachowane budynki oraz linia technologiczna z piecami. W latach 50. przeniesiono tu z Tolkmicka Bałtyckie Zakłady Ceramiczne, ale dopiero w 1957 roku zakład kadyński ożył dzięki grupie artystów plastyków.
Pod koniec lat 60. podjęto próbę uruchomienia wytwórni specjalizującej się tym razem w wykonywaniu nietypowych elementów ceramicznych, niezbędnych przy konserwacji obiektów zabytkowych. W latach 70. postanowiono zamknąć zakład ze względu na wyczerpanie się pokładów wysokoplastycznej gliny oraz zły stan pieców, ale po przeprowadzeniu kapitalnego remontu, ponownie uruchomiono produkcję, wytwarzając kształtki, płytki i cegłę. W tym samym czasie zaczęto także organizować plenery artystyczne. Do lat 80. kontynuowano produkcję ceramiki budowlanej. Wraz z prywatyzacją gdańskich PPPKZ upadły także Kadyny; dawną wytwórnię skomunalizowano, a w roku 1996 gmina Tolkmicko sprzedała w ręce prywatne. W ten sposób zakończyły się losy kadyńskiej wytwórni.



Obecnie ceramika kadyńska jest obiektem zainteresowań i poszukiwań wielu kolekcjonerów, osiągając często wysokie ceny. Jednak ci, którzy nie planują zakupu, a chcą jedynie obejrzeć efekt działań przedwojennych artystów, tworzących w Kadynach, mogą to zrobić właśnie w Muzeum w Elblągu, w Budynku Gimnazjum :)


* Od 1900 roku zaczęto badać przydatność glinki kadyńskiej w laboratorium KPM (Königliche Porzellan Manufaktur) w Berlinie oraz w Zawodowej Szkole Ceramicznej w Bolesławcu, do której wysłano na szkolenie garncarzy z Tolkmicka, mających później zasilić nowo tworzony wówczas warsztat terakoty i majoliki. W Bolesławcu zapoznano się z technologią odlewu ceramicznej masy lejnej w gipsowych formach. Taką technikę stosowano później prawie powszechnie w Kadynach.

Bibliografia:
B. Pospieszna Ceramika kadyńska w zbiorach Edwarda Parzycha, Elbląg 2012.
M. Stanasiuk Cesarska wytwórnia majoliki artystycznej w Kadynach w latach 1905-1945 [w:] Rocznik Elbląski, t. XVII, 2000, s. 151-170.


Człowiek od brudnej roboty

$
0
0
Egzekucja  księcia Monmouth (domena publiczna)

Kiedy myślimy o funkcji kata, w wyobraźni widzimy postać w kapturze, gotową wykonać wyrok śmierci sprawnym uderzeniem topora. W rzeczywistości doświadczony kat nie zakładał kaptura, obowiązek ten zniesiono w XIV wieku. I choć ta niewdzięczna czynność należała do głównych jego powinności, kat miał w obowiązku także szereg innych zajęć, niezwiązanych z zadawaniem bólu i pozbawianiem życia. Wspominaliśmy już o tym w tekście dotyczącym latryn, dziś troszeczkę szerzej na ten temat. 
Niestety pozostałe prace, które mieściły się w zakresie obowiązków kata, także nie należały do przyjemnych. Zawód ten nie zaliczał się do najłatwiejszych, nie tylko ze względu na odstręczające czynności, ale jego społeczny odbiór. Infamia dotyczyła nie tylko kata, obejmowała także członków jego rodziny (jedynie we Francji zawód ten wiązał się z popularnością i poszanowaniem). Profesja ta często pozostawała w rodzinie i przechodziła z ojca na syna, który za młodu uczestnicząc w egzekucjach oswajał się z towarzyszącą jej makabrą. 
Jakikolwiek nie byłby społeczny odbiór tego zawodu, mieszkańcy świadomi byli jego wagi. Dzięki brudnej robocie tych ludzi, miasto utrzymywane było we względnej czystości. Do podstawowych zadań kata należało opróżnianie kloak i latryn. Usługa ta nie była oczywiście darmowa. Należało zgłosić ją w urzędzie burmistrza i uiścić opłatę opłatę wstępną. Po przyjęciu zlecenia, kat wystawiał właścicielowi odpowiednie pokwitowanie, a jego pomocnicy otrzymywali dodatkowe wynagrodzenie za otwarcie i zamknięcie kloaki. Czynności te, ze względu na nieprzyjemne zapachy, wykonywano jedynie nocą. Zawartość latryn ładowano do beczek i wywożono poza granice miasta. Koszty wywozu nieczystości uzależnione były od ilości beczek. Aby ujednolicić opłaty wymagano używania przez kata standardowych beczek, takich jak do przechowywania elbląskiego piwa. W XVII wieku koszt wywozu jednej beczki ekskrementów wynosił 1 florena i 15 groszy. Czynności te były kontrolowane, aby zapobiec nadużyciom ze strony kata.  Pomocnicy kata, zwani katowczykami, mieli obowiązek codziennie je czyścić (oskrobywać), aby nie zmniejszać ich pojemności. Wypełnione po brzegi beczki, oczywiście starannie zamknięte, aby zawartość nie wylewała się podczas transportu, ładowano na specjalne wozy. W Elblągu wymagano by każda fura liczyła nie mniej niż 6 pełnych beczek nieczystości. Wg rachunków elbląskiej kamlarii kat był w stanie wywieźć ok. 4 do 6 wozów odpadków w ciągu jednej nocy, co dawało ok. 3 024 - 12 600 litrów nieczystości. Wylewano je do specjalnie wykopanych dołów, najczęściej w okolicach podmiejskiej szubienicy. Opróżnianie kloak bywało pracochłonne, często na oczyszczenie jednej latryny nie wystarczała jedna noc. Przykładem może być tutaj oczyszczanie kloaki Gimnazjum Akademickiego (notabene zaniedbanej i długo nie czyszczonej), które w listopadzie 1604 roku zajęło katowi i jego ludziom aż 15 nocy. Należność za tę usługę też była niebagatelna, wyniosła ponad 64 grzywny. 
Do katowskich powinności należało także oczyszczanie miejskich rynsztoków, odbywające się raz na kwartał. Wynagrodzenie za te czynności wypłacano z kasy miejskiej, choć właściciele posesji byli zobowiązani każdorazowo płacić za tą usługę katowczykom. Dodatkowym obowiązkiem było uprzątanie nieczystości i śniegu z ulic oraz oczyszczanie tzw. skrzyń szlamowych na przepływających przez miasto rzekach. Wybierano z nich muł i śmieci, które zapychały skrzynie, pogarszając jakość wody i stwarzając zagrożenie dla zdrowia ludności.
Innym zadaniem kata było usuwanie padliny z terenów miasta i okolicznych wsi. Martwe zwierzęta wywożono poza miasto, obdzierano ze skóry (którą kat miał prawo zabrać i zapewne sprzedać) i zakopywano lub porzucano w pobliżu miejskiej szubienicy, by rozdziobały je kruki. Podobnie jak w przypadku oczyszczania latryn, za usuwanie padliny z miejsc publicznych płaciło miasto, z prywatnych parcel ich właściciele. Przy czym kwota, którą obarczano mieszkańców, była zwykle dwukrotnie wyższa (osoby przebywające czasowo w Elblągu oraz podróżni płacili cenę jeszcze wyższą). Do katowski obowiązków należało też wyłapywanie i zabijanie bezpańskich psów. Od 1687 roku były to zorganizowane akcje, odbywające się w połowie sierpnia. Jak zanotował elbląski pisarz miejski w 1707 roku, wałęsające się psy były dla miasta prawdziwą plagą. Bezpańskie psy zabijano bezpośrednio na ulicy, we wczesnych godzinach porannych. Akcja musiała zakończyć się przed godziną 7 rano, za nim w mieście zaczął się codzienny ruch. Psy, które miały swoich właścicieli, koniecznie musiały mieć obrożę. Schwytanych pupili odprowadzano do rakarni (zakładu, gdzie rakarz przechowywał lub zabijał złapane psy), gdzie właściciele mogli je odebrać po uiszczeniu niewielkich opłat. Obowiązek wyłapywania dotyczył także świń, hodowanych pokątnie przez Elblążan (choć konkretne przepisy na ten temat pojawiły się dopiero w 1773 roku).
Ostatnim obowiązkiem kata było sprzątanie miejskiego więzienia, co wiązało się z jego podstawową funkcją miejskiego oprawcy.
Łatwo się domyślić, że przy większości opisywanych tu prac, elbląski kat nie brudził sobie rąk. Pełnił raczej rolę organizatora-przedsiębiorcy na etacie, który do obowiązujących go czynności delegował swoich podwładnych. Nadzorował ich pracę i wypłacał stosowne wynagrodzenie. Kiedy zachodziła potrzeba wymierzenia sprawiedliwości "brał do ręki topór" oraz moralną odpowiedzialność za pozbawienie skazańca życia. Ktoś w końcu musiał tym grzesznym czynem ubrudzić sobie ręce.


post przygotowano na podstawie artykułu: D. Kaczora Rola kata w systemie utrzymywania czystości w Elblągu w XVII i XVIII wieku Rocznik Elbląski t. XX, 2006

Francuska maselniczka

$
0
0
W trakcie badań wykopaliskowych prowadzonych w obrębie dawnej posesji przy ul. Stary Rynek 38 (do dziś ciągle jest to teren niezabudowany, położony pomiędzy ulicami Rzeźnicką i Wigilijną) wydobyto z gruzów oficyny całe naczynie wraz z pokrywką, wykonane  z fajansu i na obu powierzchniach pokryte nieprzezroczystym, kremowo-żółtym szkliwem.


