Quantcast
Channel: O Starym Mieście Elblągu słów kilka
Viewing all 131 articles
Browse latest View live

Życzenia

$
0
0

Z okazji zbliżającej się Wielkanocy
zdrowych
spokojnych
i przede wszystkim


oraz autorzy bloga 


Termometr Reaumura, czyli krótka historia pomiarów temperatury.

$
0
0
W jaki sposób możemy określić pojęcie temperatury? Są to przede wszystkim doznania fizjologiczne, towarzyszące dotknięciu lub zbliżeniu do ciał materialnych, które można określić jako zimne, chłodne, letnie, ciepłe lub gorące. Definicję temperatury dobrze określił J.C. Maxwell (szkocki fizyk i matematyk, żyjący w latach 1831-1879): "temperatura ciała jest stanem cieplnym rozpatrywanym w odniesieniu do jego zdolności przekazywania ciepła innym ciałom", co oznacza, że przy bezpośrednim kontakcie dwóch ciał, mających różne temperatury, następuje przekazanie ciepła od ciała o wyższej temperaturze do ciała o niższej, aż do momentu wyrównania temperatur. 
Ludzie od lat intuicyjnie wykorzystywali to zjawisko, ale droga do współczesnego pojmowania temperatury i jej skal była dość długa i nie pozbawiona błędów.

Wszystkim znane są nazwiska Celsjusza*, Fahrenheita** lub Kelvina***, dzięki którym możemy odczytać temperaturę w odpowiedniej skali. Jednak rozwój tej dziedziny nauki zawdzięczamy lekarzowi rzymskiemu, C. Galenowi, żyjącemu w II w. p. n. e.. Wprowadził on cztery stopnie gorąca i cztery stopnie zimna, a pojęcia te odniósł do działania odpowiednich leków na ludzi, w zależności od tego, czy one rozgrzewały czy chłodziły organizm ludzki. Wprowadził on także w swojej skali temperaturę neutralną (dla mieszaniny równych ilości lodu i wrzącej wody), przypisując jej stopień zerowy, jednocześnie twierdząc, że ta temperatura zależy od szerokości geograficznej. 

Pierwsze urządzenie do pomiaru stopnia ciepła lub stopnia, czyli po prostu termometr, stworzył Galileusz - włoski astronom, astrolog, matematyk, fizyk i filozof, żyjący w latach 1564 - 1642. Ów przyrząd składał się z bańki połączonej z długą rurką, zanurzoną w zabarwionej cieczy.

 Tak prawdopodobnie wyglądał pierwszy termometr, źródło: internet.

Po wstępnym ogrzaniu lub ochłodzeniu gazu zawartego w bańce w celu zassania pewnej ilości cieczy, słupek cieczy podnosił się i opadał w zależności od zmian temperatury otoczenia i podawał stopień ciepła lub zimna. Wykorzystał w ten sposób zależność gęstości cieczy od temperatury oraz prawo Archimedesa. Trudno jednak powiedzieć, czy przyrząd ten posiadał podziałkę, zatem określa się go jako termoskop. Choć autorstwo tego wynalazku przypisuje się Galileuszowi, to tak naprawdę była to tylko zmodyfikowana wersja termoskopu Filona z Bizancjum, greckiego filozofa, pisarza i mechanika, który żył w III w. p. n. e.

Dlaczego w ogóle o tym wspominam? Do zaprezentowania tego tematu zainspirował mnie przedmiot, przypominający termometr lub strzykawkę, znaleziony podczas badań archeologicznych, które odbyły się w 2007 roku na zapleczach kamienic, znajdujących się przy ulicy Stary Rynek 2 do 7. Podczas tych prac wydobyto kilkadziesiąt całych naczyń szklanych oraz ponad 1900 fragmentów, datowanych na okres od XV do początku XX wieku. Oprócz naczyń służących do picia i szkieł okiennych, został znaleziony właśnie tytułowy termometr, o którym wspomniałam w poście o przedmiotach szklanych. 




Fot. A. Grzelak


Thermometer Reaumur, fot. A. Grzelak


Fot. A. Grzelak


Fot. A. Grzelak

Co więc widzimy na tym termometrze? Jedyny czytelny napis to Termometer Reaumur oraz skala od 0 do 40. Sam przedmiot, zakończony okrągłym uchwytem, ma 10,3 cm długości, a jego średnica wynosi 1 cm. W środku znajduje się szklany "tłok", z płaskim końcem wewnątrz obudowy - prawdopodobnie służył on do wskazywania skali.   
               
Nazwisko umieszczone na nim brzmi Rene Antoine Ferchault de Reaumur. Był to francuski naukowiec, żyjący w latach 1683 - 1757, zainteresowany przede wszystkim badaniem życia owadów, ale również znany jako ten, który wprowadził Skalę Reaumura, czyli skalę temperatury pomiędzy temperaturą wrzenia i zamarzania wody, zawierającą się w przedziale odpowiednio od 0 do 80 stopni. Reaumur, jako pierwszy, w 1730 roku zaproponował taką skalę. Stworzony przez niego termometr zawierał rozcieńczony alkohol (etanol), który lepiej pokazywał zmiany temperatury niż rtęć, ponieważ rozszerzał się szybciej. Termometr posiadał rurkę z podziałką, w której każdy stopień był jedną tysięczną objętości zawartej w zbiorniku aż do miejsca, oznaczającego zero.

Skala ustalona przez Reaumura była szeroko stosowana we Europie, głównie Francji, Niemczech i Rosji; około 1790 roku Francuzi wybrali skalę Celsjusza, ale w niektórych częściach Europy nastąpiło to dopiero w połowie XIX wieku. Ciekawostką jest to, że niektóre włoskie i szwajcarskie fabryki nadal stosują tę skalę w produkcji serów, a w Holandii przygotowując desery.   


Literatura:
L. Michalski, K. Eckersdorf Pomiary temperatury, Wydawnictwo Naukowo-Techniczne, Warszawa 1986.
http://www.achem.pl/historia-pomiarow-temperatury/
zdjęcie pierwszego termometru: http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/110429,tworca-termometru-pochodzil-z-gdanska
http://blog.termometry.eu/temperatura/jak-dawniej-mierzono-temperature/
https://en.wikipedia.org/wiki/R%C3%A9aumur_scale



Anders Celsius - szwedzki uczony, fizyk i astronom, żyjący w latach 1701-1744; swoją skalę zaproponował w 1742 r., różniła się ona od obecnej, ponieważ naukowiec przyjął 0 stopni jako temperaturę wrzenia wody, a w 100 stopniach temperatura zamarzała. Później inni naukowcy doszli do wniosku, że lepiej będzie połączyć wzrost liczby stopni z procesem ocieplenia. Od 1774 do 1954 r. określano stopień w skali Celsjusza jako 1/100 różnicy temperatur topnienia lodu i wrzenia wody przy ciśnieniu 1 atm. fizycznej.

** Daniel Gabriel Fahrenheit - holenderski fizyk i inżynier, wynalazca termometru rtęciowego, żyjący w latach 1686-1736; jego skala została zaproponowana w 1724 r., używano jej do pomiaru temperatury w krajach, które stosowały imperialne jednostki miar (brytyjskie) do połowy XX w. Następnie została wyparta przez skalę Celsjusza. 32 stopnie Fahrenheita równie są temperaturze topnienia lodu, 212 stopni F równe jest natomiast temperaturze wrzenia wody pod ciśnieniem 1013 hPa.


*** William Thomson 1. Baron Kelwin - brytyjski fizyk, matematyk, przyrodnik, żył w latach 1824-1907; według jego skali 0 oznacza najniższą teoretycznie możliwą temperaturę jaką może mieć ciało. Temperatura 0 K jest równa temperaturze -273,15 stopni C. Temperaturę w kelwinach otrzymuje się przez dodanie do liczby, wyrażonej w stopniach Celsjusza, stałej 273,15.

O emaliowanych szkłach z Elbląga

$
0
0
W dzisiejszym poście chciałabym poruszyć temat naczyń emaliowanych, pochodzących z badań archeologicznych na elbląskiej Starówce. Nie jest to liczna grupa tego typu zabytków i rzadko występuje na badanych stanowiskach archeologicznych w Polsce, więc zdecydowanie zasługuje na uwagę.

Technologia

Określenie "szkło emaliowane" oznacza technikę zdobienia wyrobów szklanych, która polega na malowaniu ich kolorowymi farbami. Malowanie wykonuje się 'na zimno', stosując lakiery i farby terpentynowe, bez wypalania naczynia. Jest to technika wydajna, ale jednak nietrwała, ze względu na dużą ścieralność malowanej powierzchni. Bardziej trwała jest technika 'na gorąco', która polega na tym, że na powierzchnię szklanego wyrobu nakłada się farbę, a następne wypala naczynie powtórnie. Służy do tego piec malarski, tzw. muflowy, czyli bez bezpośredniego dostępu ognia. W piecu następowało trwałe stopienie się dekoracji ze strukturą szkła. Używa się do tego farb, mających w składzie sproszkowane szkliwo i związki metali barwiących, które dzielą się na nieprzezroczyste (emalie, glazury, smalty), przezroczyste (transparentowe, olejne, żywiczne) i pigmentowe, łączone ze szkliwami. O tym, jak długo utrzymywała się farba na szkle, decydowała ich jakość, a dokładniej stopień rozdrobnienia i wymieszania z olejkami (damarowym, goździkowym, terpentynowym), które wyparowywały po nałożeniu na szkło. Dla uzyskania odpowiednich barw, używało się najczęściej tlenków metali - barwa niebieska to tlenek kobaltowy, zielona - tlenek miedziowy z dwuchromianem potasu, żółta - chromian ołowiowy, biała - tlenek cyny, czarna - tlenek żelazowy z tlenkiem kobaltowym i braunsztynem (ruda manganu). Do nakładania barwników najlepszy podobno był pędzel z włosia bobrowego. Używano także stempli. Złocono natomiast pastami, zawierającymi złoto (sproszkowany metal lub chlorek złotawy).

Geneza

Malowanie naczyń 'na zimno' znane już było w starożytnym Egipcie, a także stosowano je przez cały okres cesarstwa rzymskiego. Rozkwit tej techniki nastąpił we wczesnym średniowieczu za sprawą Arabów, którzy przywozili tego typu szkła z głównych ośrodków produkcyjnych z Syrii i Iraku. Następnie, sztukę tę przejęli Wenecjanie, przez co emalierstwo na wiele lat stało się główną gałęzią szklarstwa weneckiego - przy znajomości produkcji przezroczystego szkła, dodawało kunsztu owym wyrobom. Z Wenecji, technika dekorowania szkieł farbami przeniknęła do innych regionów Europy. 
Pierwsze emaliowane szkła pojawiły się w północnej Europie dzięki niemieckim kupcom z Augsburga i Norymbergii, a około 1540 roku naczynia malowane w stylu niemieckim zaczęto wykonywać w austriackich i południowo-niemieckich hutach. Choć w XVI wieku w Wenecji emaliowane szkło wyszło już z mody, to w środowiskach mieszczańskich, głównie czeskim i niemieckim miało ono swój rozkwit i w pewnym stopniu, jako jeden z wielu czynników, wyznaczało właśnie kulturę mieszczańską, określało przynależność do określonego bractwa, cechu lub gildii.

Zdobnictwo

Najczęściej pojawiającymi się motywami były herby książęce i patrycjuszowskie, znaki cechów rzemieślniczych, przedstawienia religijne, sceny polowań, biesiad, poza tym fragmenty warsztatów rzemieślniczych, motywy roślinne, geometryczne, wzbogacane napisami i sygnaturami. Zazwyczaj tego typu dekoracje umieszczano na wysokich szklanicach, zwanych humpenami lub wilkomami, a także na kuflach, dzbanach, czworobocznych flaszach i kielichach.

Zabytki

Elbląskie emaliowane szkła należą do wyjątkowych obiektów, ponieważ w trakcie wieloletnich badań wykopaliskowych znaleziono stosunkowo niewiele takich obiektów oraz fragmentów. Ich niewielka liczba spowodowana jest najprawdopodobniej zwyczajowym tłuczeniem naczyń do picia podczas uczt. Są to wyroby datowane na 2. połowę XVI wieku do końca XVII wieku.
Poniżej zaprezentuję pokrótce niektóre z tych naczyń. Należą one niewątpliwie do jednych z najciekawszych i zarazem najcenniejszych obiektów, które zostały znalezione w trakcie badań.

Kielich z wielorybem (?) połykającym Jonasza
kielich ze sceną biblijną w formie dekoracji, na której umieszczono potwora morskiego z fragmentem ciała człowieka. Jest to najprawdopodobniej prorok Jonasz, który chcąc uniknąć zadania, powierzonemu mu przez Boga, został ukarany połknięciem przez wieloryba. Obok widzimy datę 1582 oraz napis D.P. JONAS. Kielich swoją formą nawiązuje do XVI-wiecznych form weneckich. Być może autorem tego naczynia był jeden z potomków hutniczego rodu Preusslerów (prowadzili oni m.in. huty Marienberg i Jugel w Saksonii). Według dostępnej kartoteki mieszkańców Starego Miasta, dowiadujemy się, że właścicielem działki, z której pochodzi omawiany kielich, był Piotr Himmelreich, znany patrycjusz elbląski, który zmarł własnie w 1582 roku. Zatem możemy przypuszczać, że naczynie mogło być zamówione przez np. radnych miejskich w celu upamiętnienia śmierci człowieka wybitnego. Wymiary: wysokość - 15,5 cm, średnica wylewu - 8,2 cm.

Kielich z wielorybem (?), fot. P. Wlizło


Kufel kobaltowy
to kolejne wyjątkowe naczynie, wykonane z przezroczystego szkła, zabarwionego na kolor kobaltowy. Kufel zdobiony jest złoceniami, połączonymi z kolorowymi aplikacjami, wykonanymi emalią: czerwoną, błękitną, białą i żółtą. Środkową część brzuśca zdobią sześcioramienne gwiazdy, wzbogacone motywami kwiatowymi, a pozostałą powierzchnię wypełniają poziome i pionowe paski z motywami rombów i kropkami. Naczynie powstało najprawdopodobniej w XVI w., a dokładniej w latach 1580-1610 (w XVI stuleciu zaczęły się pojawiać właśnie kobaltowe kufle, jako efekt kompromisu pomiędzy stylem weneckim a miejscowymi tradycjami, poza tym tego typu naczynia były charakterystyczne dla działających w tym czasie hut szklarskiego rodu Schurerów), a jego właścicielem mógł być Andreas Siebert, średnio zamożny mieszczanin, właściciel kamienicy przy ul. Mostowej 16. Wymiary: wysokość - 13,3 cm, średnica wylewu - 8,7 cm.

Fot. A. Grzelak

Fot. A. Grzelak



Dzban
o barwie kobaltowej został ozdobiony kolorowymi farbami: białą, żółtą, zieloną i czarną,co wzbogacono złoconymi paskami a jego głównym motywem ornamentacyjnym są umieszczone we fryzach stylizowane liście akantu, a także kropki i paski w różnych układach. Dzban  nie posiada analogii wśród znalezisk w Polsce, ale najprawdopodobniej pochodzi z terenu Czech lub południowych Niemiec. Czas jego powstania określa się na początek XVII wieku. Być może właścicielami tego dzbana (na pewno działki) byli bliżej nieznani średniozamożni mieszczanie Nickell Schaderau i Ernst Bottger.

Szklanice
należą do najczęściej ozdabianych przez dekoratorów-szklarzy w XVI i XVII wieku. W naszych zbiorach posiadamy 4 takie egzemplarze.

Pierwszą z nich jest częściowo zachowana szklanica, zdobiona wzorem reliefowym z emaliowanymi białymi kropkami oraz natapianymi guzkami, tzw. jeżynkami, charakterystycznymi dla roemerów. Naczynie datowane jest na 2. połowę XVI wieku, ma kształt lejkowaty, trudno jednak podać jego całkowite wymiary (udało się zrekonstruować 16 cm z wysokości). Podobne naczynia znane są z terenów Nadrenii, południowych Niderlandów i Anglii, a wykonywano je prawdopodobnie w hutach w okolicach Antwerpii lub w Spessart. Elbląska szklanica na pewno była importowana, a jej posiadaczem mógł być Bartolomeus Greffe, właściciel kilku parcel w mieście, bardzo zamożny kupiec, a także burgrabia.

Druga szklanica posiada ornament kasetonowy z rzędami białych, emaliowanych kropek na korpusie oraz złocony pasek (również z kropek) pod brzegiem naczynia. Wylew podkreślony jest kryzą, wykonaną z falistego wałka, ozdobionego emalią. Naczynie ma kształt owoidalny ze zwężającym się ku górze kołnierzem. Nie jest wykluczone, że mógł to być kufel. Szkło, z którego naczynie wykonano, jest bezbarwne i przezroczyste, z delikatną korozją. Pochodzi z przełomu XVI i XVII wieku - w tym czasie właścicielem działki (ul. Bednarska 14) był średniozamożny mieszczanin Bartłomiej Labien, a następnie Dawid Schroeter.

Kolejna ma barwę kobaltową i jest zachowana we fragmentach, na podstawie których można odtworzyć jej pierwotny kształt - owoidalny, z lekko stożkowatym wylewem z kryzą oraz stopką. Na jej powierzchni zachował się motyw emaliowanej siatki (trudno określić kolor ze względu na korozję), utworzonej z regularnie rozmieszczonych punktów, trudno jednak powiedzieć, czy zastosowany tutaj motyw jest elementem przedstawienia rodzajowego, czy też może ornamentem samym w sobie. Naczynie można wydatować na XVI/XVII wiek.

Ostatnia z tej grupy jest szklanica (odtworzona z fragmentów) z dekoracją w formie sceny z jeźdźcem na koniu wśród motywów kwiatowych, którą wykonano farbami emaliowymi o barwie białej, żółtej, niebieskiej, zielonej i brązowej. Naczynie sygnowane jest datą 1642 i napisem, z którego zachowały się tylko 2 litery "...er". Postać jeźdźca również zachowana jest we fragmencie, w którym można dostrzec twarz jeźdźca i jego nakrycie głowy, a także długi płaszcz i lufę muszkietu (lub zwój papieru?) oraz białego konia.