Jest to maselniczka formowana w formie o kształcie walcowatym i stosunkowo grubych ściankach (około 0,5 cm), z profilowanym brzegiem i dwoma uchwytami doklejonymi do korpusu. Pokrywka z uchwytem ma wyraźnie wyodrębniony brzeg i z wręb do maselnicy. Naczynie ma średnicę  8 cm i wysokość 9,5 cm. Całe naczynie jest bardzo dobrze zachowane poza niewielkimi wykruszeniami, pękniętym w jednym miejscu brzegu pokrywki. Maselniczka była dosyć długo używana w elbląskim gospodarstwie domowym, o czym mogą świadczyć wytarcia jej powierzchni.


Na dnie umieszczono drukowany brązowym kolorem znak wytwórni TERRE A FEU SARREGUEMINES. Jest to znak wytwórni Sarreguemines-Digoin-Vitry-le-François, w miejscowości Sarreguemines, która  położona jest wLotaryngii, w departamencie Mozeli.


Pierwsze zakłady ceramiczne w tej miejscowości założyli Joseph Fabry, Nicolas-Henri Jacoby et Paul-Augustin Jacoby w 1790 roku, jednak jej produkcja nie zyskała odpowiedniej liczby odbiorców. Dziesięć lat później, w 1800 roku, Nicolas-Henri Jakoby sprzedał swoje udziały w fabryce Josephowi Fabry i Paulowi Utzschneider, pochodzącemu z Bawarii. Ten ostatni wprowadził do produkcji w Sarreguemines fajans delikatny, wzorowany na angielskich. Od tego czasu renoma wytwórni zaczęła rosnąć.
Jednym z poważniejszych klientów fabryki był Napoleon I. Fabryka ponadto produkowała również płytki ścienne do budowanego metra paryskiego. W tym okresie rozpoczęła się również modernizacja wyposażenia technicznego fabryki, m.in. w procesie wypału drewno zastąpiono węglem kamiennym (po 1830 roku), postawiono również nowe młyny.
W 1836 roku Paul Utzschneider zrzekł się kierowania firmą na rzecz swojego zięcia Alexandre'a de Geiger. W 1838 rozpoczął on współpracę z firmą Villeroy & Boch i przy pomocy finansowej tej firmy pobudowano trzy zakłady produkcyjne w latach 1853-1860, zasilane wyłącznie parą.
W oficjalnym katalogu wydanym z okazji Wielkiej Wystawy Światowej w Paryżu, w 1867 roku, firma została określona jako największy francuski producent ceramiki o wysokiej jakości.
W 1871 roku, po zajęciu kraju Mosseli przez Niemcy, Alexandre de Geiger przenosi się do Paryża i wkrótce uruchamia dwie nowe fabryki – w Dgoin (Burgundia, departament Saona i Loara) oraz w Vitry-leFrançois (region Szampania-Ardeny, departament Marne). Natomiast jego syn, Paul de Geiger, przejął zarządzanie fabryką w Sarreguemines, która na przełomie wieków zatrudniała około 3000 pracowników.
W 1913 roku, po śmierci Paula de Geiger zakłady funkcjonujące dotąd pod nazwą Utzschneider & Co dzielą się na dwie firmy: Sarreguemines i Digoin et Vitry-le-François, natomiast po zakończeniu I wojny światowej, dokładnie w 1919 roku następuje ponowne ich połączenie pod nazwą Sarreguemines-Digoin-Vitry-le-François, a zarządzanie przechodzi w ręce rodziny Cazal.
W latach 20. XX wieku fabryka specjalizuje się w produkcji płytek ceramicznych [Infofaience].
W 1942 roku wytwórnia została przejęta przez Niemców i do 1945 roku była pod zarządem Villeroy & Boch. W 1978 została wykupiona przez grupę Lunéville-Badonviller-Saint-Clément, a od 1979 zaniechano produkcji naczyń, wytwarzano jedynie płytki podłogowe i ścienne.
1 lutego 2007 została wstrzymana produkcja, a firma została zlikwidowana.

Sygnatura umieszczona na odkrytym w Elblągu naczyniu była wykorzystywana w Sarreguemines w latach 1922-1955. Biorąc pod uwagę dzieje Elbląga (jego zniszczenie w 1945 roku) można czas powstania prezentowanej maselniczki określić pomiędzy 1922 a 1944 rokiem.


Podczas pisania postu wykorzystano:
Frontczak B., Fajanse od XV wieku do 1914 roku w zbiorach Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009.
Les Faiences de Sarreguemines [on-line] http://www.faiences-sarreguemines.com/histoire.html#faience[dostęp 27 lipca 2010].
InfoFaience [on-line] http://www.infofaience.com/index_en.html[dostęp 16 marca 2015].

O pielgrzymowaniu Elblążan

$
0
0
W związku z niedawną wizytą podróżnika Marka Kamińskiego w Elblągu, który wybrał się szlakiem św. Jakuba, prowadzącym z Kaliningradu przez Polskę, Niemcy, Belgię, Francję, aż do Santiago de Compostela, chcielibyśmy poruszyć jeszcze temat pielgrzymowania Elblążan w średniowieczu.

Potrzeba pielgrzymowania do miejsc świętych związanych z pobytem świętych, ich grobów, bądź posiadanymi relikwiami była szczególną cechą chrześcijańskiego średniowiecza. Choć pielgrzymki miały charakter prywatny, ale skala tych indywidualnych wypraw nadała im swoistego charakteru  międzynarodowego aktu wiary.
Sam Elbląg był także celem pielgrzymek: od 1239 roku tutejsza warownia krzyżacka była w posiadaniu relikwii Krzyża Świętego, a od około 1400 roku czcią otaczano cudownie ocalałe z pożaru hostie w kościele przyszpitalnym Św. Jerzego, później nazwanym z tego powodu Bożego Ciała.
Elblążanie także udawali się do miejsc świętych: aby otrzymać stosowną łaskę, bądź dopełnić ślubu złożonemu danemu świętemu, niekiedy by odbyć naznaczoną pokutę. Fakt podróżowania dawnych elblążan do miejsc świętych w okresie średniowiecza został dwojako udokumentowany: źródłowo i dzięki odnalezionym podczas badań archeologicznych prowadzonych na Starym Mieście, tzw. znakom pielgrzymim i różnego rodzaju pamiątkom przywożonym z peregrynacji.

Pośród przedmiotów związanych z pielgrzymowaniem, a odkrytych w trakcie badań wykopaliskowych i prezentowanych w elbląskim muzeum, najbardziej okazałym i charakterystycznym jest muszla z Santiago de Compostela 
Innymi przedmiotami związanymi bezpośrednio z pielgrzymkami elblążan, a prezentowanymi w Muzeum są znak pielgrzymi przedstawiający św. Serwacego,  Matkę Boską z Dzieciątkiem, ampułka z wizerunkiem Veraikonu (głowy Chrystusa w aureoli),  kolisty znak z kobietą i mężczyzną oraz fragmenty glinianych i drewnianych flasz, o formach znanych z ikonografii przedstawiającej czy to pielgrzymów, czy świętych, w tym samego Św. Jakuba w okresie średniowiecza.

Najstarszą pielgrzymkę elbląską odnotowano w 1383 roku. Większość danych źródłowych pochodzi z XV wieku. Zachowało się kilka zapisów o sporządzanych z okazji podjętych pielgrzymek testamentów. Trudy i niebezpieczeństwa związane z pielgrzymowaniem były tak wielkie, że przed wyruszeniem porządkowano swoje doczesne sprawy. Niekiedy pielgrzymek dokonywali specjalnie wynajęci zastępcy. Pielgrzymowano do stosunkowo bliskich: Kartuz, Koszalina, Wilsnack, gdzie czczono eucharystyczną Krew Pańską ocalałą w podobnych okolicznościach jak Ciało Chrystusa w Elblągu, szczególnie chętnie do Valdstena w Szwecji – do grobu św. Brygidy. Także do odległych miejsc świętych: Einsiedeln w Szwajcarii, Akwizgranu, Rzymu i wreszcie do najbardziej odległego miejsca: grobu św. Jakuba w Santiago de Compostella. Trzeba pamiętać, że pielgrzymi w drodze odwiedzali różne miejsca święte

Większość pielgrzymów poruszała się w długiej i męczącej podróży lądem. Dla pielgrzymów naszego obszaru pierwszym przystankiem etapowym był Frankfurt nad Menem, gdzie gromadzili się w należącym do Krzyżaków szpitalu zwanym Kompostella. Następnie podążali przez Freiburg, Bramę Burgundzką w kierunku Pirenejów do klasztoru Roncesvalles. Było to miejsce upamiętnione klęską Karola Wielkiego i śmiercią Rolanda. Warto dodać, że postać Rolanda w okresie średniowiecza cieszyła się popularnością w środowiskach także mieszczańskich, jako symbol cnót rycerskich i niezależności. Posąg Rolanda stanął w 1404 roku na nabrzeżu Rybackim w pobliżu mostu Wysokiego. Figurę w późniejszym okresie umieszczono na zewnętrznej Bramie Targowej i została ona uwieczniona na rysunku w kronice G. Gotscha. Inna znana figura Rolanda znajdowała się na umocnieniach w Krakowie. Bez wątpienia, m.in. wyprawy pielgrzymkowe przyczyniły się do popularyzacji legendy wypraw Karola Wielkiego na Maurów.
Zapewne niektóre pielgrzymki odbywały się drogą morską lub po pieszej wędrówce do celu wracano do domów morzem. Tak odbyła się zakończona nieszczęśliwie wyprawa burmistrza elbląskiego Johanna Erckel w 1487 roku. Podczas podróży powrotnej burmistrz zachorował i zmarł w drodze do Amsterdamu. Bogaty Erckel mógł sobie pozwolić na podróż morską. Niewykluczone, że pobożną podróż połączył z interesami handlowymi. Kontakty gospodarcze z półwyspem Pirenejskim, jak już wspomniałam, znalazły także potwierdzenie w znaleziskach na Starym Mieście.
Elbląskie pielgrzymki zostały odnotowane w regestrach testamentów składanych radzie miejskiej. Oprócz burmistrza Erckel, do Compostelli mieli się udać Pawel Scholtcze  (testament z 19.05.1467) i Cristoffer Thauwer  (testament  z 18. 04. 1498). Do tej grupy można zaliczyć także Jakoba Kolle z Kępek (Zeyer) ( testament 9.02.1484). Ten ostatni zmuszony był wynająć zastępcę.

Kult św. Jakuba w Elblągu

Kierunek pielgrzymowania do Compostelli elblążan był związany z samą popularnością kultu Św. Jakuba w Elblągu.
Jego wezwanie  nadano kościołowi filialnemu Starego Miasta, powstałemu na wschód od umocnień średniowiecznych. Kościół św. Jakuba wedle starszych poglądów miał powstał już ok. 1256 roku. Jednak pierwsza, wiarygodna wzmianka o nim pochodzi dopiero z 1338 roku. Zapewne wybór wezwania dla kościoła filialnego, położonego za murami miasta nie był przypadkowy. Św. Jakub uchodził za patrona m.in. zakonów rycerskich (w pobliżu kościoła znajdowały się ogrody strzeleckie), pielgrzymów i ubogich (przy kościele znalazł się dom dla ubogich z ogrodem).
W kościele parafialnym św. Mikołaja znajdował się także ołtarz poświęcony św. Jakubowi, należący do bractwa Bożego Ciała. W 1475 r. ołtarz otrzymał odpust 100-dniowy za ofiary na jego budowę i przyozdobienie.
Postać powszechnie czczonego w średniowieczu świętego można odnaleźć także w dziełach sztuki wówczas powstałych. Szczególnie rzeźbie. Postać św. Jakuba w zespole Apostołów w obecnej katedrze św. Mikołaja z pocz. XV wieku. Jeszcze bez tradycyjnych akcesoriów. W okresie późnogotyckim przedstawiony jest z elementami stroju pątniczego: w kapeluszu z szerokim, miękkim rondem przyozdobionym muszlą, obszernym płaszczu z kijem pielgrzymim w dłoni, niekiedy z bukłakiem i sakwą oraz różańcem. Przykład takiego przedstawienia św. Jakuba można zobaczyć w ołtarzu Przewoźników Wiślanych (lewe skrzydło, górna kwatera) w elbląskiej katedrze. W Muzeum Narodowym w Warszawie przechowywana jest piękna figura świętego z ołtarza  kościoła w Niedźwiedzicy, dzieło elbląskiego warsztatu i niewykluczone, że pochodząca z dawnego wyposażenia elbląskich świątyń, rozproszonego w dobie reformacji. Podobnie jak znajdująca się obecnie niewielka figurka w Muzeum Narodowym w Gdańsku z ołtarza elbląskich browarników (słodowników).

Figura św. Jakuba z kościoła w Niedźwiedzicy na Żuławach, obecnie w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, fot. W. Rynkiewicz-Domino.


Ponadto w Elblągu znajdowały się dwa srebrne relikwiarze figuralne z przedstawieniem tego świętego. Relikwiarze figuralne - na ogół lane ze srebra, niekiedy ze złota, ważyły najczęściej kilka kilogramów (największe nawet do 50 kg!). W Elblągu potwierdzono źródłowo występowanie 19 takich relikwiarzy na ogólną liczbę 56 srebrnych relikwiarzy na terenie Warmii i dekanatu pomorskiego, w tym dwa poświęcone św. Jakubowi.

Turystom i pielgrzymom, którzy będą podążać szlakiem św. Jakuba, polecamy odwiedzenie katedry św. Mikołaja jako punktu węzłowego „elbląskiej drogi św. Jakuba” oraz Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu– miejsca przechowywania i eksponowania obiektów związanych z pielgrzymkami, w tym przede wszystkim muszli ze szlaku Santiago de Compostella.


Powyższy tekst został przygotowany przez Wiesławę Rynkiewicz-Domino.

Elbląg o krok od uniwersytetu

$
0
0
Elbląskie Gimnazjum Akademickie utworzono w latach 30-tych XVI wieku, była to pierwsza szkoła średnia w Prusach i druga na terenie Rzeczpospolitej. Jej powstanie poprzedził szereg wydarzeń, a miasto otarło się nawet  o utworzenie uniwersytetu. 
Młodzież elbląska, z braku uczelni wyższych w okolicach, wyjeżdżała w celu kontynuacji nauki poza granice Prus. Pierwsze wzmianki o studentach z Elbląga pojawiają się w albumach uniwersyteckich już w XIV wieku. W 1368 roku na uniwersytecie w Bolonii odnotowano niejakiego Jana, kleryka warmińskiego, z (jak zapisano) de Elbingo. Liczba studentów z Elbląga zwiększała się. Źródła z XIV i XV wieku wykazują jednego studenta w Erfurcie i Kolonii, 75 w Lipsku, 8 w Rostocku, 32 w Wiedniu, 5 w Bolonii, 38 w Krakowie, 2 w Paryżu oraz 20 w Pradze. Dołączając do tych liczb pozostałych studentów z terenu Prus, dążenia do utworzenia uczelni w Elblągu wydają się jak najbardziej uzasadnione. Tym bardziej, że lokalizacja mogła być atrakcyjna także dla potencjalnych studentów z terenów Inflant lub Skandynawii.
Pierwotnie budynek Gimnazjum był siedzibą klasztoru brygidek. Założono go w 1458 roku z inicjatywy Kazimierza Jagiellończyka i stanów pruskich, w intencji pomyślnego zakończenia wojny z Zakonem. Siedzibę ulokowano w jednym z ocalałych budynków krzyżackiego zamku, zburzonego cztery lata wcześniej przez elbląskich mieszczan. Klasztor utrzymywał się z nadanych mu wsi i folwarków, Niestety, baza zaopatrzeniowa nie wystarczała na potrzeby konwentu. W latach 70-tych XV wieku władze elbląskie przejęły kontrolę nad administracją tych dóbr w celach lepszego zarządzania. Jednak kiepska sytuacja miasta związana z trudnościami handlowymi (dominacja Gdańska, zapiaszczenie toru wodnego, kontrola Cieśniny Bałgijskiej przez Zakon Krzyżacki) mogła spowodować potraktowanie tych dóbr przez miasto jako jedno ze źródeł dochodu. Sytuacja zakonu nie poprawiła się i około 1500 roku klasztor opustoszał. Sytuacja ta zaniepokoiła Łukasza Watzenrode - biskupa diecezji warmińskiej, której podlegał Elbląg.
Kwestia uregulowania sprawy upadłego klasztoru ciągnęła się przez 7 lat, przybierając czasem bardzo ostrą formę. W XVI wieku, podobnie jak dziś, gdy nie było wiadomo o co chodzi, chodziło najczęściej o pieniądze i władze. Radzie Miejskiej Elbląga zależało na utrzymaniu klasztornych dóbr, biskupowi na odzyskaniu ich i zwiększeniu wpływu na najważniejszy ośrodek miejski w diecezji. W tym właśnie okresie zaistniała w Elblągu szansa stworzenia ośrodka akademickiego. W 1508 Watzenrode został mianowany namiestnikiem Prus Królewskich. Rada Miejska obawiając się zdecydowanej interwencji biskupa w sprawie brygidek, złożyła propozycję utworzenia w miejsce klasztoru wyższej uczelni (eyn collegium). Taka inicjatywa mogła poprawić sytuację gospodarczą miasta, poprzez napływ studentów (scholarów). Choć biskup odniósł się pozytywnie do tego pomysłu, nie zrobił nic w celu jego realizacji, zasłaniając się kwestią braku funduszy. Mało tego, kilka miesięcy później groził miastu ekskomuniką za przejęcie klasztornych dóbr. Przy takim obrocie zdarzeń, Rada Miejska podjęła próby przywrócenia klasztoru. Działania biskupa, tj. obłożenie ekskomuniką wsi (Pogrodzie, Krzyżewo) należących do zakonu brygidek (kara za płacenie czynszów elbląskiej radzie), nie poprawiało jego relacji z miastem.
Chcąc osłabić opór władz Elbląga w kwestii klasztoru biskup Watzenrode 12 maja 1509 roku posłał do Gdańska dwóch głównych przedstawicieli kapituły warmińskiej: doktora Jana Scultetiego oraz doktora Fabiana Luzjańskiego. W czasie tej wizyty przedstawili wizję biskupa (rzekomo będącą owocem lektury objawień św. Brygidy) dotyczącą utworzenia w Elblągu uniwersytetu oraz klasztoru klarysek (cieszących się ówcześnie większą popularnością niż brygidki). Zapewniali, jakoby biskup czterokrotnie już składał tą propozycję radzie elbląskiej i została ona odrzucona. Według ich relacji jeden z rajców argumentował decyzję Rady słabością murów miejskich w miejscu, gdzie znajdowały się zabudowania klasztorne. Najprawdopodobniej pomysł utworzenia wyższej uczelni podsunęła biskupowi wcześniejsza propozycja elbląskich rajców. Z tą subtelną różnicą, że uniwersytet objęty byłby jego mecenatem i ściśle od niego zależny.  Kanonicy, w imieniu biskupa, poprosili o wsparcie jego działań. Reakcja rajców gdańskich nie jest znana. Niestety propozycja ta nie została poruszona już więcej w czasie sporu pomiędzy biskupem a elbląską radą. W końcu zgodzono się na przywrócenie klasztoru brygidek, zasilając go członkami gdańskiego konwentu brygidzkiego. Ostatecznie spór zakończył się z powodu nagłej śmierci biskupa Watzenrodego 29 marca 1512 roku. Idea powstania wyższej uczelni w Elblągu utonęła w konflikcie interesów. Wrócono do niej w czasie reformacji, zakładając 23 lata później pierwsze protestanckie, humanistyczne Gimnazjum w Rzeczpospolitej. O tym jednak opowiemy w innym poście.