Buteleczka apteczna
czworoboczna buteleczka z cynową zakrętką, wykonana z jasno zielonego szkła z dekoracją w formie zielonego wieńca laurowego, wewnątrz którego umieszczono litery M I oraz datę 1648, a na powierzchni naczynia, za pomocą farby białej, żółtej, zielonej, błękitnej i złoceń, namalowano ornament kwiatowo-geometryczny. Najwcześniejsze tak zdobione naczynie pojawiło się w Moguncji i datowane jest na 1485 rok. Natomiast forma szyldu, ozdobionego motywem dookolnego wieńca (najczęściej z wawrzynu, liści akcji, dębu lub lauru) rozwinęła się na przełomie XVI i XVII wieku, a w XVIII wieku stała się najbardziej powszechnym sposobem zdobienia tych wyrobów. Ma to wymowę symboliczną, która wiąże się z użyczaniem ludziom swych świeżych sił, zapewnianiem błogosławieństwa, pomyślnego rozwoju i ochroną przed nieszczęściem.
Inicjały na butelce mogły być inicjałami któregoś z aptekarzy, działających w Elblągu, jednak dostępne źródła nie potwierdzają tego, a jedynie dostarczają informacji na temat właściciela działki, na której znaleziono naczynie - był nim Michał Lange (lata 40. XVII w.), zamożny mieszczanin.

Buteleczka z datą 1648, fot. A. Grzelak

Fot. A. Grzelak


Podsumowanie
Omówione naczynia zostały odkryte w kwartałach centralnych Starego Miasta, pomiędzy ulicami: Rybacką, Bednarską, Mostową, Kowalską i Rzeźnicka i łączącym je, Starym Rynkiem. Oznacza to, że musiały one należeć do przedstawicieli miejscowego patrycjatu, którzy pełnili prestiżowe funkcje w mieście, a pod względem dóbr materialnych, zaliczali się do bogatych obywateli miasta. W XVI i XVII wieku cena emaliowanych naczyń była bardzo wysoka i mogli sobie na nie pozwolić tylko bogaci, co tłumaczy niewielką liczbę takich wyrobów wśród znalezisk archeologicznych. Większość z nich zapewne nie była używana na co dzień i raczej pełniła funkcję reprezentacyjną, czasem tylko będąc ozdobą stołu. W ten sposób, niektóre z naczyń, jak na przykład kielich z Jonaszem, mogły znajdować się w gospodarstwie domowym do 50 lat.
Podsumowując, w okresie renesansu szklane naczynia emaliowane były jednym z elementów charakteryzujących kulturę materialną społeczeństwa i z pewnością świadczyły o wysokich wymaganiach artystycznych mieszczan.




*Post powstał na podstawie artykułu Andrzeja Gołębiewskiego pt. Elbląskie szkła emaliowane, opublikowanego w czasopiśmie Archaeologia Historia Polona, t. 8, 2000, s. 205-231.





  

Pieniądz zastępczy

$
0
0
Już w starożytności pojawiła się potrzeba użycia środka płatniczego za towar i usługi. Przyjmował on różne postacie, od zboża, bydła, poprzez biżuterię, metale szlachetne, aż w końcu do wykonanej z kruszcu monety, i później w X wieku w Chinach, w XVII w Europie - pieniądza papierowego.
Pieniądze były produkowane przez mennice lub wytwórnie papierów wartościowych podległe państwu. Tylko one mogły wytwarzać monety i bilety skarbowe. (jak np. mennica elbląska do 1765 roku)
Tytułowy pieniądz zastępczy ma zamieniać, w pewnym stopniu, legalny środek płatniczy. Emitowany był przez wydawcę, który nie był uprawniony do tego. Po raz pierwszy wszedł do obiegu w XVI wieku. Początkowo w formie żetonów- monet. W Polsce pojawił się np. w trakcie oblężenia gdańska przez Stefana Batorego w 1577 roku. Władze wybiły wtedy monety używając srebra kościelnego.


Gdański grosz oblężniczy (fot. wcn.pl)



W XVII wieku pojawia się pieniądz zastępczy w postaci bonów.
Bito i drukowano go w obleganych przez wojsko miastach, w celu wypłaty żołdu dla żołnierzy broniących miasta. Pieniądzem zastępczym posługiwano się również w czasie różnego rodzaju zawirowań społecznych i trudności ekonomicznych państwa.
Wykonywano go z innych materiałów niż „pieniądz państwowy”. Mógł posiadać, w przypadku monet, charakterystyczny kształt, a w przypadku bonów nietypowy wymiar, najczęściej mniejszy niż bilet skarbowy.
Sam pieniądz zastępczy emitowany był głównie w trakcie I wojny światowej, a zwłaszcza w Rzeszy Niemieckiej. W czasie tego konfliktu zbrojnego notgeldy (czyli tytułowy pieniądz zastępczy) wydawano także w Austrii, Belgii, Francji, Holandii, Rosji i na Węgrzech. Jedynym państwem biorącym udział w I wojnie światowej, a nie wydającym pieniądza zastępczego była Wielka Brytania, gdzie nie nastąpiły zaburzenia w obiegu pieniądza.
Państwa w czasie konfliktów zbrojnych zmniejszały produkcję w innych dziedzinach, m.in. w produkcji bilonu, przeznaczając metal do wyrobu i finansowania broni. Społeczeństwo ulegając panice zaczęło wypłacać oszczędności z banków i gromadzić kruszec na tzw. czarną godzinę. Pierwsze notgeldypodczas I wojny światowej pojawiły się w Niemczech już kilka dni po wybuchu wojny. Najwcześniejszą emisją bonów jest ta z powiatu pasłęckiego (dawn. Pr.Holland) datowana na 1 sierpnia 1914 - dzień wypowiedzenia wojny Rosji przez Rzeszę Niemiecką.


"Wkład oszczędnościowy" na 1 Markę - Pasłęk, 1 sierpnia 1914 (fot. www.ostpreussen.net)

 „Pieniądze wydane w potrzebie”, jak również nazywa się pieniądz zastępczy, odróżniały się  innym zdobnictwem niż banknoty obiegowe, oraz napisami umieszczonymi na nich (Kriegsnotgeld, notgeld, rentenmark, Goldmark, Gutschein). Na odwrotnej stronie często umieszczano przedstawienia zabytków czy budowli miejskich lub samą pieczęć.

Odwrotna strona elbląskiego banknotu zastępczego na 50 marek z 1920 roku z przedstawieniem Ratusza Miejskiego (fot. pw)

Przednia strona to określenie nominału, często bez dodatkowych grafik. Ciekawostką jest, że… po I wojnie światowej na obszarach, które miały zostać objęte plebiscytem emitowano „bony plebiscytowe” mające zachęcać Polaków do głosowania za przynależnością do Niemiec.


Bony "plebiscytowe" - miasto Olsztyn (u góry), Szczytno (na dole) z lipca 1920 r. (fot. pw)

„Pieniądz w razie potrzeby” drukowany był w Niemczech także w okresie hiperinflacji, w latach 20. XX wieku, kiedy wypłaty udzielane były w milionach a nawet bilionach marek. Bilety skarbowe nie miały żadnej wartości.


Męzczyzna tapetujący ścianę banknotami w czasie Inflacji w Republice Weimarskiej, rok 1923 (fot.  Bundesarchiv, Bild 102-00104 / Pahl, Georg / CC-BY-SA 3.0)


Często pieniądz zastępczy wydany rano, wieczorem już tracił swoją wartość, i zostawał "przewartościowany" przez kasę miejską na wyższy nominał.


Bon na 100 marek przewartościowany na 1 milion marek (czerwona pieczęć)  - 1922 r. (fot. pw)


Notgeld nie był emitowany, tak jak zwykłe pieniądze obiegowe, przez Bank Centralny. Wystawców takich „dokumentów” można podzielić na 3 grupy – wystawcy urzędowi (kasy miejskie), militarni (obozy jenieckie) oraz prywatni (sklepy, stowarzyszenia).  Często można spotkać żetony na produkty żywnościowe - np. na 1 litr pełnego mleka, a w Elblągu spotykamy się np. z „żetonem na jedno piwo” wydanym przez klub wioślarski Nautilus. 


Żeton na 1 litr pełnego mleka (fot. pw)

Żeton na jedno piwo klubu wioślarskiego Nautilus (fot. allegro.pl)

Najstarszym elbląskim papierowym pieniądzem wydanym na czas wojny są bony z 5 sierpnia 1914 roku. Bilety wyemitowane zostały przez miejską kasę oszczędnościową. Ich wartość odpowiadała 1,2,3,5,10 lub 20 markom. Był to druk jednostronny. Tło stanowił znak miejskiej kasy oszczędnościowej, a ponad nim sylwetka robotnika na tle fabryki i panoramy miasta. Nominały różniły się użytymi do poddruku kolorami. Wszystkie bony z sierpniową datą emisji drukowano na papierze firmy Continental Handels-Post.


"Notgeld" zastępujący 1 markę  - 5 sierpnia 1914 rok (fot. pw)

Bony były pieczętowane pieczęcią suchą, niektóre także odbiciem w czerwonym tuszu (może wiązało się to z wycofywaniem z obiegu?). Wszystkie elbląskie pieniądze zastępcze znajdujące się w kolekcji muzealnej zostały "wycofane z obiegu". Takie dokumenty miały obcięty narożnik lub tak jak na fotografii powyżej były dziurkowane lub opatrzone specjalną pieczęcią. Na rynku kolekcjonerskim pojedyncze elbląskie notgeldy mogą osiągać wartość około 100-150 zł.


Pieczęć magistratu miasta Elbląg na pieniądzu zastępczym 5 marek z 5 sierpnia 1914 (fot. pw)





Opracowano na podstawie:
J. Dutkowski, A. Suchanek, Corpus nummorum civitatis Elbingensis, Gdańsk 2003
M. Gizińska, Elbląski pieniądz zastępczy w latach 1914-1923, (w:) Gdańskie Zeszyty Numizmatyczne 142/2016
W. Lesiuk, Pieniądz zastępczy na Śląsku 1914-1924, Opole 1971
J. Moczydłowski, Bony – pieniądz pomocniczy i ulotka (w:) Zastępcze znaki pieniężne w Polsce w XX w., Warszawa 1984
B. Sikorski, Pieniądz zastępczy w l. 1914-1923 w zaborze pruskim na przykładzie Piły, (w:) Zastępcze znaki pieniężne w Polsce w XX w., Warszawa 1984

Importy naczyń szklanych w Elblągu

$
0
0
Importem jest każdy wyrób identyczny lub noszący cechy formalno-stylistyczne porównywalne z innymi wyrobami, które pochodzą z odrębnych kulturowo regionów i nie będących przedmiotem produkcji ośrodków wytwórczych, ale związanych geo-politycznie z danym miejscem. Importy pojawiały się na nowych terenach jako przedmioty przywiezione z zewnątrz lub jako pewna idea i koncepcja procesu wytwórczego, co odzwierciedlało charakter kontaktów gospodarczych z innymi ośrodkami. Odbywało się to za pośrednictwem wędrujących hutników-szklarzy, poszukujących najkorzystniejszych warunków do wykonywania zawodu, a także możliwości wsparcia finansowego przez mecenat.
Naczynia sprowadzano przede wszystkim ze względu na ich optymalną przydatność do celów konsumpcyjnych, która dodatkowo spełniała wymogi trwałości i estetyki. Nabywcy z kolei posiadali odpowiednie środki finansowe, które umożliwiały zakup towaru niezależnie od jego ceny, ale jednocześnie mógł się krystalizować określony gust artystyczny i potrzeba uzyskania prestiżu społecznego, przejawiającego się chęcią posiadania przedmiotów określonej klasy. 


Ogólna charakterystyka
Kilkadziesiąt tysięcy fragmentów oraz całych naczyń szklanych znalezionych podczas badań archeologicznych na Starym Mieście reprezentuje szeroki wachlarz form i stosowanych technik, a także doskonale odzwierciedla główne tendencje stylistyczne wytwórczości szklarskiej w Europie od przełomu XIII/XIV wieku do 1. połowy XIX. Część z tych naczyń to przedmioty importowane, co jest dowodem na intensywnie prowadzoną wymianę handlową, ale również wskazuje na potrzeby estetyczne mieszczaństwa elbląskiego, któremu nie obce były aktualnie najmodniejsze towary, pojawiające się na europejskim rynku. Najbardziej czytelne w materiale archeologicznym są związki gospodarcze i handlowe z rejonami południowych i środkowych Niemiec, Czech, Śląska i Niderlandów, a także pośrednio z Italią.


Szklanice
Wyznaczają najwcześniejszy horyzont chronologiczny, który sięga połowy XIV wieku. Są to naczynia o wysokości do 15 cm, mające owoidalny lub lekko koniczny kształt z rozchylonym wylewem. Najczęściej ozdabiano je guzkami, natapianymi na gorąco lub, jeszcze w trakcie formowania, wydmuchiwano pionowe żebra. W miejscu przejścia korpusu w wylew umieszczano nitkę szklaną, stopkę natomiast tworzył doklejany wałek lub taśma. Naczynia te zazwyczaj zachowują się tylko szczątkowo, ze względu na daleko posuniętą korozję wynikającą ze specyficznego odczynu nawarstwień średniowiecznych. Zachowany fragment elbląskiego egzemplarza był dodatkowo zdobiony niewielkimi kobaltowymi kuleczkami, umieszczonymi na grzbietach sopli. Na podstawie znanych analogii tego typu naczyń, można stwierdzić, że są one charakterystyczne dla czesko-śląskiej tradycji szklarskiej i wykonywane były od początku XIV wieku. Powszechnie znane szklanice fletowate to właśnie efekt działań tamtejszych hutników. Z czasem stały się one naczyniami używanymi na terenie dzisiejszych Niemiec, Polski, Skandynawii, Węgier oraz Austrii; z biegiem lat zaczęto je kopiować tam, gdzie zaadaptowały się najbardziej.
Elbląska kolekcja szklanic i ich fragmentów liczy kilkaset sztuk - są one wykonane ze szkła o barwie zielonkawej lub miodowej, o składzie wapniowo-magnezowo-potasowym, charakterystycznym dla leśnych hut szkła.

Szklanica średniowieczna, fot. archiwum MAH


Keulenglas
To przykład naczynia rzadko znajdowanego w trakcie wykopalisk. Jest ono trochę późniejsze od naczyń fletowatych i wywodzi się z południowo-niemieckiej tradycji szklarskiej. Wyróżniają się tym, że w górnej części korpusu posiadają zgrubienie, a w ich zdobieniu zastosowano wydmuchiwane w formie, skośne kanelury. Elbląski egzemplarz mógł mieć 0,6 l. pojemności. Liczne fragmenty znajdowane podczas wykopalisk świadczą o tym, że takich naczyń używano przez cały XVI wiek.


Keulenglas, fot. archiwum MAH

Naczynia średniowieczne do picia, fot. archiwum MAH



Stangenglas, Humpen
ten typ naczyń jest pomostem pomiędzy późnym średniowieczem a okresem nowożytnym (od końca XV do początku XVII wieku) z widocznym stopniowym przejmowaniem nowej stylistyki. Omawiane naczynia ozdabiane były najczęściej dookolnymi, karbowanymi taśmami szklanymi lub grawerunkiem, natomiast wyroby o przekroju poprzecznym 7- lub 8-bocznym, posiadają na ścianach tzw. wzór deseniowy. Najwcześniej pojawiły się na terenach Hesji i Saksonii, tam też były najbardziej popularne. Charakteryzują się one wyklarowaną masą szklarską o zielonkawej barwie. Ich wysokość sięgała 24 cm, a pojemność wynosiła 250-300 ml.
Humpeny możemy zakwalifikować już do elementów kultury materialnej renesansu. Charakteryzują się dużymi średnicami, brzuścami cylindrycznego kształtu oraz wysokimi stopkami - dzwonowatymi lub z doklejanego wałka. Właśnie na tego typu naczyniach zaczęły pojawiać się dekoracje w formie grawerunku, którego rozkwit przypada na XVIII stulecie. Przykładem, znanym już z poprzedniego wpisu o szkłach emaliowanych, jest kufel kobaltowy z pokrywką i ornamentem wykonanym diamentowym rylcem, przedstawiającym rozetę z rozbudowanymi motywami roślinno-kwiatowymi i figurami geometrycznymi.



Szkło emaliowane
Emalierstwo rozwijało się równolegle do grawerunku. Nastąpiło to w wyniku nałożenia się dwóch zjawisk - ugruntowania się elementów kultury mieszczańskiej (tradycja i określone motywy) i upowszechniania się idei renesansu (indywidualizm i subiektywizm twórczy). Do elbląskich przykładów możemy zaliczyć: kobaltowy kufel z cynową pokrywką; cylindryczne szklanice na stopce z poziomo ułożonymi rzędami zgrubień i złoconymi festonami; szklanica o krakelurowanej powierzchni ozdobiona festonem w formie lwiej maski (widoczne oddziaływania włoskie) oraz kielichy w stylu weneckim - zarówno te niezdobione "cristallo" o łagodnej linii czary i tralkowym trzonie, jak i zdobione za pomocą nitek, żeberek, a także tzw. kielichy skrzydełkowe o trzonach z fantazyjnie skręconych pręcików, taśm i nitek. Ich wiek określa się na koniec XVI do połowy XVII wieku.