Gimnazjum Elbląskie, fasada w stylu renesansowym, początek XVI wieku.

Muzealny budynek Gimnazjum skrywa bogatą historię. Na przestrzeni wieków pełnił funkcję części krzyżackiej warowni, później spichlerza i klasztoru, a w końcu szkoły. Jego wygląd zmieniał się wraz z przeznaczeniem. W 1599 roku, gotycki pierwotnie budynek, przebudowano w stylu renesansowym. W czasie wojen napoleońskich służył jako lazaret, co bardzo odbiło się na jego kondycji. Przebudowany w latach 1808-9, stracił swój renesansowy charakter. W 1973 roku przeniesiono tutaj siedzibę miejskiego muzeum.

Zachęcamy do odwiedzania budynku Gimnazjum i znajdujących się w nim wystaw. Z okazji nadchodzącej wiosny do zakupionego biletu lub książki z naszego wydawnictwa otrzymają Państwo w prezencie kalendarz, wydany w ramach niedawnych obchodów 150-lecia Muzeum w Elblągu. Zapraszamy i życzymy wesołych świąt Wielkiej Nocy!




Post powstał na podstawie artykułu M. Biskupa Wokół utworzenia uniwersytetu w Elblągu w początkach XVI wieku Rocznik Elbląski t. 16, 1998

O zającu...

$
0
0
Zając (królik) jest m.in. jednym z symboli Wielkanocy. Jednak nie tylko tych świąt jest zając symbolem, a może nawet nie przede wszystkim. Jego symbolika jest wieloznaczna, z jednej strony utożsamia cechy pozytywne, z drugiej - te na pewno niezbyt pożądane.

Fragment talerz z fajansu pomorskiego
(Fot. Archiwum MAH)

Zając symbolizuje szkodnictwo, oszustwo, brak zasad, fałsz, złośliwość, kapryśność, niestałość, wyniosłość, obłęd, samotnictwo, melancholię, kontemplację; ale także: intuicję, miłość wiedzy, ciekawość, spryt, zaradność; włóczęgostwo, szybkość, czujność, bojaźliwość, tchórzostwo; pokorę, dobroduszność; życie, zmysłowość, płodność, zmartwychwstanie, wiosnę; wegetarianizm.

Fragment talerz z fajansu pomorskiego
(Fot. Archiwum MAH)


W wielu mitologiach jest poświęcony jest Księżycowi, gdyż jest aktywny po ciemku, a w dzień sypia; był towarzyszem Hekate, bogini Księżyca na nowiu, która nawiedzała rozdroża jako władczyni czarów. W starożytnym Egipcie sądzono, że zając śpi z otwartymi oczami, dlatego stał się atrybutem Ozyrysa powstałego z martwych dzięki interwencji Izydy. W społeczności żydowskiej jest symbolem zadumy, intuicji, światła, ukrytego płomienia, ożywczego gorąca, otwartych drzwi lub okno. Jednakże jako zwierzę nieczyste, nie nadaje się do konsumpcji.

Fragment talerza z fajansu pomorskiego
 (zbiory MZ Malbork)

W antycznej Grecji zając i królik były atrybutem Afrodyty i Erosa. Z kolei w świecie hellenistycznym był symbolem szczęścia, a na grobowcach wizerunek zająca był emblematem przemijania czasu i krótkości życia. 

Kafel (zbiory MZ Malbork)


W starożytnym Rzymie hodowlę królików przejęto od Iberów po zdobyciu Hiszpanii, a wizerunek tego zwierzęcia na monetach rzymskich z czasów panowania Hadriana był emblematem prowincji Hispania.

Talerz z ok. 1600 r., Rotterdam
Źródło: De Jonge, s. 66

Germańska bogini Harek (jej odpowiednikiem jest Hekate) również występowała w otoczeniu zajęcy.

karta z "Codex Manesse"


Wreszcie w chrześcijaństwie zając to symbol wiosny i Wielkanocy ale także płodności i zmysłowości. Biały zając przedstawiany pod stopą Marii to symbol zwycięstwa czystości nad pokusami ciała.
Przedstawiany na grobowcach gotyckich jest emblematem pilności w służbie.

Fragment naczynia z porcelany dalekowschodniej
(Fot. Archiwum MAH)

W kulturze chińskiej królik jest jednym ze znaków zodiaku. Ludzie urodzeni pod tym znakiem są w porównaniu z innymi znakami zodiaku największymi szczęściarzami. Dla mieszkańców Chin zając jest symbolem długowieczności, którą czerpie z energii Księżyca. 




Przy pisaniu wykorzystano:


Juan Eduardo Cirlot, Słownik symboli, Kraków 2007, s. 469.
Władysław Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 1990, s. 484-486.
C. H. De Jonge, Oud-Nederlandsche Majolica en Delftsch Aardewerk, Amsterdam 1947

Zdjęcia eksponatu ze zbiorów Muzeum Zamkowego w Malborku dzięki uprzejmości p. Barbary Pospiesznej


Filiżanka z kawiarni Maurizio

$
0
0
W trakcie wykopalisk, wśród ceramiki, często znajdujemy fragmenty filiżanek, spodków, dzbanków i talerzy, pochodzących z restauracji i kawiarni mieszczących się na Starym Mieście przed wojną. Niedawno, do naszej muzealnej kolekcji trafiła filiżanka z kawiarni Maurizio, stając się tematem kolejnego wpisu.
Kawiarnia Maurizio była jednym z ulubionych miejsc elblążan. Została założona 8 kwietnia 1801 roku przez Rodolpho Mauritio i jego braci, pochodzących ze wsi Vicosoprano w Szwajcarii. Hans Joachim Pfau, urodzony w Elblągu w 1935 roku, wspomina tę kawiarnię i cukiernię, zwaną potocznie Mau, jako lokal, zawdzięczający swoją sławę "Christorbeer Kuchen", czyli ciastu z agrestem.
Od początku cukiernia mieściła się przy Schmiedetor, czyli Bramie Kowalskiej (obecnie nie istniejącej), niedaleko Placu Friedricha Wilhelma (dzisiejszy plan Słowiański).
Ostatnim właścicielem (według książki telefonicznej z 1939 roku) był W. Kreuzberger; wówczas nazwę kawiarni pisano Mauricio lub Mauritio.



źródło: http://www.aefl.de/ordld/AK%20Elbing/Elbing5a2-120504/elbing5a.htm

Wspomniana filiżanka, pochodzi najprawdopodobniej z owej kawiarni. Została wykonana z fajansu w latach 20. XX wieku w wytwórni braci Augusta i Conrada Bauscher w Weiden. Dekorację naniesiono w wytwórni Max Kusch & Gebr. Ilgner w Elblągu.


Filiżanka jest darem p. Bartłomieja Butryna, fot. A. Grzelak

Fot. A. Grzelak

Kawiarnia Maurizio widoczna po prawej stronie,
źródło: http://www.aefl.de/ordld/AK%20Elbing/Elbing5a2-120504/elbing5a.htm


Zarówno kawiarnie jak i cukiernie były szczególnie popularne w czasie adwentu, ponieważ można było zaopatrzyć się w nich w różnego rodzaju słodkości: torty, ciasta, praliny i marcepany. Te ostatnie były tradycyjnym słodkim przysmakiem, przygotowywanym w elbląskich i królewieckich domach. Hans Joachim-Pfau tak wspomina przygotowywanie marcepanów: "Głównie robiliśmy te serca marcepanowe, a więc w kształcie serca i czworokąta. One z jednej strony były krojone nierówno takim narzędziem do krojenia. I jak formy były ze sobą ściskane, zanim zostały opróżnione, to były podpalane, żeby górna krawędź była ładnie brązowa. To była praca, którą musiał wykonać mój tata (...), natomiast Janne Neumann z Królewca tak wspomina wyrabianie tych słodkości: "Ten marcepan królewiecki jest czymś szczególnym! Jest znany na całym świecie, a nasza rodzina zachowała tradycje ich wyrobu. Surowa masa składa się z gotowanych migdałów, które się obiera i mieli. Później miesza się tę masę z wodą różaną, co jest bardzo ważne. Kupowałam wodę różaną w aptece. No i oczywiście cukier puder (...) Kleiło się to wszystko z białkiem jaja, wtedy mieliśmy już kształt i obwódkę, ale brakowało wzoru. Szczypcami do cukru wykłuwało się wzór i teraz miało miejsce właściwe pieczenie."

Poniżej prezentujemy przepis na marcepan, który pochodzi z książki kucharskiej (zawierającej około 1600 przepisów) wydanej w Elblągu w 1875 r., autorstwa Johanny Lob. 

Książka kucharska została użyczona dzięki uprzejmości pana Hansa Joachima – Pfau. Przepis oraz pamiątki związane z przedwojennym Elblągiem są dostępne na wystawie "Świadectwa. Historia w twarzach - twarze historii" prezentowanej w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu.


Foremki do marcepanów, własność K. Arbarta, obecnie prezentowane są na wystawie "Świadectwa. Historia w twarzach - twarze historii", fot. J.F.



http://www.aefl.de/ordld/AK%20Elbing/Elbing5a2-120504/elbing5a.htm
http://www.elblag-moje-miasto.pl/lokale/

Fragmenty wspomnień pochodzą z wywiadów, przeprowadzonych z dawnymi mieszkańcami Elbląga w ramach projektu "Świadectwa", efektem którego jest wystawa "Świadectwa..." autorstwa M. Gizińskiej i A. Janiak. 

Żywot poczciwej krowy

$
0
0
Wśród zwierząt towarzyszącym człowiekowi na przestrzeni wieków szczególne miejsce zajmuje krowa. Zwierzę mało wymagające, a zapewniające wiele korzyści. Przez większą część roku żywiąca się trawą, zimą sianem. Wiele gospodarstw posiadało krowę na własny użytek. W średniowieczu trzymane były w bezpośrednim sąsiedztwie domostw w samym mieście. Początkowo wypasano je na łąkach i lasach, a trzymano w zagrodach. Pierwsze zadaszone zagrody pojawiły się dopiero w XIV wieku. Sposób hodowli wpływał na wygląd ówczesnych zwierząt. Były znacznie mniejsze od współczesnych osobników (ok. 100 cm), miały długie rogi, małe wymiona i dłuższą, gęściejszą sierść (cały szkielet średniowiecznej krowy znajduje się w Julius Kuhn Museum Haale). Protoplastą krowy w Europie był tur, zwierzę zagrożone wyginięciem już w średniowieczu. Najstarszą rasą z terenów Polski jest rasa czerwona polska, znana już od średniowiecza, o jednolitym czerwono-brązowym umaszczeniu. Dawała ona mniej mleka, jednak było ono tłustsze i bardziej wartościowe. Te najpopularniejsze czarno-białe sprowadzono do Polski w średniowieczu z Fryzji Zachodniej.
Liczne łąki i pastwiska wokół miasta stwarzały dogodne warunki środowiskowe dla hodowli krów. W początkach XIII wieku tereny te najprawdopodobniej były niepodzielone i użytkowane wspólnie przez mieszkańców. Pod koniec stulecia Rada Miejska wydzierżawiała część z nich, głównie członkom Rady i ich krewnym. Dopiero w połowie XIV wieku postanowiono, że każdy właściciel działki w mieście otrzyma kawałek łąki wolnej od czynszu. Posiadanie własnych łąk pozwalało zabezpieczyć siano na zimową paszę dla zwierząt lub sprzedać je na Targu Siennym. 
Od wczesnej wiosny do późnej jesieni bydło wypasano w trzech wspólnych, miejskich pastwiskach. Pierwsze zaczynało się początkowo na północ od Bramy Targowej (nazwa początkowego odcinka dzisiejszej ul. Robotniczej zwano kiedyś Krowią Groblą i ciągnęło się aż do krawędzi Wysoczyzny (tereny dzisiejszej Modrzewiny jeszcze w XVIII wieku wykorzystywano jako pastwisko). Drugi wygon znajdował się na północ od Grobli Młyńskiej (ul. 1 Maja) wzdłuż potoku Hundebeke, pełniącego funkcję wodopoju. Teren ten zasiedlono jednak w ciągu XIV i XV wieku. Trzecie miejskie pastwisko znajdowało się na południe od Grobli Św. Jerzego. Wraz z rozwojem miasta pastwiska przenoszono coraz dalej. W XVII wieku większość łąk znajdowała się w nizinnej części: nad Nogatem, na lewym brzegu rzeki Elbląg i wzdłuż Zalewu Wiślanego. Na pastwiska często wykorzystywano obszary zalewowe bezpośrednio za wałami. Tereny te zapewniały więcej paszy, co pozwalało hodować większą ilość zwierząt. Na Nizinie Elbląskiej hodowano zwykle 12-21 krów, podczas gdy pełnorolne gospodarstwo chłopskie posiadało przeciętnie 6-12 sztuk bydła. 
U rzeźnika, rycina średniowieczna, XIV wiek (domena publiczna)
Od 1384 roku prawo do użytkowania pastwisk posiadał także cech rzeźników. Do XVII wieku posiadali około 55 włók, co daje prawie 1000 hektarów. Do pasania zwierząt zatrudniali pasterzy wraz z pomocnikami. Pasterz otrzymywał bezpłatne mieszkanie w pobliżu pastwiska, miał prawo wypasać na pastwisku własne zwierzęta (4 krowy, 3 konie i 6 świń), otrzymywał także rocznie sześć beczek piwa oraz 80 marek gotówką. Cech rzeźników rozwinął się w XV wieku. Ubój zwierząt obywał się w rzeźni na Wyspie Spichrzów, która w początkach XVII wieku stała się zbyt mała i znaczna część rzeźników dokonywała uboju przy własnych domach. Cech posiadał też własne jatki rzeźnicze, gdzie można było nabyć mięso. W 1605 roku było w mieście 24 mistrzów rzeźnickich, funkcjonowały dwa cechy: na Starym i Nowym Mieście. Każdy mistrz posiadał jedną lub dwie jatki, za które płacił miastu czynsz roczny wysokości 1 florena i 4 groszy. W 1600 roku na tyłach zespołu ratuszowego mieściły się 34 jatki. Sprzedaż mięsa odbywała się tutaj tylko w okresie od św. Michała do św. Marcina (29 września - 11 października, wg cen ustalanych przez Radę Miejską. W początkach XVII wieku pojawiła się w mieście profesja rzeźników ulicznych, niezrzeszonych, zajmujących się ubojem na potrzeby konsumentów, kupujących na targu żywe zwierzęta. Konkurencja ze strony niezrzeszonych rzeźników prowadziła do licznych sporów z rzeźnikami skupionymi w cechu. Aby uregulować te kwestie, w 1636 roku Rada Miejska ograniczyła liczbę ulicznych rzeźników do 12, zakazała im zakupu mięsa w mieście i handlu nim. Mogli kupować mięso z podmiejskich osad i dokonywać uboju pod warunkiem, że mięso zostanie sprzedane na elbląskim rynku. Ustalono także cennik, wynoszący 30 groszy z ubój krowy polskiej lub małego wołu, 40 groszy za woła średniej wielkości, 50 za dużego woła, 12 groszy za cielaka, 10 groszy za barana oraz 40 groszy za wieprza wraz z wyrobem wędlin. Regulacje te nie zmniejszyły napięć wśród rzeźników. W XVIII wieku ograniczono liczbę niezrzeszonych rzeźników do 4 i zakazano im zatrudniania pomocników. Uboju mogli dokonywać jedynie w granicach miasta, zwiększono także ceny za ich usługi. 