Kielich XVII-wieczny w stylu weneckim, fot. archiwum MAH

Römery

stanowią nieodłączny element zastawy stołowej, pojawiającej się na niemieckich i niderlandzkich stołach w połowie XVI i XVII wieku. O ich popularności w owym czasie świadczy ogromna liczba tych naczyń i ich fragmentów, znaleziona w Elblągu. Jednocześnie wskazują one na kierunki kontaktów miasta, które prowadziły przez Lubekę na tereny Flandrii i Nadrenii. Naczynia te służyły głównie do picia wina. Zdobiono je spiralnie nawijanymi nićmi i natapianymi guzkami/jeżynkami. Römery wykonane były z masy szklanej potasowo-wapniowej, mają zazwyczaj zielonkawą barwę, a ich odbiorcami byli najczęściej średniozamożni mieszczanie.


Roemery, fot. archiwum MAH



Wyroby z końca XVII wieku do połowy XVIII to przede wszystkim kieliszki, szklanki, pucharki, które raczej reprezentują uniwersalne formy naczyń, pojawiające się w późnym baroku i klasycyzmie, choć występujące na nich zdobienia odnoszą się do symboliki sasko-brandenburskiej 1. połowy XVIII w.

Szklanki i kieliszki XVIII-wieczne, fot. archiwum MAH




Podsumowanie
Na Pomorzu, na podstawie badań archeologicznych, udało się zlokalizować ponad 100 ośrodków szklarskich, które dają dowód na zależność pomiędzy terenem geograficznym a ich umiejscowieniem (dogodność warunków środowiskowych, późniejsze przekształcenia gospodarcze i osadnicze). Najstarsze huty znajdowały się na granicy lobu wiślanego (20-40 km od Gdańska) i jest to najprawdopodobniej najbliższy w tym rejonie teren, możliwy do eksploatacji, jednak najbliższe Gdańska, Malborka i Elbląga ośrodki hutnicze wskazują dość przeciętny poziom technologiczny, a formy naczyń nie wykraczają poza te najprostsze, czyli butelki i szklanki. Tym samym, podnosi to wartość elbląskiego zbioru i wskazuje na kierunki handlu naszego miasta w poprzednich wiekach. 





*Na podstawie artykułu A. Gołębiewskiego Importy naczyń szklanych na Starym Mieście w Elblągu w średniowieczu i okresie nowożytnym, Archaeologia Elbingensis, vol. 2, 1997.

Monety państwa krzyżackiego w Prusach

$
0
0
Historia Elbląga rozpoczęła się w 1237 roku. Kiedy Hermann Balk „przybył do ziem Pogezanii, do wyspy, która jak mówi się, leży po środku rzeki Elbląg, w owym miejscu gdzie Elbląg uchodzi do Zalewu Wiślanego i wzniósł tam gród, który od nazwy rzeki Elblągiem nazwano (…)”.

Historia monety elbląskiej rozpoczyna się już 9 lat później, kiedy wraz z prawami miejskimi nadano prawdopodobnie także  prawo do bicia monety. Pierwsza mennica przypuszczalnie mieściła się na terenie nieistniejącego już zamku krzyżackiego. W późniejszym czasie miała mieścić się na Targu Chlebowym, tj. odcinku Starego Rynku między ulicą Św. Ducha a Mostową.
Elbląska mennica jest drugą, która powstała na terenie Państwa Krzyżackiego, pierwsza to mennica toruńska.
Monety bite przez mennicę elbląską, chociaż bardziej pasowałoby określenie mennicę krzyżacką, były w obiegu w całym Państwie Krzyżackim.
Początkowo tworzono tutaj monety w typie brakteatów wybijane z "dobrego srebra", których istnieje kilkanaście odmian.


Brakteaty krzyżackie fot. pw

W literaturze są co najmniej dwie teorie dotyczące ich typów:

Pierwsza – każda mennica produkowała swój własny wzór monety, np. w mennicy elbląskiej ze względu na to, że leżała na terenie objętym działaniami chrystianizacyjnymi produkowano monety związane z wiarą – z wizerunkiem krzyża greckiego lub łacińskiego, tarczy zakonnej czy z bramą symbolem wiary.
Druga (bardziej prawdopodobna) – każda mennica krzyżacka miała produkować takie same „wzory” monet, (w końcu i tak był to pieniądz państwowy). Wzory miały być zmieniane co 10 lat. Za 14 starych fenigów wypłacano 10 nowych.
Niektórzy autorzy podają, że odmian tych małych monetek miało być aż 134. Jednak część z wyodrębnionych odmian  prawdopodobnie mogła jedynie naśladować monety krzyżackie i nie być wytworem żadnej z mennic zakonnych.
Około 1360 roku została wprowadzona moneta „grubsza” – półskojce (warte 6 brakteatów) i kwartniki (4 brakteaty).
Awers półskojców stanowiła tarcza zakonna wielkiego mistrza z pieczęcią urzędową, wokół niej napis w otoku MONETA DOMINORVM PRVSSIE. Na rewersie ujrzeć można krzyż w rozecie, i napis w otoku HONOR MAGRI IVDICVM DILIGIT. Legenda rewersu to werset z psalmu Dawida, był on dewizą określająca funkcje władzy – sprawiedliwego władcy.
Moneta ma około 26 mm średnicy i waży ok. 2,8 g.


Półskojec Winrycha von Kniprode (fot. pw)

Kolejne - kwartniki są mniejsze - 17,5 mm średnicy, 3,78 g wagi.
Awers to tarcza Wielkiego Mistrza i legenda MAGISTER GENERALIS. Rewers to krzyż i napis DOMINORUM PRUSSIE wokół niego.
Nowe monety były bite z wyższej próby srebra, półskojce i kwartniki ze srebra 10-łutowego, szelągi – 13 łutowego.  (Łut – jednostka określająca próbę srebra, 16 łutów= próba 950/1000).
Kolejną wprowadzoną monetą były szelągi. Po raz pierwszy zostały wybite 20 lat po wprowadzeniu półskojców, podczas rządów Wielkiego Mistrza Winrycha von Kniprode (1351-1382),  a ostatnie pochodzą z czasów Jana von Tiefena (1489-1497).
Szelągi są dość jednorodną wizerunkowo monetą. Na awersie znajduje się tarcza zakonna wielkiego mistrza, wokół legenda z jego imieniem. Rewers stanowi tarcza zakonna z napisem w otoku MONETA DOMINORUM PRUSSIE.


Szeląg Ulryka von Jungingena (fot. www.wcn.pl )

Szelągi bite były głównie w mennicy toruńskiej, gdańskiej i malborskiej, królewieckiej. Istnieje również teoria mówiąca, że za rządów braci von Jungingen, bito je także  w mennicy w Elblągu.
Miejsce bicia monety oznaczano literami, T- oznacza mennicę Toruńską, M – Malbork, i D – Gdańsk lub symbolami jak np. gwiazdka w przypadku Malborka, czy podwójny krzyż (krzyż patriarchalny) w przypadku mennicy elbląskiej.


Oznaczenie mennicy malborskiej (fot. pw.)


Mennica elbląska  według hipotezy miała również oznaczać swoje wyroby krzyżem św. Andrzeja umieszczonym nad tarczą zakonną. 
Wyróżnia się aż 312 emisji różnych szelągów w czasie trwania Państwa Krzyżackiego.
Po klęsce zakonu pod Grunwaldem nastąpiło załamanie produkcji menniczej, obniżano próbę monet. Początkowo za rządów mistrza Michała Kuchmeistera von Sternberg bito szelągi 6 ½ próby, którą obniżono w 1416 do jedynie 4 próby.
Pod koniec roku 1416 przeprowadzono reformę, i zaczęto bić szelągi z 8 ½ próbą. Po której zmienił się ich wygląd. Na obu stronach monety wprowadzono krzyż o wydłużonych ramionach.

Jednak ponownie jakość monet zaczęła ulegać pogorszeniu. W czasie wojny trzynastoletniej monety miały próbę jedynie 3 łutową.

Oprócz monet srebrnych, zakonowi zdarzyło się bić także monetę złotą.   
Z dokumentów wiadomo, że pierwszym mistrzem, który wybił dukaty był Konrad von Jungingen. Monety miały być przyozdobione wyobrażeniem Matki Boskiej – jednak nie jest znany żaden egzemplarz tej emisji. 

Drugim mistrzem wydającym złotą monetę był Henryk von Plauen. Dukaty posiadały przedstawienie tarczy wielkiego mistrza z napisem Moneta dominorum Prussi na awersie, rewers natomiast stanowiło przedstawienie Matki Boskiej z dzieciątkiem i napisem w otoku- Maria Mater Domini XPR. Późniejsze monety tego władcy posiadały na awersie przedstawienie postaci wielkiego mistrza w płaszczu zakonnym z mieczem, u którego stop umieszczona była tarcza z lwem i herbem rodowym. 



 
Rysunek dukata Henryka von Plauena (fot. www.nummus.republika.pl )




Niestety nie jest znanych wiele znalezisk monet krzyżackich z terenu Starego Miasta w Elblągu.
Podczas prac archeologicznych na terenie miasta odnaleziono dwa brakteaty - najstarszego typu - tzw. dłoń z proporcem, oraz rycerz z tarczą bite w mennicy toruńskiej oraz szeląg Ludwika von Erlichshausen. Monety odnaleziono na ulicy Kowalskiej 11.




Od lewej: Brakteat "dłoń z proporcem" (1236-1248) , "rycerz z tarczą" (1247-1257) (fot. wcn.pl)

Ciekawym znaleziskiem jest pierwszy szeląg Winrycha von Kniprode, pochodzący z badań przeprowadzonych w 2012 roku na dziedzińcu muzealnym.


Szeląg Winrycha von Kniprode (fot. U. Sieńkowska)


Opracowano na podstawie:
Piotr z Dusburga, Kronika Ziemi Pruskiej (tł. Sławomir Wyszomirski, komentarz Jarosław Wenta) Toruń 2004
J. Dutkowski, Brakteaty zakonu krzyżackiego cz.1,2, (w:) Przegląd Numizmatyczny 3/2004
Fonferek, J., Marcinkowski M., Sieńkowska U., Badania na terenie dawnego zamku krzyżackiego w Elblągu, Materiały XIX Sesji Pomorzoznawczej 21-22.11.2013 w Szczecinie [w:] Acta Archaeologica Pomoranica t.V, Szczecin 2015
J. Goldhofer, Początki emisji szelągów w mennicy zakonnej w Gdańsku (w:) Przegląd numizmatyczny 3/2000
J. Goldhofer, Szelągi z mennicy zakonnej w Elblągu (w:) Przegląd numizmatyczny 1/2002
M. Gizińska, Dzieje mennicy elbląskiej, Rocznik Elbląski, T. XX, 2006 r.
S. Kubiak, Monety i stosunki monetarne w Prusach Królewskich w 2 połowie XV wieku, Wrocław 1986
D. Miehle, Katalog monet ziem historycznie z Polską związanych. Monety zakonu krzyżackiego, Warszawa 1998
F.A.Vossberg,
Geschichte der preußischen Münzen und Siegel von frühester Zeit bis zum Ende der Herrschaft des Deutschen Ordens, Berlin 1843
F.A. Vossberg, Munzgeschichte der Stadt Elbing, Berlin 1844

Kijanki do prania

$
0
0
Kijanka do prania, pomimo że wygląda jak najzwyklejszy kawałek drewna i tym w istocie jest, jednak dla etnografa to jedno z bardziej zajmujących wytworów kultury ludowej. Kazimierz Moszyński przeprowadził badania na ten temat i okazały się bardzo odkrywcze. Na kijankę nie zwracano nigdy szczególnej uwagi i nie były one też specjalnie zdobione.
Badaniem kijanek zajął się na początku XX wieku Kazimierz Moszyński i wyodrębnił aż 14 typów na obszarze słowiańszczyzny. Budowa konkretnych modeli jest tak różna, że nie można powiedzieć, że są one wynikiem ewoluowania jednej formy w następną. Możemy więc mówić, że typy kijanek ciężkich zebranych w XX wieku są formami pierwotnymi, czyli takimi które występowały wśród ludności na konkretnym terenie od dawna i w takiej formie się utrwaliły.

Typy kijanek według Kazimierza Moszyńskiego (Kultura ludowa Słowian t.II s. 597)

Dzięki przebadaniu zasięgu występowania różnych rodzajów narzędzia, dostajemy dosyć rzetelne dowody przeszłości etnograficznej danego terenu. Czyli możemy dowiedzieć się, jaka ludność zamieszkiwała dane okolice i skąd mogła pochodzić. Dowody te są bardziej pewne niż inne etnograficzne przesłanki. Ubiór jest względny, bo moda ludowa była wyrazem przystosowania się do środowiska i kopiowania wzorów warstw wyższych. Zwyczaje, przesądy i gusła wędrowały z ust do ust, a dialekt trudno się bada bo potrzeba wykwalifikowanych badaczy. Badania nad kijankami są proste i dosyć pewne, polegają na zebraniu materiału i odnotowaniu miejscowości, z których pochodzą.
Jak prześledzimy mapę występowania kijanek widać wyraźnie, że na konkretnym terenie znajdujemy konkretny rodzaj kijanek, a jeśli występują inne, to nie są to pojedyncze egzemplarze, ale całe obszary występowania innych modeli. Z mapy tej możemy wyczytać przykładowo, że w Alpach niemieckich i na znacznym obszarze Austrii występują identyczne kijanki jak w rejonach nadbałtyckich, ten typ spotykamy też w okolicach Kowna, a kijanki wielkoruskie są kopiami kijanek finlandzkich.
Mapa ta przynosi nam jeszcze inną wiedzę. Znamy kilkanaście typów kijanek, ale generalnie można podzielić je na lekkie i ciężkie. Kijanki ciężkie wykorzystywano do prania grubych tkanin, a lekkimi można było prać delikatniejsze. Była też inna technika prania kijankami lżejszymi, można było uderzać zarówno powierzchnią płaską jak i kantem. A więc kijanka lżejsza była po prostu lepsza. Moszyński wyciąga wniosek, że kijanki lekkie są charakterystyczne dla kręgów kultury lepiej rozwiniętej, spotykamy je więc w bogatszych krajach europejskich takich jak Niemcy, Francja i Włochy.
Według Moszyńskiego kijanki ciężkie były kijankami pierwotnymi dla całej Europy środkowej a lekkie wyparły je. Na znacznym terenie naszego kraju również spotykamy kijanki lekkie. Według badacza przyszły one do nas zachodu, tzw. “klinem” posuwając się środkiem Europy na wschód. W skutek tego, “podzieliły” one na dwie połowy zasięg kijanek ciężkich w Europie.

Mapa kijanek w Polsce, Kazimierz Moszyński (Kultura ludowa Słowian t.II s. 599)

W naszym muzeum znajdujemy dosyć pokaźny zbiór kijanek znalezionych podczas archeologicznych badań na starym mieście, wszystkie one należą do typu lekkiego.
Ciekawe są trzy płaskie egzemplarze, nie występujące w późniejszej klasyfikacji Moszyńskiego a i w innych muzeach ciężko takie znaleźć.
Pierwsza- podłużna ma nieco garbaty kształt, jest lekka, cienka i zwęża się ku końcowi. Przy rękojeści ma półtorej centymetra a na końcu łopatki tylko 7 milimetrów. Jej długość to 35 cm a szerokość 8,5 cm. Łopatka ma kształt owalny.

Fot. P. Wlizło



Druga jest płaska na całej długości i ma podobną grubość zwężając się przy końcu łopatki. Jej długość to 32 cm a szerokość 10,5 cm. Jest dosyć niedbale ociosana. Łopatka ma kształt owalny. Jest to kształt dosyć rzadko spotykany zarówno w materiale archeologicznym jak i w źródłach ikonograficznych. Znane są przykładowo kijanki o okrągłych łopatkach z Niemiec, ale owalne, płaskie, ciosane z jednej deski są rzadkością.


Fot. P. Wlizło


Trzecia ma łopatkę w kształcie prostokąta rozszerzającego się przy rękojeści, przy czym jest ona nierówno profilowana. Ma 30 cm. długości, 13,5 szerokości i niecałe 1,5 cm. grubości. Jest więc bardzo lekka i mała.


Fot. P. Wlizło


Warto się przyjrzeć tym trzem egzemplarzom dokładniej, po ich niedbałych kształtach możemy wnioskować, że były wykonywane przez kogoś, kto nie miał do czynienia z obróbką drewna  na co dzień, mogły być wystrugane w gospodarstwie domowym. Mają płaskie uchwyty, co zdecydowanie rzadko się zdarza, gdyż taka rękojeść jest dosyć niewygodna w pracy.

Dosyć powszechną jest kijanka typu lekkiego o charakterystycznym prostokątnym kształcie łopatki. Jej długość to 34 cm, szerokość 17 cm, grubość od 3 cm przy rękojeści do 2 przy końcu łopatki. Jest ona zdecydowanie cięższa od poprzednich, to znaczy że mogła być wykorzystywana do cięższych tkanin, bądź wiązała się z inną techniką prania. Jest ona wykonana dosyć starannie.


Fot. P. Wlizło


Kształt kolejnej łopatki jest prostokątny, jej długość to 25,5 cm, szerokość połowy łopatki to 6 cm, grubość to 2 cm. Jest ona o wiele lżejsza i mniejsza od poprzednich.


Fot. P. Wlizło


Kolejna malutka kijanka ma bardzo niedbały kształt, co oznacza, że zrobił ją ktoś “na szybko”. Długość kijanki to 27 cm, przy czym łopatka to tylko 8 cm. Grubość uchwytu to 2 cm a łopatki 1,5 - 0,5 cm. Jest ona bardzo leciutka a więc musiała służyć do bardzo delikatnych tkanin.