Vincenzo Campi Kuchnia 1569 (źródło: www.arteguias.com)
Panuje przekonanie jakoby wołowina nie była popularna na stołach średniowiecznej i nowożytnej Europy. Bardzo możliwe, że na stołach możnowładców częściej można było spotkać dzikie zwierzęta lub ptactwo. Badania archeologiczne wskazują jednak na znaczną popularność wołowiny. Podczas badań bloku ratuszowego wydobyto 37 939 sztuk kości zwierzęcych i ich fragmentów z okresu od średniowiecza do nowożytności. Wśród tego materiału dominują kości bydła, możliwy był też do uchwycenia wzrost jego spożycia między średniowieczem a czasami nowożytnymi (z 71,6% do 86,2%), przy jednoczesnym spadku spożycia wieprzowiny. Mięso wołowe stanowiło też podstawę wyżywienia w XIII wieku (71,6%, wieprzowina jedynie 23,4%). 
rynienka do pieczenia i zbierania tłuszczu, XVI wiek, Elbląg
metalowe i gliniane garnki, XIV/XV wiek, Elbląg
Większość książek kucharskich pochodzi z XIV i XV wieku, jednak niewiele w nich wskazówek dotyczących przygotowania potraw. Niezbyt popularna była w bogatszych warstwach społecznych. Uznawano ją za tanią, grubą i twardą, na co wpływ miał zapewne sposób jej przygotowywania (w średniowieczu nie uświadczylibyśmy porządnych, krwistych steków). W możnowładczych kuchnia wykorzystywano ją do przygotowywania bulionów, będących podstawą  do zup i sosów, wygotowane zaś mięso oddawano służbie. Bogaci mogli pozwolić sobie na zakup całych połaci świeżego mięsa przeznaczonego do solenia. W piwnicach zamków Zakonu Krzyżackiego przechowywano beczki z mięsem solonym, zatopionym w tłuszczu bądź w zalewie z miodu, octu i gorczycy. Takie sposoby przechowywania mięsa były popularne przez długi czas, w bogatych domach w XVII wieku do zasolonego mięsa dodawano sok z pomarańczy. Chętnie także suszono, wędzono, macerowano w occie lub winie. 
Mniejsze i tańsze kawałki mięsa popularne były w kuchni mniej zamożnych mieszkańców miasta. Przygotowywano je w rondlach (link do postu o trójnożkach) razem z utłuczonymi kośćmi, dzięki czemu uzyskiwano szpik i pożywną galaretę. Przygotowywano rodzaj polewki tzw. juchę/juszkę, z resztek mięsa i krwi. Popularne były gulasze i dania jednogarnkowe, zyskujące na smaku z każdym kolejnym odgrzaniem. Wykorzystywano całą tuszę zwierzęcia, nic się nie marnowało. Spożywano ją w postaci gotowanej, pieczonej, smażonej, znana była zupa z ogonów wołowych oraz flaki. Te ostatnie tradycyjnie podawano w gospodach na przystaniach wodnych z bułką lub kawałkiem chleba oraz piwem. W Elblągu najlepsze flaki można było zjeść w lokalu Zum Wartburg. 
Wołowina była bardzo popularna w Anglii już od XIV wieku, kiedy tradycją stawały się niedzielne obiady (oczywiście po wizycie w kościele) z pieczenią (roast beefem) w roli głównej. W połowie XVII wieku powstałnawet hymn o tym daniu:
https://www.youtube.com/watch?v=MTH5gnluOVg

Gliniany trójnożek do gotowania, XVI/XVI wiek, Elbląg
Naczynie do gotowania, XVI/XVII wiek, Elbląg


Kubek z sentencją

$
0
0
W trakcie badań wykopaliskowych prowadzonych w 2007 roku na dawnej parceli Stary Rynek 5 (obecnie jest to posesja Stary Rynek 65) została odkryta drewniana latryna. Z warstwy zasypiskowej tej latryny wydobyto fragmenty fajansowego kubka o cylindrycznym kształcie i z delikatnie kanelowanym uchwytem. Kubek ma wysokość 11 cm i średnicę wynoszącą 8,5 cm.


Fot. Archiwum MAH


W górnej części kubka widoczny jest ciągły ornament pasowy wypełniony motywami kwiatowymi i florystycznymi, malowany od szablonu kobaltem, dno podkreślone jedną cienką linią. W części środkowej (po przeciwnej stronie ucha) drukowany czarną farbą napis umieszczony w trzech wersach: Fischerin, du Kleine || trink deinen || Kaffee nie alleine!


Fot. Archiwum MAH

Na dnie kubka umieszczono drukowany brązowym kolorem znak wytwórni, na którym możemy odczytać – Theodor Paetsch, Frankfurt a/Oder, co jednoznacznie określa nam miejsce jego wyprodukowania.

Fot. Archiwum MAH

Interesująca nas fabryka fajansu we Frankfurcie nad Odrą została założona w 1840 roku. Jej właścicielami, według Adressbuch der Stadt Frankfurt (Oder), byli w roku 1846 Johann Adam Hintze i kupiec Wilhelm Eduard Psetsch.
Od 1863 funkcjonuje ona pod nazwą Steingutfabrik Paetsch, a jako właściciele wymieniani byli Georg Theodor Paetsch i Wilhelm Gustaw Leopold Selle.
Od 1890 roku, po śmierci Theodora Paetscha, właścicielami fabryki zostali jego synowie Theodor i Walter, a od 1930 roku  Theodor Paetsch jun., dyrektorem technicznym Wilhelm Paetsch, dyrektorem do spraw sprzedaży Klaus Paetsch.
Fabryka funkcjonowała do 1945 roku, kiedy to na skutek działań wojennych została zniszczona w 75%. Wkrótce jednak została odbudowana i wznowiła produkcję, a na Targach Lipskich w 1947 roku miała własne stoisko, w 1953 roku znacjonalizowana, a w 1955 roku zamknięta.
Była to fabryka nastawiona przede wszystkim na produkcję masową, tanich naczyń kuchennych i domowych. Wytwarzano w niej m.in. naczynia na mleko, dzbanki, komplety (garnitury) toaletowe, patery na torty. Oprócz tego wyrabiane były w krótkich seriach naczynia zdobione w stylu Art Deco, które obecnie są poszukiwane na rynku antykwarycznym.
Odkryty w Elblągu kubek należy do tej masowej części produkcji Steingutfabrik Paetsch, a czas jego powstania należy umieścić w przedziale lat pomiędzy 1900 a 1930 rokiem.


W trakcie pisania wykorzystano:


Steingutfabrik Theodor Paetsch, Frankfurt an der Oder, Brandenburg [on-line] http://www.keramikmuseum.ch/Deutsch/2_2_1_ManufakturenText/MSteingutfabrikTheodorPaetsch.html [dostęp 24 marca 2015],
Steingutfabrik Paetsch [on-line] http://de.wikipedia.org/wiki/Steingutfabrik_Paetsch [dostęp 24 marca 2015].
Ein altes Waschgeschirr aus Steingut [on-line] http://www.schlossmuseum.de/objekt/objekt18.html [dostęp 23 lipca 2010].

Początki elbląskiej kamienicy

$
0
0
Pierwsze budynki w Elblągu były drewniane, wolnostojące, jednoprzestrzenne i jednokondygnacyjne o powierzchni 20-40 m2. Nie były lokalizowane w linii zabudowy (linii ulicy bądź granicy z sąsiadem), natomiast są odkrywane w tylnej części parceli. Już w XIII wieku, a dokładniej w pierwszym okresie lokacji miasta granice działek były już wytyczone - mówią o tym przepisy prawa lubeckiego - zarówno w artykule o wznoszeniu murów granicznych i konsekwencjach finansowych, jak i z okazji lokalizacji dołów kloacznych. Potwierdzają to także odkrywane w czasie wykopalisk płoty z XIII wieku.


Pierwsze drewniane budynki odkrywane podczas wykopalisk na Starym Mieście, XIII w., ul. Św. Ducha, fot. archiwum MAH.

Cegła, jako nowy materiał budowlany rozpowszechniła się w XIII wieku. Stosowana dotychczas do wznoszenia obiektów sakralnych, zamków i murów obronnych, wreszcie zaczęła być wykorzystywana w budownictwie mieszczańskim. 
Pierwsze murowane budynki w mieście były jednoprzestrzenne i wielkością odpowiadały obiektom drewnianym; znajdowały się w głębi parceli. W Elblągu znane są dwa przykłady tego typu budynków - przy ulicy Kowalskiej i Rybackiej.



Przykład średniowiecznej cegły z odciskiem stopy; cegła wykorzystana była do budowy jednej ze ścian kamienic przy ulicy Stary Rynek 2-7, fot. archiwum MAH

Kolejną zmianą w rozwoju kamienicy było pojawienie się kamienicy sieniowej (2. połowa XIII wieku). Nastąpiło to w wyniku stabilizacji granic i zapotrzebowania na większą powierzchnię użytkową. W tym czasie kamienica przestaje być tylko miejscem do mieszkania, jest także kapitałem i pod jej zastaw kupiec wynajmuje statek lub jest poręczycielem za towar przewożony przez właściciela statku. Służyła ona także jako skład towaru. Miało to miejsce przede wszystkim w miastach portowych. Kamienica sieniowa zajmowała wówczas już pełną szerokość działki, w związku z czym zabudowa miasta stawała się zabudową zwartą i nie wymagała stawiania murów ogniowych, ponieważ każda ściana graniczna spełniała rolę przegrody ogniowej.
Każdy taki obiekt miał bezpośrednie dojście z ulicy. 

Typowy budynek murowany powstały po pożarze w 1288 roku jako element zabudowy zwartej, Elbląg (opr. A.K.)

W Elblągu zwarta zabudowa zaczęła powstawać po pożarze w 1288 roku. Według badaczy, w latach 40-tych XIV wieku prawie całe miasto było murowane, gdyż w tym czasie szukano nowych terenów pod zabudowę. Wtedy również powstały budynki wokół kościoła św. Mikołaja, a także szereg budynków dostawionych do muru obronnego od strony rzeki oraz lokacja Nowego Miasta.

W źródłach pisanych pierwsza wzmianka o murowanej kamienicy elbląskiej pochodzi z 1301 roku. W latach 1310-1360 wymienia się już 116 domów murowanych (podczas gdy np. w Stralsundzie w latach 1310-1342 było 85 domów murowanych). 

Oczywiście, murowane obiekty nie powstawały jednocześnie. Był czas, kiedy kamienice murowane sąsiadowały z drewnianymi. 
Parcele miejskie w Elblągu miały głębokość 5 prętów miary starochełmińskiej, szerokość wynosiła 1 do 2 prętów, a sporadycznie 2,5 pręta. Najczęściej szerokość wynosiła 1,5 pręta, czyli około 7 metrów. Kamienica zajmowała pełną szerokość parceli i miała głębokość 3-3,5 pręta, co oznacza, że zajmowała około 2/3 powierzchni.
Miała dwie kondygnacje - przyziemie i pierwsze piętro i nie była podpiwniczona. Na każdej kondygnacji znajdowało się jedno pomieszczenie przykryte stropem belkowym. Wejście do budynku znajdowało się w ścianie szczytowej, wykonanej w konstrukcji szachulcowej. Komunikacja pionowa natomiast odbywała się prawdopodobnie za pomocą drabin lub schodów, znajdujących się w tylnej ścianie. Ściana frontowa początkowo była wzniesiona w konstrukcji szachulcowej, jednak stosunkowo szybko uległa wymianie na murowaną.

Widok z wieży kościoła św. Mikołaja na przebadany kwartał przy ulicy Rybackiej, Stary Rynek, Bednarskiej i Ścieżki Kościelnej; widoczne są obrysy kamienic oraz podwórek, znajdujących się na tyłach parceli, fot. archiwum MAH.

W XIII i XIV wieku budynki w Elblągu stawiano na poziomie niższym niż dzisiejszy poziom morza, w związku z czym przez wieki poziom ulic podniósł się średnio o 2,5-3 metry. Było to spowodowane działalnością człowieka; świadomym podnoszeniem terenu poprzez wysypywanie ziemi z wykopów fundamentowych, gruzu z rozbiórek i remontów, likwidacji kałuż i błota... W miarę podwyższania się poziomu ulic (narastania warstw kulturowych), ulegała zmianie lokalizacja głównego wejścia do budynku, przenosząc się na dotychczasowe pierwsze piętro.  

Na podstawie artykułu A. Kąsinowskiego Średniowieczna kamienica mieszczańska: Elbląg, Ryga, Kołobrzeg, Archaeologia Elbingensis, vol. 2, 1997.

Elbląg - Historia ciekawsza niż myślisz

$
0
0
Witamy w kolejnym poście. Ostatnio bardzo dużo się u nas dzieje, dlatego w tym tygodniu chcielibyśmy podzielić się z Wami kilkoma ważnymi dla naszego Muzeum wydarzeniami.


 
Truso - Legenda Bałtyku to nowa wystawa stała o legendarnej wikińskiej osadzie odkrytej w Janowie Pomorskim przez naszego kolegę dr Marka Jagodzińskiego w 1981 roku. Wieloletnie badania archeologiczne w połączeniu z osiągnięciami współczesnej technologii pozwoliły nam przedstawić życie mieszkańców wikińskiego portu - ważnego ośrodka wczesnośredniowiecznej Europy. Osią ekspozycji jest częściowa rekonstrukcja wikińskiej łodzi, wokół której przedstawione są poszczególne aspekty odległego świata Wikingów, ich życia codziennego i duchowego. Specjalna animacja umożliwia wirtualny spacer po osadzie, a dzięki rekonstrukcjom gier planszowych można zatracić się w świecie wikińskiej rozrywki. Wyjątkowy klimat wystawy zawdzięczamy ekipie firmy PROPS s.c., która dosłownie zbudowała artystyczną warstwę ekspozycji.




Uroczyste otwarcie wystawy odbędzie się 18 maja o godzinie 10:00 i zainicjuje I Międzynarodową Konferencję Viking Globalization. Truso from the perspective of Baltic commercial centres. Dyskusje na temat Truso i jego roli w świecie Wikingów toczyć się będą w Ratuszu Staromiejskim. Dla zainteresowanych udostępniona zostanie transmisja na żywo w internecie. 

Artefakty odkryte w czasie 34 lat badań osady Truso zainspirowały artystów z Pracowni Jubilerskiej STUDIO TT. Wspólnie stworzyliśmy serię biżuterii bazującej na odnalezionych zabytkach. Jej premiera będzie miała miejsce podczas tegorocznej NOCY MUZEÓW











W trakcie nocnego zwiedzania będzie można wziąć udział w warsztatach przygotowanych przez Studio TT. Ożyją także muzealne wystawy. Na deskach, a właściwie parkietach, budynku Gimnazjum zagoszczą aktorzy Teatru im. A. Sewruka, a mroczną wystawę Elbląg Reconditus nawiedzą duchy. Imprezę zakończy pokaz filmu holograficznego Historie ponad granicami wyświetlonego na murach Budynku Wschodniego Podzamcza



To oczywiście nie wszystkie niespodzianki. Nowe oblicze zaprezentuje także muzealny sklep z pamiątkami. Biżuteria i kopie amuletów wg projektów Studio TT, kopie flasz pruskich wykonane prze Paulinę Stawisińską z Pracowni Ceramicznej GLINOLANDIA oraz inne oryginalne przedmioty zainspirowane muzealnymi zbiorami i Starym Miastem Elblągiem.


SERDECZNIE ZAPRASZAMY!


Elblążanin w Paryżu

$
0
0
W trakcie badań wykopaliskowych w zachodniej części ul. Św. Ducha, w jednej z latryn znaleziono kościaną szczoteczkę do zębów, w momencie odkrycia pozbawioną zupełnie włosia. Ten niewielki przedmiot (o długości 15,5 cm) jest świadectwem higieny mieszkańca/ki Elbląga, a jednocześnie ciekawym przykładem celów podróży mieszkańców miasta.

Fragment szczoteczki z widocznym napisem EDELWEISS
Fot. Archiwum MAH

Na rękojeści szczoteczki widoczny jest napis EDEL WEISS, jednak bardziej interesujący symbol został umieszczony u nasady główki tej szczoteczki. Widoczny jest tam (obecnie niestety dosyć słabo czytelny) wizerunek wieży Eiffla, a u jej podstawy wykonany po łuku napis (wysokość liter to zaledwie 1 mm): TOUR EIFFEL. Można przypuszczać, że była to "użyteczna" pamiątka zwiedzania wieży, być może w trakcie Wystawy Światowej w 1900 roku.

Fragment szczoteczki z widocznym wizerunkiem wieży Eiffla i napisem TOUR EIFFEL
Fot. Archiwum MAH

Wieża Eiffla została postawiona z okazji planowanej Wystawy Światowej w Paryżu. Jej budowa została rozpoczęta w 1887 roku, a zakończyła się w 1889 roku, Przy jej wznoszeniu pracowało 300 robotników, a sama wieża została złożona z około 18 tysięcy części, które połączono w całość przy pomocy 2,5 miliona nitów.