Fot. P. Wlizło


Mamy też jeden bardzo ciekawy okaz kijanki ciężkiej. Narzędzie to jest darem od Pana Andrzeja Tomczyńskiego z Elbląga, ale użytkownikiem była pani Maria Dorosz pochodząca z województwa zamojskiego. W klasyfikacji Moszyńskiego jest to typ kijanki garbatej, Stefan Biedrzycki określiłby ją jako typ „małoruski”. Takie kijanki odznaczają się tym, że są wyraźnie zaokrąglone, przez co palce są chronione od stłuczenia. Są bardzo duże, nasza ma długość 53 centymetrów i szerokość 10,5 grubość to waha się od 4 do 2 cm. Są bardzo ciężkie- nasza waży niecały kilogram. Jest to efekt nie tylko znacznej grubości, ale i gatunku drewna. Do budowy tego rodzaju narzędzi używano ciężkiego drewna z drzew liściastych, najczęściej dębowego. Nasza zrobiona jest z jesionu w dodatku szeroko słojowego, co jest dowodem na to, że drewno było świetnie dobrane, tak by narzędzie było solidne i twarde. Kijanka ta wywołuje słuszne zdziwienie nad tym, że takie narzędzie można używać do pracy jedną ręką.


Fot. P. Wlizło



Wierzenia dotyczące prania kijanką
Warto przyjrzeć się etymologii terminu „prać”, gdyż może ona nam dużo wytłumaczyć. Znaczenia słowa można szukać w odległym pogaństwie. Pranie oznacza usuwanie brudu z tkanin, ale i spranie kogoś, pobicie. Samo słowo pochodzi od prasłowiańskiego rdzenia *per oznaczającego bić, uderzać. Osobę, która wykonuje czynność bicia oznaczano przyrostkiem –un. Co oczywiście łączy się w imię „Perun”. Perun było to bóstwo, które zsyłało błyskawice na ziemię, po to by zniszczyć zło- złe duchy i demony (tak podaje ludowa interpretacja A. Szyjewskiego). Dlaczego więc kijanka? Słowo pochodzi rzecz jasna od kija a ten z kolei termin na wielu obszarach słowiańszczyzny stosowano, jako zamiennik słowa młot. Młot był kojarzony z Perunem, gdyż wyobrażano sobie że tym narzędziem rzuca gromy na ziemię. A więc czynność prania była związana z tym właśnie bóstwem i z czynnością "klepania".W okresie oktawy Bożego ciała koleżanki bardzo pilnowały się ażeby nie prać, bo mogły tym wywołać groźne burze i sprowadzić nieszczęście na całą wieś. Do czasów współczesnych przetrwały zakazy prania w okresie bożonarodzeniowym, przy czym kobiety podkreślały że chodziło głównie o to by nie prać pościeli, obrusów czy innych dużych rzeczy. Jak pisałam kijankami prano głównie te ciężkie rzeczy a więc i na tej podstawie możemy wnioskować że zakaz wiązał się z owym klepaniem i mógł być związany z Perunem.
To donośne klepanie było charakterystyczne przy praniu ubrań kijankami. Słowiańskie kobiety z reguły wspólnie chadzały nad rzekę czy inny akwen wodny, bo bały się spotkania z boginkami, które mogły się doń zbliżyć i ukraść bieliznę. Bardzo lękano się także odgłosów kijanek nocą bo miało to oznaczać, że boginki się oporządzają i nie należy się do tego miejsca zbliżać.

Jeśli chcielibyśmy kiedyś na żywo zobaczyć pranie kijankami, warto wybrać się do Indii, tam do dnia dzisiejszego kobiety piorą tym narzędziem. Jest ono bardzo znaczące, gdyż stanowi też jeden z darów męża dla dopiero co poślubionej żony.



Źródło: internet



Źródło: internet


Źródło: internet


Autorka tekstu: Wioleta Rudzka

Relacja ze spotkania Baltic Network w Mariehamn, wrzesień 2017.

$
0
0
Od 2012 roku Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu współpracuje z muzeami z krajów nadbałtyckich, które mają na celu promowanie regionu morza Bałtyckiego przez pryzmat historii, archeologii i sztuki. Współpraca ta wspiera muzea w tworzeniu wystaw, rozwijaniu możliwości turystycznych, poszerzaniu oferty edukacyjnej oraz prowadzeniu wspólnych projektów. Dwa razy do roku pracownicy muzeów spotykają się w różnych miastach, dyskutując, wymieniając się wiedzą i doświadczeniem oraz poszukują nowych możliwości współpracy. 

We wrześniu tego roku gospodarzem spotkania Baltic Network było Alands Museumw Mariehamn na Wyspach Alandzkich. 
Wyspy Alandzkie to archipelag, należący administracyjnie do Finlandii, położony u wejścia Zatoki Botnickiej na morzu Bałtyckim. Językiem urzędowym jest szwedzki, ale wyspy posiadają dużą autonomię, co niezwykle często jest podkreślane przez ich mieszkańców, których jest tam około 30 tysięcy. Stolicą i jednocześnie jedynym miastem archipelagu jest Mariehamn (po szwedzku Port Marii), założone w 1861 roku przez cara Aleksandra II dla jego żony, Marii Aleksandrowny.

Różne ujęcia Mariehamn:  pomnik Marii Aleksandrowny, przystań, zabytkowy dom. Fot. JF

Oprócz spotkania, odbyła się także konferencja, zatytułowana Museums as year-round experience; challenges and possibilities, dotycząca sposobów, w jaki muzea starają się przyciągać zwiedzających w okresie jesienno-zimowym, w czasie gdy turyści raczej nie szukają tych miejsc na swoich mapach. Uczestnicy konferencji próbowali odpowiedzieć na pytania, jakie możliwości wówczas się pojawiają i z jakimi wyzwaniami muszą się zmagać muzea. Podsumowując poszczególne prezentacje, wydaje się, że każde z muzeów wokół Bałtyku może podzielić swoją działalność na okres letni, kiedy następuje intensyfikacja działań muzealnych (duża liczba turystów, oprowadzanie z przewodnikami, udział muzeów w wydarzeniach miejskich, ogólnokrajowych i ogólnoeuropejskich, zajęcia w plenerze dla dzieci) oraz okres jesienno-zimowy, gdy muzea nastawiają się raczej na odwiedzających z przedszkoli i szkół, przygotowując ofertę zajęć, skierowaną przede wszystkim do mieszkańców danego miasta. W dalszym ciągu jednak poszukiwane są nowe sposoby oddziaływania na lokalną społeczność - każde z muzeów radzi sobie inaczej, bazując na specyfice danego miejsca, jego historii i zbiorach.
Z drugiej strony, co również podkreślono na konferencji, nie możemy zapominać o tym, że muzeum to przede wszystkim miejsce-świątynia przeznaczona muzom poszczególnych gałęzi sztuki. Jest miejscem, w którym gromadzi się, bada i otacza ochroną obiekty, posiadające wartość artystyczną i historyczną, dając jednocześnie zwiedzającym możliwość ich kontemplacji i interpretacji w atmosferze wyciszenia.* Jest to ważny głos w dyskusji, szczególnie w kontekście poszukiwania przez muzea komercyjnych atrakcji.


Główna wystawa w Muzeum w Mariehamn, fot. JF.

Gospodarze spotkania Baltic Network, Muzeum Historii i Kultury Alandii po 3 latach remontu oraz projektowania i planowania wystaw, otworzyło swoje drzwi dla zwiedzających. Jest ono całkowicie odnowione i zachwyca swoją główną wystawą, ukazującą historię Wysp Alandzkich, zaczynając od łowców fok, którzy jako pierwsi postawili swoje stopy na tych skalistych wyspach aż do współczesnej wielokulturowej społeczności. Wystawa podzielona jest na prehistorię, średniowiecze i wiek XVIII i XIX - łącznie to 7,5 tysiąca lat historii Alandii, w której nie brakło zarówno dramatycznych zdarzeń, jaki i trudów i radości zwykłej codzienności. Wystawa została przygotowana w sposób przemyślany, z łatwym dostępem dla osób niepełnosprawnych. Nie jest "przeładowana" treścią, jednak ci, którzy mają niedosyt w pozyskiwaniu informacji na temat poszczególnych obiektów, mogą sięgnąć po podręczne przewodniki, znajdujące się na wystawie.








Główna wystawa w Muzeum w Muzeum w Mariehamn, fot. JF.

Dodatkową atrakcją, którą przygotowali dla nas gospodarze, było zwiedzanie Zamku w Kastelholm i Muzeum Jana Karlsgardena,, znajdująceych się niedaleko (25 km) Mariehamn. Ruiny zamku w Kastelholm to dawna forteca, jedyna, pełniąca takie funkcje w średniowieczu w Alandii, stanowiąca niezależną administracyjnie jednostkę z zamkiem jako centrum. Posiadłość cieszyła się dużym zainteresowaniem zarówno króla Gustawa Wazy, jak i księcia Jana, a Eryk XIV był tu więziony. Do 1634 roku zamek był centrum administracyjnym, wielokrotnie przebudowywany, aby stać się bardziej reprezentacyjnym. Od 1745 (po pożarze) aż do 1990 roku zamek przechodził liczne renowacje, aby ostatecznie stać się Muzeum.

Źródło oraz więcej zdjęć: link


Kastelholm, wnętrze zamku; fot. JF.

Skansen w Kastelholm, fot. JF.

Wokół zamku, w malowniczej scenerii, stworzono skansen, pokazujący życie na wsi oraz tradycyjne budownictwo w XIX wieku.
Jeśli ktoś ma ochotę, może zobaczyć więcej zdjęć (wystawy w Muzeum w Mariehamn i otwartego Muzeum w Kastelholm), które dokumentują tegoroczne spotkanie Baltic Network.
Kolejne ma się odbyć w Muzeum Miasta Gdyni już wiosną 2018 roku, gdzie omówione zostaną nowe pomysły na wspólne działania.



       *Ustawa z dnia 29 czerwca 2007 r. o zmianie ustawy o muzeach ( Dz.U. z 2007 r. Nr 136, poza. 956 z późn. zm):
"Art. 1. Muzeum jest jednostką organizacyjną nienastawioną na osiąganie zysku, której celem jest gromadzenie i trwała ochrona dóbr naturalnego i kulturalnego dziedzictwa ludzkości o charakterze materialnym i niematerialnym, informowanie o wartościach i treściach gromadzonych zbiorów, upowszechnianie podstawowych wartości historii, nauki i kultury polskiej oraz światowej, kształtowanie wrażliwości poznawczej i estetycznej oraz umożliwianie korzystania ze zgromadzonych zbiorów."

Studia nad Truso

$
0
0


Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu wydało kolejny tom Studiów nad Truso, który składa się z dwóch części:
Studia nad Trusotom III:1 – Marek Franciszek Jagodziński, Janów Pomorski/Truso. Struktura i zabudowa strefy portowej (badania 1982-1991), Elbląg 2017;

Ryc. 1 Propozycja rekonstrukcji fragmentu zabudowy w strefie portowej osady na podstawie wyników badań wykopaliskowych oraz powierzchniowych – rekonstrukcja Marek F. Jagodziński, rys. Bogdan Kiliński

Studia nad Trusotom III:2 – Marek F. Jagodziński red., Między Jutlandią a Sambią. Truso w kontekście badań południowo-zachodniej strefy basenu Morza Bałtyckiego w okresie wikińskim, Elbląg 2017.


Ryc. 2 Prawdopodobna trasa podróży Wulfstana z Hedeby do Truso z nazwami ziem i portów wymienionych w sprawozdaniu. Kolor czerwony – według O. Crumlin-Pedersena (źródło: Crumlin-Pedersen 1984, s. 40); kolor niebieski – alternatywna trasa podróży Wulfstana zaproponowana przez autora tej publikacji. Podstawą tej propozycji jest dokładność pod względem lokalizacji geograficznej i przynależności narodowej opisywanych przez Wulfstana ziem położonych na północnych wybrzeżach Bałtyku, wobec ogólnej tylko informacji o mieszkających na południowym wybrzeżu mieszkańcach Weonodlandu

Tom III:1 Studiów nad Truso, autorstwa Marka F. Jagodzińskiego jest pierwszą szczegółową publikacją wyników badań strefy portowej osady w Janowie Pomorskim/Truso, które przeprowadzono w latach 1982-1991.
Jest topraca materiałowa, czyli publikacja rezultatów dziewięcioletnich badań wykopaliskowych w Janowie Pomorskim-Truso, w jego strategicznym miejscu, w części portowej.Pracując nad rezultatami badań Autor skonstruował swoją pracę  w wyważony sposób. […] Daje ona klarowne pojęcie o zbadanym obszarze jednocześnie umożliwiając pewniejsze wyobrażenie o strukturach istniejących na nadal niezbadanych częściach emporium – fragment recenzji wydawniczej prof. Władysława Duczki.
Tom jest bardzo dobrze przygotowany koncepcyjnie, oferując zainteresowanemu czytelnikowi łatwy wgląd we wszystkie odkrycia. Mocną stroną tej publikacji jest materiał ilustracyjny, który ułatwia „poruszanie się” po wielkiej liczbie znalezisk oraz umożliwia samodzielną ocenę interpretacji zaproponowanych przez Autora.Z pełnym przekonaniem rekomenduję jego wydrukowanie, dzięki czemu ten ważny materiał naukowy zostanie udostępniony zarówno badaczom, jak i osobomzainteresowanym przeszłością dolnego Powiśla – fragment recenzji wydawniczej prof. Przemysława Urbańczyka

 Studia nad TrusoTom III:1Marek Franciszek Jagodziński,Janów Pomorski/Truso. Struktura i zabudowa strefy portowej (badania 1982-1991)

Tom III:2 Studiów nad Truso otwiera nową pod względem zakresu opracowań domenę, gdzie prezentowane są zagadnienia związane z osadnictwem południowo-zachodniej strefy basenu Morza Bałtyckiego w okresie wikińskim (VIII - początek XI wieku). Są to tereny położone między Jutlandią a Sambią, które w tym czasie były bardzo zróżnicowane pod względem kulturowym i etnicznym. Zachodzące na tym obszarze procesy, związane z powstaniem nadbałtyckiej strefy gospodarczej oraz udział poszczególnych regionów w jej funkcjonowaniu jest głównym tematem tej publikacji. Ważne miejsce zajmuje tu problematyka związana z pojawieniem się osad rzemieślniczo-handlowych i portowych. Powstawały one zarówno w Jutlandii, Meklemburgii, na Pomorzu Przednim, Pomorzu Zachodnim i Nadwiślańskim, a także na Sambii. Prezentacja znaczenia tych ośrodków w rozwoju społeczno-gospodarczym wczesnośredniowiecznych społeczności, ma w założeniu, pokazać w nowym świetle historię Europy Środkowej, w okresie poprzedzającym powstanie państw wczesnofeudalnych. Gwarantują to znani w świecie mediewistyki, zaproszeni do współpracy duńscy, niemieccy i polscy archeolodzy, których artykuły zamieszczone są w tym tomie.
Studia nad Trusotom III:2 – Marek F. Jagodziński red., Między Jutlandią a Sambią. Truso w kontekście badań południowo-zachodniej strefy basenu Morza Bałtyckiego w okresie wikińskim

We wtorek 19 grudnia 2017 r., o godzinie 12.00, w sali konferencyjnej Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu odbędzie się spotkanie promujące publikację. Wstęp wolny.
Wydawnictwo już teraz można kupić w kasie Muzeum w cenie 6 zł za tom (12 zł za komplet 2 tomów).

Wydanie publikacji zostało dofinansowane ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Gminy Miasto Elbląg.



Marek F. Jagodziński
Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu

Bijbeltegels - Ucieczka do Egiptu

$
0
0
O flizach holenderskich, którymi chętnie dekorowano wnętrza od XVII do XIX stulecia, wspominaliśmy już na blogu kilkakrotnie [tutaj]. Na ich gładkich białych powierzchniach malowano wszelakie przedstawienia od pejzaży, statków, morskich potworów i żołnierzy [tu], po sceny rodzajowe, mitologiczne i biblijne [o tu]. Pośród ponad 200 obiektów tego rodzaju w zbiorach Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu, jedna nawiązuje do historii z Nowego Testamentu, która wydarzyła się krótko po narodzinach Jezusa.

De vlucht naar Egypte Utrecht ok. 1680 [fot. P. Wlizło]
 
Kiedy trzej mędrcy ze Wschodu, kierowani gwiazdą betlejemską, zjawili się w Jerozolimie wypytując Gdzie jest nowo narodzony król żydowski?, nie uszło to uwagi Heroda – aktualnego króla Judei. Trudno dziwić się jego zaniepokojeniu, wszakże to on był królem żydowskim, z łaski Rzymu już od jakichś 30 lat. Wypytywał arcykapłanów i uczonych w piśmie, gdzie ma się narodzić ten Mesjasz. Dowiedziawszy się, przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy i skierował do Betlejem" mówiąc: Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon.
Mędrcy, podążając w ślad za prowadzącą ich gwiazdą, dotarli do miejsca narodzin Jezusa. Podczas snu otrzymali nakaz, by nie wracać do Heroda i inną drogą udali się do swej ojczyzny. Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew i rozkazał wymordować wszystkich chłopców w wieku do dwóch lat w Betlejem i całej okolicy.
Gdy trzej królowie odjechali, Anioł Pański ukazał sie Józefowi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał do śmierci Heroda. 

Temat "Ucieczki Święcej Rodziny do Egiptu" był chętnie podejmowany w sztuce, wspominając chociaż by fresk Giotto di Bondone z początku XIV wieku w kaplicy Scrovegnich w Padwie, obraz Rembrandta czy niemieckiego malarza Heinricha von Hessa. 

Rembrandt Ucieczka do Egiptu 1627 [źródło: wikipedia.pl]
 
Przytoczona wyżej biblijna historia pochodzi z Ewangelii św. Mateusza i jest w zasadzie jedyny źródłem dotyczącym tego wydarzenia. O "rzezi niewiniątek" nie wspominają źródła historyczne, choć nie mało w nich historii o okrucieństwie, rozlewie krwi i skłonności do terroru władcy Judei (szczególnie pod koniec życia Heroda, gdy umysł jego był dręczony depresją i paranoją, a ciało chorobą nerek, prawdopodobnie nieprzyjemną gangreną Founiera). 

Nieliczne wzmianki, dotyczące zbrodni Heroda lub ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu, można w prawdzie odnaleźć w apokryfach powstających od IV/V do VIII w. n.e. Pisma apokryficzne to teksty o tematyce biblijnej nienależące do kanonu Pisma Świętego i z reguły nie aprobowane przez władze Kościoła Katolickiego. Mimo to, wiele z nich cieszyło się duża popularnością wśród wiernych. Historie te wypełniały występujące "luki" w Biblii. Z "Ewangelii Dzieciństwa Tomasza" (II/III w. n.e.), "Ewangelii Pseudo-Mateusza" (VI w. n.e.), "Ewangelii Dzieciństwa Arabskiej" (V/Vi W. n.e.) oraz "Ewangelii Dzieciństwa Ormiańskiej (VI w. n.e.) możemy dowiedzieć się co działo się od momentu ucieczki do Egiptu do powrotu do Nazaretu. Historie te, niczym współczesne "fanfiki" ("fan fiction – nieoficjalne opowiadania tworzone przez fanów książki, filmu, serialu itp.), pełne są barwnych wydarzeń, jak w "Ewangelii Dzieciństwa Tomasza" mały Jezus spaceruje po promieniu słonecznym lub zamienia w zwierzęta inne dzieci. 

Innym ciekawym literackim źródłem opisujących te wydarzenia jest "Wizja Św. Teofila" z przełomu IV/V w. n.e. Teofilowi, patriarsze Aleksandrii, miała ukazać się Matka Boska, która ze szczegółami opisała mu wędrówkę Świętej Rodziny przez ziemię egipską. Historia ta miała szczególne znaczenie dla żyjących w Egipcie chrześcijan koptyjskich. Jest jednym z filarów ich wiary, jako że to w ich kraju Mesjasz znalazł schronienie. Dla wielu teologów motyw ucieczki do Egiptu wyraża pierwotną postać uchodźcy i pielgrzyma Ludu Bożego. Takim symbolem jest także pozostawienie pustego nakrycia przy wigilijnym stole. 

Wróćmy jednak do bohaterki tego posta – biało-niebieskiej flizy. Została wykonana około 1680 roku w jednym z warsztatów (Bolswerk St. Marie, Oudegracht/Achter 'T Weystraat, Rotsenburg ?) w Utrechcie (atrybucji obiektu dokonał Jan Pluis). Płytki ze scenami biblijnymi, tzw. Bijbeltegels zwykle cechują się dość wysoką jakością wykonania. W dobie XVII wieku należały do najdroższych w ofercie i najczęściej za ich dekoracje odpowiadał tzw. Eerste schilder – główny malarz w warsztacie. Posiadanie ich dodawało splendoru wnętrzu, podkreślało status materialny. Nie bez znaczenia był też wymiar duchowy i potencjał edukacyjny. Zdobiące kominki flizy nie raz zapewne były punktem wyjścia do snucia biblijnych opowieści. 

Fliza ze sceną pokłonu pasterzy (u góry) oraz ucieczką do Egiptu (na dole) z pałacu w Wachau (Saksonia) [źródło:http://www.tegels-uit-rotterdam.com]

W porównaniu do przedstawionych wyżej przedmiotów, egzemplarz z elbląskich muzealnych zbiorów nie jest tak bogaty i starannie wykonany. W Goudzie znajduje się fliza z identycznym przedstawieniem, wytworzona w warsztacie "De Swaen", który w 1621 roku założył Willem Jansz. Płytki produkowano tu do pierwszej połowy XVIII wieku. Być może muzealna fliza pochodzi z tego samego warsztatu i wykonana została przy użyciu tej samej przepróchy. Analizując rysunki możemy jednak z cała pewnością stwierdzić, że wykonało je dwóch różnych malarzy. Nie trudno też orzec, który z nich nich poradził sobie lepiej. 


Fliza z motywem ucieczki do Egiptu; warsztat De Swaen [źródło: wWw.paulabels.nl]

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy wszystkim naszym Czytelnikom dużo radości i miłych chwil przy świątecznym stole oraz samych dobrych zdarzeń w 2018 roku! 
 

Niech muzyka gra...instrumenty muzyczne na kaflach.

$
0
0
Pojawienie się, pod koniec XVII wieku, nowego typu kafli i pieców, określanych jako pomorskie, można zawdzięczać opanowaniu przez miejscowych garncarzy techniki fajansowej, polegającej na pokrywaniu całych powierzchni lica kafli białym szkliwem kryjącym, cynowo-ołowiowym. Za inspirację posłużyły modne wówczas fajanse holenderskie, które naśladowały w swojej dekoracji porcelanę chińską. W trakcie kształtowania się nowej dekoracji, możemy zaobserwować również analogie ze stolarką i snycerką charakterystyczną dla osiemnastego stulecia. Chodzi tu nie tylko o reliefowe obramowania na licach, przypominające płyciny na drzwiach szaf (gdańskich), ale także relief i dekorację plastyczną naroży pieców.

Ozdabiając kafle, miejscowi ceramicy korzystali ze wzorów znanych z holenderskich, fajansowych płytek ściennych (flizy). Wówczas najczęściej pojawiały się na kaflach przedstawienia biblijne, dworskie, rodzajowe, pejzażowe, łączone z wyobrażeniami zwierząt i motywami roślinnymi. Wzorami dla nich mogły być również współczesne im ryciny, np. miedzioryty augsburskiego malarza miniatur, rysownika i grafika Johannesa Esaiasa Nilsona, żyjącego w latach 1721-1788. Według tych dzieł malowane były na kaflach sceny muzyczne, dworskie i rodzajowe. Najpopularniejszym spośród nich był miedzioryt La Danse, choć inne prace również były inspiracją dla dekoracji.

Innym motywem dekoracyjnym, który dość często był wykorzystywany w zdobnictwie kafli, to sceny, znane z malarstwa francuskiego i określane jako fete galante (fr. święto wytworne), czyli rodzaj dzieł malarskich (powstałych w XVIII wieku w Akademii Francuskiej), przedstawiających wytworne zabawy i koncerty dworskie w okresie rokoka.

Muzealna kolekcja posiada kilkaset kafli, spośród których znaczna część to XVIII-wieczne kafle malowane, zdobione przede wszystkim scenami figuralnymi i rodzajowymi w różnych ujęciach i z różnymi atrybutami. Tym razie chciałabym zaprezentować trzy z nich, na których możemy zobaczyć instrumenty muzyczne: lutnię, cymbały, klarnet i flet/fujarkę.


Prezentowane poniżej kafle, malowane zielenią szmaragdową, mają delikatne, reliefowe obramowanie, w którym widzimy sceny w parku z fragmentami rokokowej architektury; pośród niej zarówno kobieta, jak i mężczyzna grają na instrumentach muzycznych. Oba kafle datowane są 2. połowę XVIII wieku i zostały zakupione do zbiorów Muzeum.


Fot. archiwum MAH

Fot. archiwum MAH

Na kolejnym kaflu widzimy przedstawienie pasterza, grającego na fujarce lub flecie, co było bardzo popularne jako dekoracja na fajansie holenderskim w 2. połowie XVII wieku. Najczęściej taki motyw pojawiał się na pracach Adriena Brouwera i Davida Teniersa II oraz na grafikach tych twórców, którzy kopiowali ich dzieła. Obaj malarze często przedstawiali scenki rodzajowe z życia holenderskich wieśniaków - byli to m.in. mężczyźni siedzący na odwróconych beczkach, baliach, przebywający w zamtuzach (domach publicznych) lub karczmach wiejskich, oddający się piciu alkoholu i paleniu fajki.
Na elbląskim kaflu widzimy pastuszka pilnującego owiec i grającego na fujarce. Scenę umieszczono w kartuszu roślinno-geometrycznym. Kafel pochodzi ze zbiorów Stadtische Museum Elbing i został wydobyty z odgruzowanej piwnicy przy ul. Wigilijnej. Dekoracja wykonana barwnikiem kobaltowym, kafel datowany na XVIII wiek. Być może motyw ten został częściowo zaczerpnięty z dekoracji, znajdujących się na flizach, na których licznie pojawiały się sceny pasterskie. Na jednej z płytek z Utrechtu z ok. 1700 roku, widoczny jest pasterz grający na flecie, oparty o kamień (razem z siedzącą towarzyszką). XVII-wieczne płytki holenderskie nawiązujące do antycznej tradycji idyllicznej, sielankowej były najbardziej popularne w tym czasie, a działo się za sprawą upowszechniania się arkadyjskich motywów w piśmiennictwie i sztuce. Na płytkach najczęściej występuje właśnie pasterz z pasterką, z których jedno trzyma kij, a także równie często instrument muzyczny: fujarkę, flet lub dudy.
W kulturze zachodniej flet był zazwyczaj atrybutem pasterzy, a jego dźwięk był porównywany do głosu aniołów lub zaczarowanych mitycznych stworzeń.


Fliza z wyobrażeniem pasterza grającego na fujarce, Utrecht ok. 1700 r.;
źródło: P. Oczko
Fot. archiwum MAH.

Literatura:
E. Kilarska, M. Kilarski Kafle z terenu dawnych Prus Królewskich, Malbork 2009.
P. Oczko, J. Pluis Gabinet farfurowy w Pałacu w Wilanowie. Studium historyczno - ikonograficzne, Warszawa 2013.
B. Pospieszna Kafle i piece kaflowe w zbiorach Muzeum Zamkowego w Malborku, Malbork 2013.

Źródło ikonograficzne/netografia:
Kafle, malowane zielenią szmaragdową: kafel z kobietą grającą na cymbałach: „La Musique Pastorale. Die Hirtenmusic“, Blatt aus einer Folge, herausgegeben von J. E. Nilson (entspricht Verlagsnummer II aus dem Reihenwerk); kobieta z lutnią - musician lutenist, copper engraving by Johannes Esaias Nilson Augsburg circa 1770.

Akcje cz.1

$
0
0

Akcja to papier wartościowy, czyli dokument, stwierdzający prawo majątkowe zapewniający właścicielowi dochód, który może być stały lub zmienny. Pierwsze akcje zostały wyemitowane w XVII wieku. Ich wydawcą była Holenderska Kompania Wschodnioindyjska. Sprzedaż akcji kompanii sfinansowała budowę nowych okrętów oraz faktorii.

Akcje emitowane są i były przez spółki akcyjne. Jak się okazuje, jednak nie tylko.
Czasami papiery wartościowe są jedyną pozostałością po spółce.

Pierwszym takim przykładem mogą być akcje kolei Nadzalewowej - Haffufer Bahn. Była to linia, mająca połączyć Elbląg z Królewcem. Jej budowę zaczęto w roku 1897. Była to inwestycja towarzystwa akcyjnego z Królewca. Budowa zakończyła się w 1899 roku. Kolej łączyła dwa większe miasta  Elbląg i Braniewo. Do roku 1918 częstym użytkownikiem linii był Wilhelm II, mający w Kadynach swoją letnią rezydencje. Kolej Nadzalewowa funkcjonowała z przerwami do 2013 roku. 

Akcja Kolei Nadzalewowej na 1000 marek z 1899 roku, ze stemplami poświadczającymi prawo poboru w roku 1922 oraz 1924,
przewartościowana na 500 marek (fot. Paweł Wlizło)

Trasa kolei przebiegała z dworca Elbląg Miasto przez Angielskie Źródło (Elbląg Zdrój), Tolkmicko, Frombork, Braniewo, Królewiec.
5 stycznia 2018 roku z Gdyni do Królewca odjechał „pociąg testowy” mający dowozić kibiców na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej.


Akcja Kolei Nadzalewowej na 1000 marek z 1922 roku ze stemplem z roku 1924, przewartościowana na 500 marek (fot. Paweł Wlizło)

Spółką, która istniała dość krótki czas jest „Curt Kuhn i spółka”, było to przedsiębiorstwo zajmujące się produkcją i sprzedażą wyrobów mięsnych. Założone w czerwcu 1923 roku. Niestety 15 kwietnia 1925 roku zostało otwarte postępowanie upadłościowe. Jedyne co pozostało po spółce, to akcje.


Akcje Curt Kuhn & Co. na 5 000 i 10 000 marek z 1923 roku (fot. Paweł Wlizło)


Kolejnym towarzystwem akcyjnym, była spółka Browar Elbląski założona w 1872 roku. Spółka pod tą nazwą istniała do roku 1880, kiedy w lutym jej majątek został wystawiony na aukcję i sprzedany.  Jeszcze w lutym, nowy inwestor zmienił nazwę spółki Elbinger Aktien Brauerei Englisch Brunnen na Brauerei Englisch Brunnen. Kapitał akcyjny wyniósł 900 tys marek, i został podzielony na akcje po 1000 marek.
Spółka BEB przejęła także browar w Kwidzynie, również miała swoje przedstawicielstwa w Tylży i Malborku.
Browar produkował piwa zarówno górnej jak i dolnej fermentacji.
W grudniu 1888 roku podwyższono kapitał akcyjny, wydano 150 nowych akcji o nominale 1000 marek.
Od 1900 roku browar elbląski miał być oficjalnym dostawcą piwa na dwór cesarza Wilhelma II.
Browar Angielski Zdrój istniał do roku 1945.

Akcja browaru Elbląskiego emitowana w 1928 roku (fot. Paweł Wlizło)

Jednym z kolejnych, i chyba najbardziej znanych, elbląskich przedsiębiorstw akcyjnych są zakłady Schichaua. Założone w 1855 roku przez Ferdinanda Gottlieba Schichaua, prowadzącego wcześniej, od 1837 roku, warsztat naprawy i budowy maszyn parowych.
O zakładzie Schichaua zostało już napisane wiele, więc myślę, że nie ma co się tutaj za dużo rozpisywać ;)

Przykłady papierów wartościowych Przedsiębiorstwa.



Akcje emitowane w 1943 roku przez Zakłady Schichaua (fot. Paweł Wlizło)




CDN.

 

Akcje cz.2

$
0
0


Oprócz przedsiębiorstw, w Elblągu również miasto wyemitowało swoje papiery wartościowe.
Obligacje miejskie zostały wyemitowane 28 czerwca 1929 roku.
Obligacje jako takie są papierami wartościowymi, dzięki którym właściciel ma prawo do z góry określonego dochodu i zwrotu pożyczonej sumy.
Obligacje komunalne, jak należałoby nazwać papiery wypuszczone przez miasta, są więc czymś w rodzaju pożyczki. Przez nie miasto może uzyskać środki na różnego rodzaju inwestycje.
Tego typu dokumenty mogły być emitowane na podstawie odpowiedniej ustawy gminy
Elbląski papier wartościowy, ze zbiorów muzeum, został wydany na kwotę 12,50 reichsmarek. 

 

Wróćmy do akcji wydanych przez przedsiębiorstwa.
Ostatnią spółką akcyjną, której akcje są w zbiorach muzeum jest Fabryka Emalii Adolfa Neufeldta.
Zakład powstał jako pokłosie wprowadzenie metrycznych miar pojemności, które wywołało popyt na naczynia blaszane. Firma została założona w 1867 roku, jako mała blacharnia, po latach funkcjonowania i rozwoju nastała potrzeba kolejnych inwestycji. W roku 1882 wybudowano kompleks nowoczesnych, w pełni zelektryzowanych hal produkcyjnych, a w 1889 roku, już nie mała, firma przekształciła się w spółkę akcyjną. Spółka miała milion marek kapitału zakładowego. Po przekształceniu nastąpił wzrost produkcji i zatrudnienia.
Eksportował swoje wyroby w głąb Niemiec i do Holandii, Rosji, czy Austro-Węgier. 

Uranowy komplet na toaletkę

$
0
0
Dość zagadkowo i trochę niebezpiecznie brzmiąca nazwa szkło uranowe oznacza szkło z domieszką związków uranu (dwuuranian sodu lub tlenki uranu), które zostały użyte jako barwnik, a zawartość uranu zwykle wynosi 2-3%. Było ono stosowane przede wszystkim jako zastawa stołowa oraz wykonywano z niego różne przedmioty codziennego użytku.

Przyczynkiem do napisania tego posta jest jeden z najnowszych nabytków Muzeum - komplet na toaletkę, wykonany właśnie z tego rodzaju materiału. Ów zestaw został przekazany przez panią Halinę Rakowską-Bramowicz. Cały komplet datowany jest na lata międzywojenne ubiegłego stulecia i bez wątpienia należy do bardzo ciekawych reprezentantów tego szkła. Składa się on z 4 elementów: korytka na grzebienie, flakonu perfumowego z korkiem, flakonu perfumowego (oryginalnie z rozpylaczem) oraz puzderka z pokrywką. W okresie międzywojnia barwione szkło użytkowe było bardzo pożądane i cenione.

Komplet na toaletkę, składający się z czterech elementów;
szkło uranowe o żółtym odcieniu; lata 30. XX wieku.
Fot. P. Wlizło

Fot. P. Wlizło

Fot. P. Wlizło

Fot. P. Wlizło


Początki.
Początki szkła uranowego nie są dobrze poznane i jego wytwarzanie przypisuje się Rzymianom, bazując na przykładzie żółto-zielonych kostek mozaikowych (79 r. n.e.) z rzymskiej willi niedaleko Neapolu. Natomiast udokumentowana historia wykorzystywania związków uranu do barwienia szkła, rozpoczęła się dopiero pod koniec XVIII wieku wraz z doświadczeniem Klaprotha, który ogłosił swoje odkrycie w 1789 roku w Berlinie. Wiadomo jest, że jego badania nie wychodziły poza sferę eksperymentów, ale udawało mu się uzyskiwać różne kolory szkła. Kolejnym naukowcem był Thomas Cook, zajmujący się barwieniem szkła w 1. dziesięcioleciu XIX wieku. Jednak najstarsza informacja o wytwarzaniu szkła uranowego znajduje się w publikacji C.S. Gilberta z 1817 roku. Przypuszcza się więc, że już w tym czasie Anglicy stosowali surowce uranowe do barwienia zarówno szkła, i być może szkliw, na dużą skalę, a wagę surowca (wydobywanego z jednej z kornwalijskich kopalń oraz St. Joachimsthal na terenie Czech) podawano w tonach w skali roku. Zresztą, już w 2. połowie XIX wieku sygnalizowane wyczerpaniem się zasobów surowca. Pokazuje to skalę produkcji szkieł i szkliw uranowych - przykładowo, w 1886 roku wyprodukowano w Europie ok. 800 ton szkła uranowego, a przed II wojną światową tylko firma Josef Riedel zużywała rocznie ok. 5 ton tlenku uranu.