Wieża Eiffla i Trocadero. Zdjęcie z Wystawy Światowej w Paryżu, 1900.
Źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Eiffel_Tower_and_the_Trocadero,_Exposition_Universal,_1900,_Paris,_France.jpg

Sama Wystawa została otwarta 14 kwietnia 1900 roku przez prezydenta Francji Émile François Louberta. Tereny wystawowe to 120 ha w Paryżu i 110 ha w Vincennes. Jej założeniem i głównym hasłem była gloryfikacja postępu. Wierzono, że maszyna staje się władczynią całego świata. W trakcie mowy inauguracyjnej mówca wyraźnie podkreślał, że powszechna tendencja do braterstwa, wymiana pomysłów przekraczają granice i oplatają całą kulę ziemską. Dziś niestety wiemy, jak to "braterstwo" się skończyło - wybuchem wojny światowej czternaście lat później...
W trakcie trwania wystawy odwiedziło ją ponad 50 mln ludzi, którzy mogli podziwiać atrakcje przygotowane przez 58 krajów w 18 grupach tematycznych i w 121 kategoriach.
Gdzieś wśród tych licznych atrakcji można było zobaczyć maszynę parową wystawioną przez zakłady Schichaua ze wschodniopruskiego Elbinga.
Być może właściciel czy właścicielka wspomnianej szczoteczki do zębów korzystał(a) z jednej z największych atrakcji Wystawy Światowej, jakim był ruchomy chodnik o długości 3,5 km, poruszający się z szybkością 4 lub 8 km/h,
Jeżeli był(a) miłośnikiem sportu, być może oglądał(a), odbywające się w cieniu wystawy, zawody sportowe igrzysk olimpijskich. Jak można przeczytać choćby w tekście Lidii Ciborowskiej była to dziwna olimpiada, ponieważ "jej uczestnicy wcale nie wiedzieli, że zawody, w których startują, zaliczane są do igrzysk olimpijskich". Były to także pierwsze igrzyska, w których startowały kobiety. Nie było w trakcie tych zawodów stadionu olimpijskiego, zawodnicy nie wiedzieli często gdzie startują, a widzowie najczęściej nie wiedzieli gdzie i co można oglądać. Zwycięzcy poszczególnych konkurencji (w tym takich jak np. przeciąganie liny lub strzelanie do żywych gołębi) dostawali w nagrodę upominki (np. parasole, buty), a medale olimpijskie wysyłano pocztą...

Igrzyska olimpijskie 1900 r. Strzelanie do gołębi
Źródło: http://gadzetomania.pl/5234,najdziwniejsze-dyscypliny-olimpijskie-w-historii





Podczas pisania wykorzystano:

1. L.Ciborowska, Wystawa światowa w Paryżu w 1900 r., "Wiadomości Historyczne", nr 2/2010, s. 38-41.
2. http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Eiffel_Tower_and_the_Trocadero,_Exposition_Universal,_1900,_Paris,_France.jpg
3. http://paryz.miasta.org/s,14,Wieza_Eiffla.html
4. http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/813437,Wieza-Eiffla-najbardziej-rozpoznawalna-budowla-na-swiecie
5. http://gadzetomania.pl/5234,najdziwniejsze-dyscypliny-olimpijskie-w-historii

Majątek ruchomy mieszkańców Elbląga w XVII wieku

$
0
0
Inwentarze, czyli spisy ilościowe i wartościowe materialnych i niematerialnych części majątku dają nam pewną wiedzę na temat zamożności poszczególnych osób, produkcji i konsumpcji, np. złotnictwie, sukiennictwie, ubiorze, wyposażeniu kuchni... Dają nam również informacje dotyczące postaw i sposobu myślenia minionych pokoleń.
Potrzeba sporządzenia inwentarza (a także uwierzytelnienia go) pojawiała się wtedy, gdy spodziewano się sporu o spadek i potrzeby zaspokojenia wierzycieli. Uważano, że powinni zajmować się tym opiekunowie prawni sierot i osób ubezwłasnowolnionych, egzekutorzy testamentów, pozostali przy życiu współmałżonkowie, wdowcy i wdowy, zawierający kolejne małżeństwo.

Rejestry z pierwszej połowy XVII wieku utrudniają interpretację pewnych informacji, część z nich nie posiadała nawet imion i nazwisk spadkodawców. Generalnie jednak znane były ich personalia, a także przynajmniej jedna z dat: zgonu, spisania inwentarza lub wpisu do ksiąg miejskich. Niektóre z nich informują o zawodzie lub statusie społecznym zmarłego, czasem również o rodzinnej miejscowości. Typowy inwentarz zawierał opis pozostawionej kwoty i rzeczy pogrupowane według określonych kryteriów.

Pod koniec XVII stulecia spisy stały się bardziej szczegółowe i obszerniejsze; zawierają oszacowaną wartość całych majątków, ale też pojedynczych przedmiotów. Więcej informacji mamy także na temat spadkodawców i okoliczności sporządzenia spisu oraz znamy więcej dat. Dodatkowo pojawiają się informacje dotyczące statusu zawodowego i społecznego zmarłych.

Analizie poddano spisy z Gdańska i Elbląga, w przypadku Elbląga było to prawie 40 inwentarzy, zarówno z pierwszej jak i drugiej połowy XVII wieku. Właściciele spisywanego mienia należeli do warstwy średniej - byli to rzemieślnicy, przekupnie, browarnicy. Przeanalizowano także inwentarze ruchomości po ponad 40 zmarłych, należących do ubogiej warstwy społecznej, którą stanowili podopieczni szpitala Św. Ducha (spis wykonany przez szpitalnego szafarza).

Tworzącym inwentarze zalecano, aby były one jawne i szczere, w których "powinna być zanotowana każda rzecz z gospodarstwa, szczególnie zaś majątek zmarłych, ruchomy i nieruchomy, z domu i obejścia" (Adam Volckman, 1642).

Zarówno w Elblągu jak i Gdańsku dominował rzeczowy układ spisu. To, czy dany przedmiot był wymieniany, zależało od wartości surowca, z którego był on wykonany, a także funkcji, jaką pełnił.
W przypadku bogatych odnotowywano dodatkowo wyroby ze złota, srebra, cyny, miedzi, mosiądzu i żelaza, samego mosiądzu, broń, wyroby żelazne, towary kupieckie oraz odzież, rzeczy lniane, pościel, książki, obrazy, wyroby kamionkowe, gliniane i szklane, drewniane i rymarskie (inwentarz elbląskiego browarnika Hansa Nogge, 1667 r.). Inwentarze biednych natomiast zawierały zaledwie trzy pozycje: pościel, rzeczy lniane, suknie (spośród rzeczy najbardziej wartościowych), a następnie przedmioty metalowe z cyny i żelaza, meble i inne sprzęty domowe - są to spisane przedmioty zmarłych z przytułku Św. Ducha z lat 1676 - 1682. Czasem spisywane były też rzeczy stare i zniszczone, np. stara, zła i podarta odzież i pościel oraz durszlak bez rączki...Inwentarze pospólstwa zawierały często: pościel, bieliznę (wyroby lniane), wyroby drewniane, z metali kolorowych (cyny, miedzi, mosiądzu). Spis ten uzupełniały (od 2. połowy XVII w.) wyroby z gliny, szkła, rzadziej z kamionki, w elbląskich inwentarzach (częściej niż w gdańskich) pojawiały się również wyroby ze szkła.

Talerz z fajansu holenderskiego, XVII w., fot. archiwum MAH

Kufel kamionkowy, XVII w., fot. archiwum MAH

Łyżka cynowa, XVII w., fot. archiwum MAH



Podczas sporządzania inwentarzy zwracano uwagę głównie na wartość surowca, z którego były sporządzane i często nie zauważano przedmiotów uznawanych za mniej cenne. Bywało nimi stare żelastwo, część mebli, wyroby szklane, naczynia drewniane i ceramiczne, obrazy, książki, obuwie. Czasem wspominano naczynia szklane, ale raczej należało to do rzadkości.
Z naszego punktu widzenia brak wzmiankowanej zastawy stołowej nie jest dobrym wyznacznikiem dla badania kultury materialnej dawnych elblążan (i nie tylko), o czym świadczą wyniki badań wykopaliskowych i znajdowane przez nas przedmioty ceramiczne, szklane, drewniane...Świadczą one o dużym znaczeniu zastawy stołowej (wykonanej z wymienionych surowców) w gospodarstwach domowych mieszkańców Starego Miasta, o której nie raz już wspominaliśmy na blogu.



Co dokładniej pojawiało się w spisach majątku ruchomego mieszkańców Elbląga? Postaram się o tym napisać w kolejnym poście...

Post powstał na podstawie książki Andrzeja Klondera Wszystka spuścizna w Bogu spoczywającego. Majątek ruchomy zwykłych mieszkańców Elbląga i Gdańska w XVII wieku., Warszawa 2000.


Viewing all 131 articles
Browse latest View live