Franz A. Riedel i Josef Riedel.
Opracowanie receptur na szkło uranowe na terenach niemieckojęzycznych związane jest z rodziną Riedel z Czech. Żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku Franz A. Riedel najprawdopodobniej rozpoczął produkcję szkła w latach 30. XIX wieku. Natomiast Josef Riedel (ożeniony z Anną, córką Franza) opracował receptury na 2 rodzaje szkła: Annagelb, czyli żółcień Anny i Annagrün, czyli zieleń Anny. Uważa się, że te dwie nazwy pochodzą od imienia jego żony. Z drugiej jednak strony, termin Annagrün pojawił się w Czechach jeszcze przed 1835 rokiem i nie miał wówczas związku z samym Riedlem. Według jednej z teorii, obie nazwy pochodzą od góry, zwanej Anną, z której to właśnie wydobywano rudę uranu do barwienia szkła. W okresie Biedemeieru istniała jeszcze nazwa Lenoragrün i mogła ona nawiązywać do imienia jednej z córek Riedela, ale to także jest przypuszczenie. Niemniej jednak, jego zasługą było rozpoczęcie produkcji przemysłowej tych szkieł na dużą skalę. 

Zastosowanie szkła uranowego.
Zazwyczaj stosowano je do produkcji przedmiotów codziennego użytku: świeczników, lamp, żyrandoli, guzików, pojemników do przechowywania kosmetyków, szkieł witrażowych, biżuterii, przycisków do papieru, szklanych modeli roślin, zwierząt; przy wytwarzaniu wyrobów artystycznych. Zastosowanie szkła uranowego sięga co najmniej okresu II wojny światowej. Po tym czasie zaczęto wprowadzać pierwsze ograniczenia w stosowaniu tego surowca.
Wyroby wykonane ze szkła uranowego były popularne szczególnie w okresie Biedermeier, Secesji i Art Deco i powiązane z nimi są takie nazwiska i pracownie, jak: Emile Galle, Rene Lalique, Daum Freres, Loetz, Tiffany Studio oraz wielu innych angielskich i włoskich artystów. Mamy też akcent polski, ponieważ szkło uranowe wytwarzane było w hucie "Niemen" (obecnie na terenie Białorusi).

Przykład zastosowania szkła uranowego; obiekt ze zbiorów MAH, fot. P. Wlizło

Eklektyczna paterka z talerzykiem ze szkła uranowego w kształcie muszli osadzonej na płozach,
zdobionych motywem feniksa; być może na słodycze lub na sól/cukier; koniec XIX w.
Fot. P. Wlizło

Szkło uranowe w nauce.
Odegrało ono ważną rolę w nauce, przede wszystkim w badaniach nad zjawiskiem fluorescencji. W 2. połowie XIX wieku i w 1. XX produkowano na wielką skalę różnego rodzaju sztabki, płytki, pryzmaty, wskaźniki, bańki, żarówki, pojemniki, rurki, a od 1857 r. szkła w mikroskopach oraz w okularach, jako ochrona przed działaniem promieniowania UV. Po II wojnie światowej produkcja szkła uranowego została ograniczona, choć wielu artystów i wytwórni kontynuowało jego wytwarzanie (szklarze z Murano, Salvador Dali, Rudolf Hais, Nazeing Glass Factory w Wlk. Brytanii - popielniczki, Plowden&Thompson i Thomas Webb&Sons - rurki do neonów, Francja - klosze i abażury, USA, Fenton Art Glass Company - szkło burmese aż do 1994 roku).

Kolor szkła.
Uran może barwić na żółto, zielono, brązowo, a także czarno i czerwono, a dzieje się to w zależności od warunków utleniająco-redukcyjnych wytopu i składu chemicznego szkła. W przypadku tzw. szkieł historycznych, do których niewątpliwie opisywane obiekty należą, spotyka się barwę żółtą i zieloną (gama żółcieni – użycie tylko uranu; gama zieleni – oprócz uranu, dodatkowo związku miedzi i/lub chromu). 

W literaturze szkło o żółtym odcieniu nosi nazwy: Annagelb/Canarienglas (niemiecki), canary glass (angielski), verre canari (francuski), natomiast zielone szkło, otrzymywane poprzez dodanie siarczków miedzi i/lub chromu do zestawu Annagelb, nazywa się: Eleonoregrün, Lenoragrün, Annagrün. Pod koniec XIX wieku doszedł te odcień żółtopomarańczowy, ze względu na obecność dodatku selenu.

Cechy szkła uranowego: fluorescencja i radioaktywność.
Fluorescencja w szkle uranowym polega na absorbcji promieniowania ultrafioletowego (UV) przez centra barwne, które są w ten sposób wzbudzane, i natychmiastowej emisji promieniowania o niższej energii, przez co centra te powracają do pierwotnego stanu energetycznego.
Najczęściej, właśnie poprzez obserwację fluorescencji szkieł uranowych, rozpoznaje się je, jednak należy pamiętać, że nie jest to metoda specyficzna i nie zawsze skuteczna. Zatem brak fluorescencji nie oznacza, że szkło nie zawiera uranu.

Do końca XIX wieku, zanim odkryto zjawisko radioaktywności, uran i jego związki traktowane były jak każdy surowiec, stosowany do barwienia szkła. Nawet jednak po tym odkryciu, ludzie zdawali sobie sprawę z potencjalnej szkodliwości promieniowania. Pod koniec lat 40. XX wieku popularność szkła uranowego spadła z powodu skojarzeń z bronią atomową i strachu przed promieniowaniem.

Prowadzono liczne badania, dotyczące radioaktywności historycznych szkieł uranowych i ostatecznie okazuje się, że dawka promieniowania, pochodzącego z tych szkieł jest bardzo niska i nie ma wpływu na człowieka. Tym bardziej, że regulacje prawne, dotyczące kontroli wykorzystania uranu, pochodzą już z końca XIX stulecia.
Obecnie szkło barwi się uranem tylko okazjonalnie, a starsze wyroby ze szkła uranowego można znaleźć w muzeach lub wśród kolekcjonerów.


Literatura:
Jerzy J. Kunicki-Goldfinger Uran w szkle historycznym [w:] Ceramika i szkło, red. M. Malinowska, Nr 1/2018, s. 16-21.


Pióro zamiast butelki zapalającej – życie i twórczość Emmy Laddey

$
0
0

W tym roku oprócz stulecia odzyskania niepodległości oficjalnie świętujemy także stulecie przyznania Polkom praw wyborczych. W tym samym 1918 roku prawa te uzyskały kobiety w kilku innych krajach europejskich, w tym Niemki. Otrzymanie tych, dzisiaj tak oczywistych praw, poprzedzone było dziesięcioleciami bojów o równouprawnienie kobiet, prowadzonych zarówno w spektakularny sposób, przy pomocy kamieni, butelek zapalających, a nawet bomb (tu celowały głównie brytyjskie sufrażystki), jak i bardziej pokojową metodą  – za pomocą słowa i pióra. Do grupy emancypantek, walczących tą drugą bronią należała pochodząca z Elbląga niemiecka pisarka Emma Laddey.

Emma Laddey (1841-1892),
źródło: m.ngiyaw-ebooks.org

 Urodziła się w Elblągu 9 maja 1841 r. jako córka lekarza F. Radtke. Już w wieku dziesięciu lat pisała drobne utwory teatralne. W 1859 r. wyjechała do Berlina, gdzie zgłębiała tajniki zawodu aktorskiego, jednak planom kariery aktorskiej kres położyły problemy zdrowotne z gardłem. Podczas podróży do Amsterdamu poznała malarza Ernsta Laddey, twórcę obrazów historycznych i rodzajowych, którego poślubiła w 1864. W 1865 r. osiadła razem z nim w Stuttgarcie i zaczęła parać się pisarstwem. W 1880 r. przeprowadziła się do Monachium, gdzie mieszkała do końca życia. Emma Laddey była zaangażowana w niemiecki ruch emancypacyjny kobiet, m. in. publikując artykuły dotyczące tzw. kwestii kobiecej. W Monachium wygłaszała też wielokrotnie skierowane do kobiet, a w szczególności młodych dziewcząt prelekcje dotyczące zagadnień związanych ze sztuką i nauką. W 1873 r. powstało z jej inicjatywy towarzystwo kobiece „Schwäbischer Frauenverein“, które za cel stawiało sobie m. in. dążenie do umożliwienia kobietom studiów wyższych oraz poprawę ich sytuacji ekonomicznej.  Emma Laddey jest autorką licznych powieści, sztuk teatralnych i utworów dla dzieci, zwłaszcza dla dziewcząt, które tworzyła pod pseudonimem „Hermine“.  Jej twórczość niewątpliwie trąci dziś myszką, swego czasu cieszyła się jednak bardzo dużą poczytnością, zwłaszcza wśród „dorastających panienek“. Warto zauważyć, że pisarka również w utworach beletrystycznych przemycała swoje naówczas bardzo nowoczesne poglądy na kwestie dotyczące m. in. wychowania i kształcenia dziewcząt czy roli kobiety w społeczeństwie, np. w zbiorze  opowiadań Auf eigenen Füßen. Erzählungen für Deutschlands Töchter przedstawia sylwetki samotnie żyjących kobiet, zarabiających samodzielnie na swoje utrzymanie, sprzeciwiając się powszechnemu poglądowi, że jedyną drogą spełnionego życia jest dla kobiety małżeństwo, status „starej panny“ jest godny pogardy lub w najlepszym razie litości, a ona sama to postać komiczna i żałosna. Sama pisarka wyszła co prawda za mąż, nastąpiło to jednak jak na ówczesne standardy stosunkowo późno, a jej życiorys świadczy o tym, iż nie czekała na to, że małżeństwo zapewni jej materialny byt, podejmując wcześniej kroki zmierzające do zdobycia zawodu.  Emma Laddey zmarła 12 kwietnia 1892, brak jest zgodności co do miejsca jej śmierci – w większości przypadków podaje się, że zmarła w Monachium, gdzie na stałe mieszkała, jednak w nekrologu, który ukazał się po jej śmierci w elbląskim dzienniku „Altpreussische Zeitung” napisano, że śmierć pisarki nastąpiła w Merseburgu, gdzie bawiła w odwiedzinach u siostry, a jej przyczyną był atak serca. Warto dostrzec, że współczesna  Laddey gazeta, wychodząca w jej rodzinnym mieście, w krótkim nekrologu dostrzegła przede wszystkim jej zaangażowanie dla sprawy kobiecej, w tym zwłaszcza podejmowanie tej tematyki w powieściach i opowiadaniach.

Kałamarz szklany, ze srebrną oprawą, wytwórca – wrocławska firma Juliana Lemora,
lata 20-te XX w. Zbiory MAH. Fot. P. Wlizło.


Poniżej podajemy tłumaczenie fragmentu pierwszego rozdziału jednej z popularnych powieści E. Laddey Tausend Wochen. Eine Geschichte für junge Mädchen. Choć niewątpliwie powieść jest dla współczesnego czytelnika mocno staroświecka, jej główna bohaterka wymyka się stereotypowemu wizerunkowi grzecznej i potulnej panny na wydaniu.


Ilustracja do opowiadania Alpenröschen


Rozdzial I
         
           Ilona.

W oknie jednego z okazałych berlińskich domów siedziała młoda dziewczyna i spoglądała w dół.  Na zewnątrz kłębiło się wielkomiejskie życie, ale wzrok dziewczyny nie zatrzymywał się na jego atrakcjach, ale skupił na rachitycznych lipach, rosnących pod oknem. Po chwili obserwatorka poderwała się żwawo.
„Naprawdę, widzę kilka  kwiatów” – powiedziała do starszej damy, zasiadającej z haftowaną robótką przy drugim oknie. – „Przyszło lato, a ja nawet do tej pory nie odczułam wiosny”.
                 Spod koronkowego czepka okalającego dystyngowaną twarz starszej kobiety uniosły się patrzące z obojętnym wyrazem oczy.
                 „Tak to już jest w dużym mieście” – odparła chłodno. – „Mieszkamy zbyt daleko od Thiergarten, a inne aleje ci się nie podobają. Zresztą masz przecież swój ogród”.
                 „Podwórko” – sprostowała dziewczyna – „Parę metrów łachy piachu porośniętej karłowatymi krzaczkami!”.
                 „Przykro nam Lono, że wciąż jeszcze nie przywykłaś. Zważ, że nie jesteśmy bogatymi ziemianami, jak twoi rodzice, ale skromnymi urzędnikami. Choć twój wuj jest radcą, powinniśmy i tak dziękować Bogu, że możemy pozwolić sobie na ten dom”.
                 „Nie chciałam sprawić ci przykrości, ciociu, ale czy nie możesz zrozumieć, że czuję się tutaj jak ptak w klatce? W domu, na Węgrzech, nie przebywałam pod dachem więcej niż dzikus w swoim szałasie, cały dzień spędzałam na zewnątrz, galopując po wrzosowiskach na moim koniu! Po śmierci rodziców wysłaliście mnie na pensję, już to było ciężkie, ale dało się jeszcze znieść, przynajmniej miałam wokół siebie młodych i wesołych ludzi i był tam kawałek ziemi, który można z czystym sumieniem nazwać ogrodem, gdzie spędzałam wieczory”.
„Przecież nie mogłaś zostać na pensji na zawsze” – odrzekła radczyni dworu. – „Jesteś już młodą damą i musisz się wdrażać do związanych z tym obowiązków”.
„A nie robię tego? Czy nie tkwię godzinami w tej niszy okiennej, kłując sobie igłą palce do krwi? Nie uderzam w fortepian, aż pękają struny? Nie wysiaduję cierpliwie w salonie podczas wizyt tych wszystkich nudnych ludzi, choć mam wówczas ochotę wstać i tupać ze złości? Ale w zamian za to chcę przebywać na powietrzu, nic mnie zatrzyma w domu teraz, kiedy kwitną lipy i róże”.
„Rozmawiałam już o tym z twoim wujem. Kiedy zaczną się wakacje w sądzie, wyjedziemy nad morze”.
„To już coś, ale to ciągle mało. W zeszłym roku w tej małej rybackiej wiosce było niewypowiedzianie nudno”.
„Żałuję, ale nie stać nas, żeby cię zabrać do modnego kąpieliska” – rzekła ostro radczyni. – „Jak wyjdziesz za mąż, będziesz mogła folgować takim zachciankom”.
Kobieta wstała i opuściła pokój. Ilona spojrzała za nią z czołem zmarszczonym niechęcią. Wydymając drwiąco wargi i wzruszając ramionami, rzekła do siebie:
„Jeśli sądzicie, że wypchniecie mnie w ten sposób za swojego nudnego syna, to się mylicie. Lepiej znieść tymczasowe uwięzienie niż zgodzić się na wieczne! W końcu osiągnę upragnioną pełnoletność, nawet jeśli to jeszcze tak długo”.
Poderwała się niecierpliwie, podeszła do pianina, odegrała z pasją skoczną melodię z rodzinnych stron, po czym wybuchła płaczem, schowała twarz w dłoniach i wołała raz za razem: „Nie wytrzymam!”.


Na fali rosnącej popularności literatury retro także dzieła Emmy Laddey doczekały się ostatnio wznowień - również jako e-booki. Współczesna okładka powieści. Źródło: www.amazon.dewww.de-ebooks.org


Na fali rosnącej popularności literatury retro także dzieła Emmy Laddey doczekały się ostatnio wznowień - również jako e-booki. Współczesna okładka powieści. Źródło: www.amazon.dewww.de-ebooks.org



Tekst: Joanna Szkolnicka

Porcelanowe pojemniki do przyrządzania i przechowywania lekarstw.

$
0
0
Pojemniki do przechowywania różnego rodzaju preparatów leczniczych początkowo były identyczne z naczyniami, używanymi w gospodarstwie domowym. Przykładem są obiekty pochodzące z wykopalisk ze starożytnej Grecji lub Rzymu.Opisywali je starożytni medycy: Hipokrates i Dioskorides. Później, naczynia przeznaczane wyłącznie na leki wykonywano ze szkła i rogu, a także drewna. Wraz z postępem lecznictwa, zmieniały się również sposoby przechowywania substancji leczniczych. Włączono zatem do produkcji naczyń aptecznych majolikę, kamionkę i porcelanę. W XV i XVI wieku zaczęto do aptek sprowadzać nowe, egzotycze surowce, głównie gumy i żywice, czyli substancje wieloskładnikowe. Z czasem usuwano je z lekospisów, jednocześnie likwidując naczynia do nich przeznaczone. Dotyczyło to głównie konfektów, konserw, które znane są raczej jako przetwory domowe lub wyroby cukiernicze.
Informacje na temat dawnych preparatów leczniczych możemy uzyskać przede wszystkim z inwentarzy, manuałów aptecznych, farmakopei, ustaw aptekarskich i generalnie dokumentów pisanych, ale uzupełniają je także naczynia apteczne, na których umieszczano tzw. tytuliki, czyli napisy, określające lek lub jego składnik.
W aptekarstwie stosowano trzy rodzaje naczyń: naczynia służące do przechowywania składników leków, do wydawania gotowych leków z apteki oraz naczynia, umieszczane w oficynach aptecznych dla ozdoby.
Naczynia apteczne dostowywano kształtem do ich funkcji. Podobnie było z materiałem, z którego były wykonane. Najlepiej sprawdzała sie porcelana, mająca czerep drobnoziarnisty, biały, spieczony, składająca się z glinki kaolinowej, a także skalenia jako topnika i krzemionki, czyli kwarcu. Porcelanę wypala się dwukrotnie, najpierw w temperaturze 900-1000 stopni Celsjusza - powstaje wówczas biskwit, a następnie przedmiot pokrywa się zawiesiną, o takim samym składzie, co masa porcelanowa, z tą różnicą, że jest większa zawartość skalenia. Ponowny wypał następuje w temperaturze 1370-1460 stopni. Efektem jest wyrób o lśniącej i gładkiej powierzchni.
Porcelana okazała się najlepszym z dotychczas znanych materiałów ceramicznych, służących do przechowywania różnego rodzaju substancji leczniczych. Ich największą zaletą jest prawie całkowita nieprzesiąkliwość czerepu (nie więcej niż 0,5 procenta).

W trakcie wykopalisk na elbląskiej Starówce zostały odkryte nie tylko wpominane wcześniej szklane naczynia z zawartością dawnych substancji leczniczych, ale również porcelanowe naczynia, pochodzące z końca XIX i początku XX wieku, w których przyrządzano, bądź przechowywano lekarstwa i ich poszczególne składniki.
Po przeanalizowaniu zachowanych naczyń, można z całą pewnością stwierdzić, że w moździerzach przygotowywano maści oraz substancję na bazie piżma (mogły to być perfumy), natomiast w słojach i butelkach przechowywano olej kantarydowy (ciemne szkło), syrop z jeżyny i sproszkowany cukier, a rozieracz/tłuczek dedykowany był siarczanowi antymonu (nie zachował się moździerz).
Poniżej przedstawiam ich właściwości lecznicze.

Unguentum, łac. maść, balsam, perfumy.

Moschus, czyli piżmo.  Jest wydzieliną z gruczołów okołoodbytniczych piżmowca syberyjskiego (łac. Moschus moschiferus)*. Ma zastosowanie jako substancja zapachowa i utrwalacz zapachu perfum. Według Przeglądu perfumeryjnego z 1936 roku chińczycy używali piżma jako lekarstwa przeciw cholerze, jednak nie są nam znane szczegóły, dotyczące tego procesu. We współczesnej farmakologii, piżmo jest składnikiem lub też lekiem homeopatycznym, stosowanym w leczeniu astmy, omdleń, zawrotów głowy, podobno także miało pomagać w zwalczaniu wyczerpania, niepokoju i napięcia umysłu i ciała...
Biorąc pod uwagę naczynie, które posiadamy w zbiorach, piżmo mogło być albo spreparowane, jako tłusta masa o silnym zapachu albo w postaci naturalnej, z woreczkiem (miękka masa w kolorze czerwono brunatnym). Piżmo reaguje z alkaliami (tlenki i wodorotlenki litowców, glinu i magnezu, również wodny roztwór amoniaku) i kamforą, dając następujące efekty: rozcieńczone alkalia nasilają zapach piżma, natomiast stężone powodują jego rozkład i wydzielanie się amoniaku, kamfora z alkoholem zaś niweluje jego zapach.

Piżmo.


Stib. sulf. aur, czyli stibium sulfuratum aurantiacum - siarczan antymonu (gorzka pomarańcza)
Obecnie, najczęściej jest to jeden ze składników leków homeopatycznych, np. w leczeniu przewlekłych stanów zapalnych zatok, zapaleniu oskrzeli, rozedmie, leczeniu brodawek.

Siarczan antymonu.


Ol. cantharid at. - olej kantarydowy, zawierający najprawdopodobniej kantarydę lekarską (mucha hiszpańska), do stosowania zewnętrznego, jako np. składnik maści, plastrów, nalewek o silnym działaniu drażniącym na skórę (w przypadku nerwobóli, ropni), wewnętrznie używany przez mężczyzn, cierpiących na niezdolność płciową.
Kantaryda** to gatunek chrząszcza, występującego w Europie Środkowej i Południowej. Charakteryzuje się on przede wszystkim tym, że wydziela substancję, która po nałożeniu na skórę człowieka działa drażniąco. Według jednego z podręczników farmacji z początku ubiegłego stulecia, kantarydy stosowane były jako maści, plastry***, napoje wyskokowe, generalnie jako środek wywołujący na skórze zapalenie i tworzenie się bąbli. W medycynie ludowej wykorzystywano kantarydę (w niewielkich dawkach, ponieważ jest to substancja trująca) do sporządzania napojów miłosnych i afrodyzjaków. Zdarzały się jednak komplikacje podczas miłosnych igraszek, gdyż kantaryda powodowała zapalenie dróg moczowych oraz bolesne erekcje.
Pierwszy raz, czystą kantarydę otrzymał francuski chemik Pierre Jean Robiquet w 1810 roku. Była ona wówczas używana w wersji rozcieńczonej do usuwania brodawek i tatuaży. W 1892 roku A.T. Still, znany jako twórca osteopatii, zaproponował wdychanie nalewki z kantarydą, która miała podobno zapobiegać ospie lub wspomagać jej leczenie.
Sama terapia kantarydowa ma różnorodne działanie na organizm - drażniące, stymulujące reakcje obronne organizmu, zwiększające przepływ krwi, poprawiające ukrwienie chorych miejsc. Dodatkowo wspomaga funkcjonowanie układu nerwowego i uśmierza ból. Przynosi efekty w leczeniu stanów zapalnych, dny moczanowej, różnych schorzeń reumatycznych i artretycznych i wielu innych.
W XIX wieku ekstrakt z kantarydy był jednym ze składników środków przeciw wypadaniu włosów. Poniżej podaję przykład płynu na porost włosów „Persian Kair Restorer”, składający się z 50 gr. nalewki kantarydowej, 50 gr. wyciągu z jabłek galusowych, 10 gr. esencji piżmowej, 5 gr. karminu, 100 gr. alkoholu i 1 litr wody różanej, zmieszanych razem. (Wyciąg z jabłek galusowych, startych na proszek, moczy się przez kilka dni w 1 l. alkoholu).
Kantaryda jest lipofilna, tzn. dobrze rozpuszcza się w tłuszczach - stąd, być może, była przechowywana jako olej kantarydowy.

Olej kantarydowy.


Sacharum alb. pulv. (sacharum album pulvis) - sproszkowany biały cukier; składnik leków homeopatycznych, do szerokiego zastosowania.

Biały cukier.


syr. rubi frutic. (syropus rubi fruticosus) - syrop z jeżyny. Według współczesnych badań, sok z jeżyn działa antyrakowo, zapobiega chorobom płuc, chroni przed udarem, chroni przed chorobami układu sercowo-naczyniowego, reguluje ciśnienie krwi i pomaga utrzymać prawidłow poziom cukru, a także wzmacnia kości, dodaje energii i opóźnia proces starzenia się.

Syrop z jeżyny.


Z puknktu widzenia współczesnej farmacji, większość tych "lekarstw" nie dawała oczekiwanych efektów, jednak nie zrezygnowano z ich produkcji do dzisiaj, nadając im miano leków homeopatycznych.



Biblio- i netografia:

I. Dymarczyk Aptekarz i majoliki. O Mateuszu B. Grabowskim i jego krakowskiej kolekcji ceramiki aptecznej, Kraków-Poznań 2015. 

kantaryda https://zdrowie831.wordpress.com/2017/10/07/terapia-kantydynowa/
http://skarbnica.pesel53.pl/artykuly-perfumeryjne/kosmetyka/rozne-kosmetyki/

Więcej na temat terapii kantarydowej: Farmacja krakowska, rok XIII/nr 4/2010, wyd. Okręgowa Izba Aptekarska w Krakowie.

Piżmo
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/applet?mimetype=image%2Fx.djvu&sec=false&handler=djvu_html5&content_url=%2FContent%2F165077%2Findex.djvu - Przegląd perfumeryjny. Bezpłatny dodatek do wiadomości drogistowskich, Poznań, wrzesień 1936 r.

Objaśnienia:

* Gruczoły piżmowca syberyjskiego pozyskuje się w trakcie operacji zwięrzecia i nie jest konieczne zabijanie go, choć w niektórych krajach, np. w Chinach hoduje się je dla mięsa, skóry i piżma. Substancje o zapachu piżma pozyskuje się również od innych zwierząt: piżmaka, skunksa, kaczki piżmowej, woła piżmowego, choć są one uznawane za afrodyzjaki.

** łac. Lytta vesicatoria, znany także jako pryszczel lekarski, majka lekarska jest chrząszczem z rodziny oleicowatych i żeruje głównie na jesionie. Długość ciała dorosłego osobnika waha się pomiędzy 12 a 21 mm, larwy rowijają się w gniazdach błonkówek. Kantaryda jest wytwarzana w celu samoobrony. Kantarydę, zazwyczaj jako pastę, uzyskuje się ze zmielonego na proszek zielonego chrząszcza. Poza kantarydą, dodaje się jeszcze chrzan, musztardę i pieprz.

*** Plaster pokryty był pastą i nakładany na chore miejsce na 24 godziny. W tym czasie, pod plastrem tworzył się płyn surowiczy, który należało przekłuć zaraz po zdjęciu plastra. Oparzone miejsce następnie smarowano środkiem przyspieszającym gojenie.

Moda XVIII wieku. Kobiety na kaflach piecowych.

$
0
0

Pierwsza połowa XVIII wieku. Rogówka, sznurówka i binda.


W damskim stroju liczyło się zarówno to, co na zewnątrz, jak i pod spodem. Należało zadbać o uzyskanie modnej sylwetki, używając do tego odpowiedniego „rusztowania”, na które składała się sznurówka i rogówka. Sznurówką był gorset, który zapewniał uwydatnienie biustu i szczupłość talii poprzez fiszbiny, wszyte w warstwy płótna. Rogówka natomiast poszerzała sylwetkę od pasa w dół i miała formę spódnicy z tafty lub płótna z przymocowanymi do niej trzema rzędami fiszbinowych lub wiklinowych obręczy. Sznurówki były powszechne w Polsce, zarówno damy, szlachcianki, jak i mieszczki starały się zachować odpowiednią figurę, co zapewne było niekomfortowe, ale za to wysmuklało kibić. Rogówki zaś nosiły panie zamożniejsze, ale tylko do oficjalnego i uroczystego stroju (ze względu na niewygodę). Na rogówkę nakładano suknię (fr. roba) z dopasowanym stanikiem, dużym dekoltem i rękawami do łokcia, zakończonymi koronką oraz szerokiej spódnicy, która była rozcięta z przodu, aby ukazać spódnicę o innym niż reszta kolorze. Często dodatkową ozdobą roby była trójkątna wkładka z przodu stanika, zwana bawet, pokryta kilkoma rzędami wstążek, wiązanych na kokardy.


źródło: internet (poniżej biblio- i netografia)


Często zdarzało się, że noszono (zapożyczone z rokokowej mody francuskiej) luźne, nie odcinane w talii suknie, noszone na rogówce, zwane sakami. Były szyte z ciężkich, brokatowych tkanin o jasnych barwach, z naszywanymi na nie złotymi lub srebrnymi koronkami. Cały strój uzupełniała binda, czyli zakładana na szyję obróżka ze zmarszczonych wstążek lub koronek. 

W kobiecym stroju widoczny też był motyw zaczerpnięty z mody niemieckiej – salopa, czyli okrycie wierzchnie, luźne z tyłu, a z przodu dopasowane do talii i ukazujące suknię spodnią. Zimowe wersje podbijano futrem. 

Z Francji zapożyczono krótkie jupki, występujące w dwóch wersjach: szerokiej, rozkloszowanej pelerynki z dekoracyjnie zwisającymi rękawami do łokcia, podszytej futrem lub jako żakiecik, wcięty w talii i obcisły, mający wąskie rękawy.

Obuwie w tym czasie to przede wszystkim pantofelki kryte, z wysoko zabudowanych podbiciem, ozdobione dużą klamrą ze srebra lub szlifowanego kryształu górskiego (miały optycznie zmniejszać damską nóżkę). Używano do ich uszycia miękkiej skóry, zamszu oraz tkanin jedwabnych. W domu natomiast noszono mules, czyli buty bez pięt, na wysokich, zgrabnych obcasach.

Jeśli chodzi o nakrycia głowy, to ówczesnym hitem mody był kornet, tzn. niewielki czepek, lekko przykrywający zaczesane do góry, ułożone w drobne loczki, pudrowane włosy.

Pierwsza połowa XVIII wieku. Deshabille i kobiece inspiracje.

Nadal noszono rogówki i ściskano się sznurówkami. Suknie najczęściej miały pastelowe kolory, dopasowany stanik z ozdobnym bawetem, dużym dekoltem, rękawami do łokcia i podwójną spódnicę. Często zdobiono je koronkami, marszczonymi wstążkami, falbankami i sztucznymi kwiatami. Od lat 70. XVIII wieku Polkom spodobało się okrycie wierzchnie o nazwie „polonaise”, czyli poloneska, które wymyślono w Paryżu – miało ono trzyczęściowy krój pleców i zbliżone było do narodowego kontusza. Poloneskę nakładano na suknię spodnią, po bokach udrapowaną w dwa skrzydła, a z tyłu podpiętą. Pelerynkami, chustkami, narzutkami natomiast przesłaniano duże dekolty. Suknie były skrócone do kostek, dzięki czemu było widać białe pończochy i atłasowe pantofelki na wysokim obcasie.

Jeśli chodzi o fryzury to najczęściej były one lekko podwyższone, pudrowane i delikatnie dekorowane kwiatami, piórami lub biżuterią. Za nakrycia głowy służyły lekkie czapeczki, czyli bonety, zdobione koronkami i wstążkami.
Mieszczki, podążając za modą francuską, nosiły karaczko (fr. caraco) – bardzo obcisły żakiecik z długimi, wąskimi rękawami, dużym falującym kołnierzem i baskinką, która miała poszerzać biodra za pomocą falban. 

Panie w tym czasie mogły wreszcie zrezygnować z ciężkich szat i nadmiaru ozdób. Zaczęły nosić „deshabille”, bardziej rozebranie niż ubranie, czyli lekką i luźną suknię, która nie była przecięta w pasie i spływała z tyłu sylwetki w malowniczych fałdach. Kobiety, w pewnym sensie, utrudniły sobie życie, podkładając pod suknię lekkie, koliste obręcze w kształcie koszyka, przyjmującego różnorakie formy. 

Portret markizy de Pompadour, F. Boucher, 1759 r. (źródło: internet)


Generalnie kobieta epoki rokoka miała błyszczeć i dać się adorować. Inspiracją była m.in. metresa króla Ludwika XV, markiza de Pompadour (1721-1764) lub pani du Barry. Na jednym z obrazów Francois’a Boucher’a z 1759 roku widzimy markizę de Pompadour, która prezentuje się w odcinanej sukni – robie o subtelnej barwie z ogromną ilością wstążek i koronek, z szeroką spódnicą rozpiętą na lekkim panier. Talia ściśnięta jest gorsetem, a dekolt uwydatnia obcisły stanik. Zwróćmy także uwagę na dyskretną biżuterię, koronkową obróżkę, spiętą bukietem kwiatów oraz fryzurę – ułożoną z drobnych loczków i przysypaną białym pudrem. Spod sukni wystaje kokieteryjnie stopa w atłasowym pantofelku.  

Higiena.

Nie ujrzymy tego ani na obrazach, ani tym bardziej na kaflach, ale w XVIII wieku dbano częściej o strój niż higienę. Wodę traktowano jak wroga – codzienne ablucje ograniczano do zamoczenia palców w wodzie różanej. Kąpiel była rzadkością, ponieważ szkodziła zdrowiu – tak wówczas uważano. Używano co prawda różnych past do zębów, ale co z tego, jeśli nie były one leczone i czyszczone, czego efektem były szczerbate uśmiechy już nawet 30-latek. Aby sprostać ówczesnym kanonom piękna, wsparcia szukano w kosmetykach i modzie. Gruba warstwa bielidła tuszowała mankamenty cery, która była ożywiana za pomocą obficie kładzionego różu na policzki. Przykre zapachy próbowano tłumić perfumami o intensywnych zapachach.

Fryzury.

W XVIII wieku uczesanie stało się najważniejszym elementem damskiego wyglądu.  Modę na bogate fryzury prawdopodobnie zapoczątkowała Maria Antonina (1755-1793), a dokładniej jej nadworna modniarka, madame Rose Bertin. Splecione loki peruki, posypanej pudrem zaczęły się przekształcać w potężnych rozmiarów budowle, konstruowane na podkładkach i stelażach, noszące nazwę „pufa”, ponieważ przypominały ten mebel. Dopiero na nich tworzono prawdziwe dzieła, wyrażające nastrój damy, jej uczucia, upodobania, a także nawiązywały do ówczesnych wydarzeń. Całość konstrukcji opływała w zwoje gazy , tiulu, piór, klejnotów i sztucznych kwiatów i owoców, miniaturek ludzi i przedmiotów. Tego typu wymyślne fryzury były niesamowicie ciężkie i aby unieść ciężar takich konstrukcji, kobiety niejednokrotnie musiały się podpierać wysokimi laskami, nie wspominając już o jednym z największych utrapień, czyli insektach, która wprost uwielbiały takie „domki”.

Rycina z żurnalu francuskiego, przedstawiająca fryzurę z okrętem,
zwaną Triumfem Wolności, 1778 r. (źródło: internet)


Polskie ikony mody.

Polskimi ikonami mody w XVIII wieku były: Izabela z Poniatowskich Branicka, Izabela z Flemmingów Czartoryska, Izabela z Czartoryskich Lubomirska lub Helena z Przeździeckich Radziwiłłowa, które rywalizowały między sobą w przepychu zarówno strojów, jak i urządzania wnętrz czy ogrodów.

Portret Izabelli z Czartoryskich Lubomirskiej, M. Baciarelli, lata 70. XVIII w.
(źródło: internet) 


Muszki.


W celu ukrycia niedoskonałości cery, śladów po ospie, pryszczów i wągrów, używano tzw. plasterków piękności, czyli muszek, które stały się niezwykle modne w tamtym czasie. Były szczególnie przydatne, gdy gruba wartswa bielidła nie była w stanie pokryć wszelkich mankamentów. Niewielkie muszki robiono z jedwabiu, tafty i skóry. Przeważnie były one okrągłe i czarne, ale dostępne też były muszki w kształcie zwierzątek, gwiazdek, księżyców, serduszek oraz w kolorze szkarłatnym. Ich ułożenie na twarzy miało różne znaczenia, np. muszka na czole oznaczała kobietę majestatyczną, przy oku - rozkochaną, na poliku - uprzejmą, przy ustach - całuskę, na nosie - śmiałą, nad górną wargą - kapryśną.

źródło: internet


Styl na pasterkę.

Nie wszystkie kobiety widoczne na kaflach ubrane są w stroje dworskie. Trudno też stwierdzić, czy owe panie to w rzeczywistości ubogie mieszczki, czy pasterki. Zdarzało się bowiem, że arystokracja stylizowała się, pozując do obrazów, na przedstawicieli niższych warstw społecznych , traktując to jako pewną formę rozrywki. Mamy zatem do czynienia z wyidealizowanymi wizerunkami pasterek, odpowiadającymi aktualnemu ideałowi urody, ubranymi w mocno wydekoltowane koszule z obszernymi rękawami i prostą spódnicę. Prawdopodobnie były one noszone również podczas porannej toalety. Później ten zestaw został przejęty przez kobiety z wyższych warstw społecznych.

Ilustracja angielska "Wiejska piękność", po 1770 r.
źródło: internet.
Wybrane kafle, które poniżej prezentuję, pochodzą z kolekcji muzealnej, bazującej na obiektach znajdujących się w przedwojennym Muzeum. Datowane są na 1. i 2. połowę XVIII wieku i przedstawiają sceny rodzajowe i figuralne z łączącym je wspólnym motywem: postacią kobiety, ubraną w strój z epoki. Jakość "rysunku" jest różna, autor zapewne kopiował motyw, znany z dostępnych grafik lub też wykorzystał wielokrotnie powielaną dekorację. Inspirowano się także modnymi wówczas fajansami holenderskimi. Zdobiono kafel dekoracją naszkliwną, nakładając na białe szkliwo barwnik kobaltowy, fioletowy-manganowy i zielony-szmaragdowy.
Po bardziej wnikliwych obserwacjach i analizach dekoracji okazuje się, że prezentowane damy noszą suknie z bawetem (trójkątny płat tkaniny z kokardami), a niektóre z nich posiadają angażanty, czyli koronkowe mankiety. Dodatkowo, wśród nich, pojawia się również wspomiany strój pasterski, a zatem luźniejszy i prostszy ubiór.



Kafle ze zbiorów MAH, fot. P. Wlizło.













Bibliografia i netografia:
Sieradzka A. Żony modne, Warszawa 1993; Tysiąc lat ubiorów w Polsce, Warszawa 2003.

lareinederetro.blogspot.com











Najnowsze znaleziska monet na terenie Starego Miasta Elbląga

$
0
0
Znaleziska monet na terenie Starego Miasta Elbląga Ostatnie znaleziska monet na terenie Starego Miasta Elbląga miały miejsce podczas tegorocznego sezonu badań archeologicznych. Prace obejmowały obszar pomiędzy ulicą Studzienną, Bednarską oraz nieistniejącym fragmentem ścieżki kościelnej, teren podwórzy oraz oficyn.

Zdjęcie terenu badań wpasowane w siatkę geodezyjną dzięki uprzejmości dr H. Olszewskiego (PWSZ w Elblągu) 



 Prace rozpoczęły się 27 maja 2019 roku i trwały do końca sierpnia. Materiały z badań są w trakcie opracowywania. Niniejszy referat jest jedynie wstępnym przedstawieniem znalezisk numizmatycznych z badań archeologicznych. Podczas eksploracji zostało znalezionych około 30 monet z różnych okresów m.in. szeląg ryski Zygmunta III Wazy, denary Zygmunta Augusta, fenigi pruskie, denar Albrechta Hohenzollerna. Przedstawione zostaną jedynie wybrane, jedne z najbardziej interesujących obiektów. Jednym z artefaktów odnalezionych podczas prac na podwórku kamienic mieszczących się przy ulicy Studziennej 12-13 jest świnka skarbonka (odnaleziona w latrynie), w której umieszczony był żeton niejakiego Hansa Krauwinckel z Norymbergii, emitowany w latach 1586-1635.
Świnka skarbonka z ul. Studziennej 12-13 fot. pw
Awers przedstawia: napis w otoku „Hanns Kravwinckel in nur” – tzn. Hans Krauwinckel z/w? Norymbergii Na rewersie: napis w otoku „gotes segen macht reich” (Boże błogosławieństwo czyni Cię bogatym) Następne, ciekawe, znalezisko to brakteaty krzyżackie z Bednarskiej 19, których niewiele znajduje się na elbląskim starym mieście.
Brakteaty krzyżackie z ul. Bednarskiej 19, odnalezione w calcu fot. pw


 Monety zostały znalezione w warstwie z lat około 1237-1246, czyli czasu kiedy miasto dopiero zaczynało się rozwijać, otrzymało prawa miejskie wraz z prawem do bicia monet. Pierwsza mennica przypuszczalnie mieściła się na terenie nieistniejącego już zamku krzyżackiego (A) (patrz: mapa na końcu artykułu). W późniejszym czasie miała mieścić się na Targu Chlebowym (B) (patrz: mapa na końcu artykułu), tj. odcinku Starego Rynku między ulicą Św. Ducha a Mostową. Elbląska mennica jest drugą, która powstała na terenie Państwa Krzyżackiego. Pierwszą mennicą krzyżacka była mennica toruńska. Wspomniane wcześniej brakteaty zostały znalezione w skupisku jako „skarb”, wkopane pod warstwę użytkową podwórka. Nie odnaleziono żadnego zabezpieczenia monet. Znajdowało się tam 9 brakteatów krzyżackich, z których można wydzielić siedem typów: 1. krzyż z rozwidlonym ramieniem (2 szt.) 2. tarcza ostro zakończona 3. krzyż z krzyżami po boku 4. krzyż z kulami po boku 5. korona z krzyżem 6. tarcza z krzyżem (?) 7. brama (2 szt.) Kolejne monety krzyżackie znalezione zostały w sąsiedniej kamienicy (Bednarska 20), w warstwie użytkowej podwórka średniowiecznego. W tym wypadku powinno się mówić o tzw. znalezisku luźnym. Były to 4 brakteaty – dwie monety nieokreślonego typu oraz brakteat z tarczą oraz krzyżem.

Brakteaty krzyżackie z Bednarskiej 20 fot. pw 




 Kolejne znalezisko z Bednarskiej 19 to szeląg elbląski Gustawa Adolfa – co ciekawe podczas prac archeologicznych w mieście znajdowało się mało monet mimo funkcjonowania tutaj mennic w czasach szwedzkich. Podczas wojen polsko-szwedzkich, od 1627 roku, mennica została przejęta przez Szwedów. W czasie okupacji funkcjonowały tutaj aż cztery mennice. Jedna z nich miała znajdować się wówczas na ul. Menniczej (C) (patrz: mapa na końcu artykułu).
Szeląg elbląski Gustawa Adolfa ul. Bednarska 19 fot. pw 


Badania archeologiczne na tym terenie, a dokładniej od Ścieżki Kościelnej w stronę ul. Wodnej (tuż obok obecnego wykopu), mają być kontynuowane wiosną 2020 roku.

Średniowieczne okulary

$
0
0

Średniowieczne okulary to jeden z najcenniejszych zabytków z elbląskich wykopalisk. Ten kruchy i unikatowy przedmiot rzadko wypożyczamy do innych muzeów. W 2012 roku okulary były motywem przewodnim pierwszej wystawy, którą stworzyliśmy wspólnie z Muzeum Łużyckim w Zgorzelcu [Elbląg - Zgorzelec. Historie równoległe]. Od tamtej pory, związani mocą tajemnego przyciągania i przyjaźni, co jakiś czas musimy zrobić coś razem :) Jak tylko minie pandemia, w ich uroczej kamienicy z widokiem na Görlitz, będzie można oglądać zgorzelecką odsłonę wystawy Goci. Znad Bałtyku do Rzymu, na którą już teraz serdecznie zapraszamy! Ale na razie siedźcie w domach, zróbcie sobie kawkę i poczytajcie tekst o naszych okularach ;) 

Zeszłej jesieni okulary też były w podróży. Od września do lutego prezentowano je na wystawie Faszination Stadt – Die Urbanisierung Europas im Mittelalter und das Magdeburger Recht w Kulturhistorisches Museum w Magdeburgu. Znalazły się także w katalogu wystwy.

Veranstaltungsplaktat Faszination Stadt © KHM
https://www.faszination-stadt2019.de/

Elbląskie okulary odnaleziono w latrynie (a jakże!) na parceli przy ul. Garbary 23. Są to okulary kabłąkowe, wycięte z jednego kawałka rogowej płytki. Powierzchnię dokładnie wypolerowano, a wewnątrz oprawek wyżłobiono rowki, umożliwiające zamocowanie szkieł. Szkła mają kolor ciemnozielony, w masie szklanej widoczne są drobne pęcherzyki powietrza. Krawędzie szkieł zostały oszlifowane.

Rogowe oprawki okularów upowszechniły się w XIV wieku. Kabłąk umożliwiał zamocowanie ich na nosie. Kolor szkieł sugeruje, że nie były to okulary korekcyjne. Ich zielona barwa miała działać jako filtr, łagodzący nadwyrężenie oczu. Wzmiankę o takim zastosowaniu okularów znajdujemy w Dziennikach Samuela Pepysa. W jednym z codziennych zapisków z 1666 roku autor skarży się, że przemęczył sobie oczy: [...] stały się słabe, łatwo się męczą i z trudem znoszą światło, bolą mnie od pracy przy świecach, a teraz jeszcze błysk śniegu bardzo im szkodzi". Lord Brouncker radzi mu używać okularów z zielonymi szkłami. Elbląskie znalezisko datowane jest na I. połowę XV wieku. Dowodzi to, że taki sposób radzenia sobie ze zmęczonymi oczami stosowany był już w średniowieczu.

Okulary z ul. Garbary 23, Stare Miasto Elbląg, fot. P. Wlizło

Do końca nie wiadomo, kiedy i kto wymyślił okulary. Już starożytni Grecy zaobserwowali, że kuliste naczynie wypełnione wodą powiększa oglądany przez nie przedmiot. Brak jednak dowodów na używanie przez nich okularów czy szkieł powiększających. Prawdopodobnie wynalazek ten powstał w Chinach już w V wieku. Istnieje legenda, wedle której żyjący samotnie w górach pustelnik Cho Tso używał skorupy świętego żółwia do zrobienia oprawek do szkieł. O stosowaniu okularów przez Chińczyków wiemy z relacji Marco Polo. Jednak pierwszymi na świecie optykami byli wynalazcy soczewki – Arabowie.

W Europie okulary pojawiły się pod koniec XIII wieku. Po raz pierwszy z tym wynalazkiem, za pośrednictwem kontaktów handlowych z Bliskim Wschodem, zetknęli się Włosi. Kto wykonał je po raz pierwszy jest kwestią sporną. Może był to dominikanin Alessandro de Spino we Florencji, a może miało to miejsce w jednej z wytwórni szkła w Wenecji. Oba miasta były pierwszymi ośrodkami, w których rozpoczęto wytwarzanie okularów, a właściwie lapides ad legendum - kamieni do czytania, jak je ówcześnie określano. W Wenecji pierwsze okulary do czytania wytwarzano z kryształów górskich, co potwierdzają statuty gildii z 1284 roku, reprezentującej rzemieślników weneckich obrabiających te szlachetne kamienie. Były to soczewki wypukłe, pomagające dalekowidzom, ułatwiające czytanie i pisanie. Okulary dla krótkowidzów pojawiły się dopiero w XV wieku w Niemczech.
Okulary na obrazie J. van Eycka 1436 r. (fragment)

Pod koniec XIV stulecia okulary eksportowano już do całej Europy. W XIV wieku wytwórcy okularów działali na terenie Niderlandów, od XV wieku w Niemczech: Ratyzbonie, Frankfurcie nad Menem, Strasburgu i Norymberdze. Popularność okularów wzrosła szczególnie po wynalezieniu prasy drukarskiej. Na początku XVI wieku handlarze okularami  byli już powszechnym widokiem na ulicach europejskich miast.

Okulary z ul. Garbary 23, Stare Miasto Elbląg, fot. P. Wlizło

Okulary były pożądanym i zapewne drogim przedmiotem. Pierwszymi użytkownikami byli duchowni oraz mieszczanie z wyższych warstw społecznych: rajcy, kupcy, zamożniejsi urzędnicy i rzemieślnicy. Ze względu na charakter wykonywanej pracy częściej doświadczali problemów ze wzorkiem. Długie wieczory spędzane na czytaniu i pisaniu, prowadzeniu rachunków czy korespondencji przy świecy lub praca w niedostatecznie doświetlonym warsztacie osłabiała wzrok i tak pogarszający się wraz z wiekiem. Okulary odnalezione w Elblągu należały najprawdopodobniej do H. Monacha lub M. Vilelypa, właścicieli parceli przy ul. Garbary 23 w końcu XIV i w XV wieku. Obaj byli zamożnymi kupcami, mieli więc środki i sposobność zakupu tak rzadkiego i cennego przedmiotu. Najwyraźniej jeden z nich, podobnie jak kilka wieków później Pepys, cierpiał z powodu przemęczonych oczu, nadwyrężonych długą pracą przy słabym świetle świecy. Nie możemy także wykluczyć, że chciał jedynie zaimponować posiadaniem wyjątkowego przedmiotu. Brak analogicznych obiektów uniemożliwia dokładne ustalenie  miejsca wytworzenia okularów: mogły powstać w jednym z ośrodków na terenie Włoch, Niemiec lub Niderlandów. Bardzo możliwe, że zostały zakupione przez właściciela podczas podróży handlowej.

Średniowieczny pas kobiecy

$
0
0
Elbląg jako miasto portowe, położone na szlaku łączącym wschodnią i zachodnią Europę, na bieżąco ulegał wpływom zachodnioeuropejskiego stylu. Mimo wydawanych przez władze przepisów przeciwzbytkowych mieszczanie chętnie, m.in. poprzez ubiór, podkreślali swój społeczny status. Bogato zdobiony pas, odnaleziony podczas wykopalisk w latrynie przy ul. Św. Ducha 45, zdecydowanie podnosił prestiż i podkreślał gust właścicielki. 

Pas kobiecy, XV w. [fot. archiwum MAH]

Pas wykonano z jednego kawałka skóry. Ma długość 94 cm i ozdobiony jest nabijanymi mosiężnymi aplikacjami. Przez 3/4 długości opaska (tak pięknie nazywa się ta część pasa, którą się opasamy) biegną trzy rzędy pojedynczych okuć. Przy obu krawędziach są to 44 małe, wklęsłe kółka, wykonane metodą wybijania. Pomiędzy nimi rząd 22 odlewanych, ażurowych dekoracji. Każdy zdobiony wyciętym motywem czterolistnej koniczyny, otoczonej wypukłym ornamentem perełkowym ujętym w romboidalną ramkę na kwadratowej podstawie. Pas zaopatrzony jest w 7 dziurek. Każda wzmocniona nierówno wyciętą, prostokątną blaszką o szerokości pasa (10 cm).  Na zakończeniu pasa podwójne powtórzenie aplikacji z opaska oraz proste okucie z kawałka prostokątnej blachy. Końcówka z tulejkowatą krawędzią ozdobiona jest wybijanymi punktami, tworzącymi podwójną kopertę. Aplikacje przymocowano do pasa niewielkimi, mosiężnymi nitami. Pas zapinano niezdobioną, prostokątną sprzączką o podwójnej ramie, przymocowaną przy pomocy trapezowatej blaszki, łączącej kawałki skóry trzema niewielkimi nitami. 

Pas kobiecy, ul. Św. Ducha 45, Stare Miasto Elbląg [fot. archiwum MAH]

Szerokie i dość krótkie pasy były charakterystycznym elementem kobiecej mody w XV wieku. Noszono je do wierzchnich sukni w typie houppelande lub robe. Pas zapinano, wysoko pod biustem, klamrą do tyłu. Obwód przedstawionego pasa po zapięciu wynosi 75-78 cm co wskazuje, że był odpowiedni, by przytrzymać fałdziste okrycie w typie houppelande. Potwierdzają to przedstawienia ikonograficzne. Rzeźby ukazujące Panny Głupie, z kościoła Marii Magdaleny w Lubece ubrane są w suknie podtrzymywane przez szerokie pasy z prostokątną sprzączką o podwójnej ramie. Na miniaturze XV-wiecznego lyońskiego rękopisu Opowieści o Róży jedna z kobiet ubrana jest w długą, białą suknię przepasaną, zapiętym z tyłu i zdobionym aplikacjami, szerokim pasem. 

Miniatura z rękopisu Opowieści o Róży, ok. 1430 [źródło: wikimedia.org]

Znalezisko datuje się na XV wiek. Sposób wykonania elbląskiego pasa, jego bogata dekoracja oraz jakość wyprawionej skóry wskazują, że był to przedmiot importowany. Prawdopodobnie został wykonany w jednym z warsztatów północno-europejskich, być może angielskich. Brak bezpośrednich analogii uniemożliwia wskazanie miejsca jego wytworzenia.

Metalowe aplikacje pasa [fot. archiwum MAH]

Pas odnaleziono w wypełnisku latryny ciasno, dookolnie zwinięty co może świadczyć, że trafił tam przez przypadek. Zdjęcie sukni w typie houppelande lub robe możliwe było jedynie przez ściągnięcie jej przez głowę przy wcześniejszym odpięciu pasa. Być może w takich okolicznościach pas niefortunnie wpadł do wnętrza latryny, a może ze zgubą wiąże się zupełnie inna historia. 

Viewing all 131 articles
Browse latest View live